Gdzie są gwiazdy z tamtych lat: zapaśnik Roman Bierła

Roman Bierła. Mimo że osiągnął w zapasach wiele, to czuje coraz większy niedosyt. - Srebrny medal igrzysk olimpijskich nie może się równać w żaden sposób ze złotym - przyznaje.

Gdzie są gwiazdy z tamtych lat: zapaśnik Roman Bierła

Roman Bierła. Mimo że osiągnął w zapasach wiele, to czuje coraz większy niedosyt. - Srebrny medal igrzysk olimpijskich nie może się równać w żaden sposób ze złotym - przyznaje.

A przecież olimpijskie złoto właściwie miał w kieszeni. Podczas igrzysk w Moskwie szedł jak burza przez eliminacje wagi ciężkiej (100 kg), dochodząc aż do finału. Niestety, przez sędziowskie układy przegrał walkę o złoty medal z doświadczonym Bułgarem Rajkowem. - W finale było 0:0, a w całym turnieju to ja miałem więcej punktów, więc mnie należało się zwycięstwo. Niestety, rumuński sędzia musiał się odwdzięczyć arbitrowi z Bułgarii za medal dla swojego krajana i pod koniec walki ukarał mnie za pasywność. To zdecydowało o niesprawiedliwej porażce. Po turnieju wszyscy pocieszali mnie, że jestem jeszcze młody, mam dopiero 23 lata. Bułgar był grubo po trzydziestce, więc musiał dostać ten medal. A ja za cztery lata złoto mam pewne, tłumaczyli - wspomina Bierła. Tymczasem już nigdy więcej nie pojechał na olimpiadę. - Nawet nie da się tego opisać, co poczułem, kiedy dowiedziałem się, że polska reprezentacja nie jedzie do Los Angeles... - kręci głową.

W 1984 roku kadra zapaśników przygotowywała się do olimpiady na zgrupowaniu we Włoszech. - Lecąc na obóz, poznaliśmy w samolocie pewnego biskupa, który załatwił nam audiencję u Papieża. Ojciec Święty spojrzał na nas uważnie i ze smutkiem w oczach zapytał: Chłopcy, a czy jesteście pewni, że naprawdę polecicie na tę olimpiadę? To był maj i zwykli ludzie nie spodziewali się jeszcze takiego scenariusza. Nikt nie przypuszczał, że kraje bloku wschodniego zbojkotują igrzyska, w Watykan już o tym wiedział... - kwaśno uśmiecha się Bierła.

Do zapasów zachęcił go starszy o 10 lat brat Henryk. Przygoda ze sportem mogła się jednak szybko zakończyć. - Moja mama była bardzo przeciwna zapasom. Po długich namowach zdecydowała się jednak puścić mnie na trening. No i... wróciłem ze złamaną ręką. Wydawało się, że to koniec marzeń o zapasach, a jednak po dwóch latach spróbowałem jeszcze raz i z czasem okazało się, że mam predyspozycje - wspomina 47-letni Bierła.

W Polsce reprezentował barwy tylko jednego klubu: GKS-u Katowice. - Były oferty, m.in. z Legii Warszawa, ale do głowy mi nie przyszło, żeby tam przejść. Do Warszawy? Nie! Zresztą GKS potęgą był i basta, więc gdzie miałbym się ruszać. Podczas MŚ w Meksyku w 1978 roku w kadrze Polski na 10 zawodników aż siedmiu było z GKS-u - podkreśla Bierła.

Zaraz po IO w Moskwie wyjechał do Niemiec, gdzie startował w kilku amatorskich klubach. Po trzech latach wrócił do Polski, ale w 1988 roku ponownie osiadł w Niemczech. - To były czysto amatorskie kluby. Rano chodziło się do pracy, a po południu na trening. W Polsce było inaczej, tutaj byliśmy prowadzeni przez KWK "Wujek", gdzie mój ojciec przepracował 25 lat. Czasem było mi wstyd iść po wypłatę, ale niektórzy moi koledzy nie robili sobie z tego powodu problemu, a pod kopalnię podjeżdżali taksówkami. Nawet boję się myśleć, co wtedy czuli ci biedni górnicy... - kręci głową Bierła.

Już jako junior sięgał po najwyższe trofea: zdobył złoty (1977) i brązowy (1975) medal mistrzostw świata juniorów. Cztery razy był mistrzem Polski seniorów: 1978, 79, 83, 87. Podczas MŚ w 1979 roku zajął piąte miejsce, zaś w 1986 roku szóste. Wywalczył srebrny medal podczas ME w 1979 roku. Jego trenerami byli: Stanisław Turos, Jan Adamaszek, Antoni Masternak i Janusz Tracewski.

Od 25 lat jest żonaty, ma dwójkę dzieci: 20-letniego syna Kamila i 13-letnią córkę Nicole. Obecnie jest współwłaścicielem hurtowni napojów, wciąż zajmuje się jednak zapasami. Pełni funkcję prezesa Orła Wełnowiec, który powstał w miejsce zlikwidowanej sekcji zapasów GKS-u.

Copyright © Agora SA