Czy kontrakty w Lechu Poznań są za krótkie?

Krótkie kontrakty to jeden z najważniejszych atutów Lecha Poznań w rozmowach z nowymi nabytkami. To także jedna z większych pułapek, przez które ?Kolejorz? musi oddawać piłkarzy za zbyt niskie kwoty.

Michał Goliński, Bartosz Ślusarski to najbardziej utalentowani gracze, jakich w tym roku pozbył się Lech Poznań. I zarobił na nich obu najwyżej nieco ponad 1,5 mln zł. Groclin Grodzisk Wlkp. zarabia tyle na transferze jednego piłkarza, który nie jest gwiazdą drużyny. Choćby taki Ivica Kriżanac może kosztować nawet 3 mln zł.

W przypadku lechitów problemem nie jest to, że są gorsi. Oni po prostu mają krótsze kontrakty. Lech często musi sprzedawać swych piłkarzy wtedy, gdy tym kończą się umowy i nie da się ich przedłużyć. A wtedy cena zawodnika, rzecz jasna, spada.

Z graczy, którzy wzmocnili Lecha tej zimy, Marcin Wachowicz podpisał kontrakt na 2,5 roku, Piotr Świerczewski - dwuletni, Emmanuel Ekwueme - półroczny z opcją przedłużenia. W wielu tych przypadkach to właśnie krótkie kontrakty były jedną z pokus dla piłkarzy, by przyjść do Poznania. Krótkie, bo takich umów w bogatszych klubach się nie podpisuje. Goliński poszedł do Groclinu na cztery lata, a standardem są umowy pięcioletnie. To na tyle długi okres, by piłkarz przez przynajmniej trzy lata nie zawracał sobie głowy kolejnymi przenosinami i aby ewentualnie sprzedać zawodnika za rozsądną cenę.

W Lechu już po roku wielu piłkarzy zaczyna się zastanawiać nad zmianą klubu. To musi mieć wpływ na ich formę. Nie mam wątpliwości, że Goliński czy Łukasz Madej graliby jesienią lepiej, gdyby mieli w perspektywie więcej niż pół roku występów w Lechu.

A zatem Lech często jest w stanie sprowadzić na Bułgarską piłkarzy m.in. dlatego, że proponuje im krótkie kontrakty. Z drugiej jednak strony właściwie wiąże sobie w ten sposób ręce w kwestii późniejszej sprzedaży tych graczy. A dochody z transferów w takich klubach jak "Kolejorz" powinny być jedną z najważniejszych metod zarabiania pieniędzy. Tymczasem na Bułgarskiej nie mieliśmy w ostatnich latach gracza, który odszedłby na niezłych warunkach finansowych. Bartosz Bosacki, Bartosz Ślusarski, Michał Goliński to zawodnicy, dzięki sprzedaży których można by teoretycznie zarobić krocie.

Jeśli pozyskuje się piłkarzy za bezcen, to potem często za bezcen trzeba ich oddawać - można by powiedzieć. Lech nie jest w stanie prowadzić normalnej polityki w handlu piłkarzami, bo zbyt często prowadzi ją, postawiony pod ścianą.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.