Astoria gra z Polonią w EBL

- Pokonanie Polonii to nie kwestia zatrzymania Erica Elliotta, bo koszykówka to gra pięciu na pięciu - mówi przed spotkaniem 9. kolejki trener Astorii Wojciech Krajewski

- Mamy problemy, bo nie trenowali od środy Wiekiera i Wilangowski - nie krył w piątek po południu trener bydgoskich koszykarzy, którzy wczoraj i przedwczoraj ćwiczyli w godzinie rozpoczęcia meczu, czyli o 13.30 (transmisja telewizyjna w TVP3 - przyp. red.).

Obaj kontuzjowani zawodnicy nie wystąpili w środowym, wygranym 80:75, meczu Pucharu Ligi w Koszalinie. - Pawła, który już w Ostrowie grał znieczulony z kontuzją, pobolewa kolano. Odpoczynek jest mu potrzebny i raczej będzie grał - informuje szkoleniowiec.

- Wilangowski ma uraz podobny do Krzynówka: naderwanie włókien mięśnia dwugłowego. Stało się to na początku tygodnia na treningu. Znając twardy charakter Krzyśka, to może przyjść i zagrać; mimo tego, jak traktują go niektórzy ludzie w bydgoskiej hali - dodaje.

O co chodzi trenerowi i koszykarzom, którzy u siebie wygrali tylko raz, 23 października z Deichmannem/Śląskiem a na wyjeździe mają serię trzech wygranych?

O atmosferę w hali, o wyrażanie niezadowolenia z wyników poprzez wyzwiska i rzucanie w koszykarzy np. ogryzkami. - Nie możemy zrozumieć, że jest pierwsza minuta meczu, pójdzie nieudana akcja z naszej strony i już są gwizdy, okrzyki, Wilangowskiego wyzywa się od "Krzyżaków" - nie kryje Krajewski. - Podejrzewam, że nie robią tego kibice Astorii. Fani, którzy są z nami na wyjazdach, powinni wpłynąć na tych ludzi swoim zachowaniem - kontynuuje.

10 dni temu Astoria podejmowała już w swojej hali dzisiejszego rywala. Polonia wygrała 91:89. Aż 33 punkty rzucił wtedy bydgoszczanom Eric Elliott. Na niego szczególnie powinni być wyczuleni gospodarze. - To nie jest kwestia powstrzymania jednego koszykarza. Drużynę Elliotta można zatrzymać zespołowo a do tego mieć skuteczność w ataku. Bo co z tego, że poradzimy sobie w obronie, jak nie dorzucimy do tego własnych punktów - mówi o pomyśle na pokonanie Polonii Krajewski. Wie też z pewnością o sile rywala w rzutach zza linii 6,25 m. Rok temu, gdy 15 listopada "Asta" przegrała u siebie z Polonią 71:92, rywale trafili połowę - 9 z 18 - rzutów "za trzy". Astoria 6 na 22, czyli prawie aż o połowę mniej (27 proc.). W poprzednią środę w Pucharze 9 z 26 prób (34 proc.) przy 6/14 Polonii (42 proc.).

- Trzeba się otworzyć, odczarować Łuczniczkę - stwierdza Krajewski. Bo przecież w tym sezonie, po zwycięstwie nad Deichmannem/Śląskiem, nadeszła czarna passa: porażki ligowe z Notecią, Unią-Wisła i pucharowa z Polonią. Okoliczność sprzyjająca dla "Asty" to ostatnia przegrana Polonii u siebie 73:86 z Turowem Zgorzelec. - Myślę, że graczy zdopinguje też obecność telewizyjnych kamer, bo chcą się pokazać na arenie ogólnopolskiej. Chciałbym przynajmniej, żeby ten mecz wyglądał poważniej od obrad komisji śledczej (tydzień temu zepchnęła z anteny mecz Prokom - deichmann/Śląsk - przyp. red.) - kończy trener.

mac

O TYM, CO MA W TYM SEZONIE PATENT NA ASTORIĘ I NOTEĆ

Co z tego, że trzy miesiące temu skończył 35 lat i że ma tylko 182 cm wzrostu. Trzeci sezon na polskich parkietach udowadnia, że podeszły (jak na koszykarza) wiek i niewielki (jak na koszykarza) wzrost nic nie znaczą. Eric Elliott jest ciągle jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) obwodowym zawodnikiem Era Basket Ligi, łączącym cechy prawdziwego rozgrywającego, który umiejętnie steruje tempem akcji, wyszukuje dobrze ustawionych partnerów i podaniem otwiera im drogę do kosza oraz potrafi wziąć na siebie ciężar zdobywania punktów, by praktycznie w pojedynkę przesądzić losy meczu.

W tym sezonie o nieprzeciętnych umiejętnościach Elliotta przekonały się już oba zespoły ekstraklasy z dawnego woj. bydgoskiego. Dwa tygodnie temu w Inowrocławiu poprowadził "Czarne Koszule" do zwycięstwa 87:79. Grał pół godziny. Rzucił w tym czasie 22 pkt (trafił 5 z 7 prób za 2 pkt, 3/6 "za trzy" i wszystkie 3 rzuty wolne), zebrał 2 piłki w obronie, miał 3 asysty i przechwyt. - Ulegliśmy, bo brakowało nam takiego reżysera gry - skwitował trener Noteci Piotr Baran. 10 dni temu Elliott dał w Łuczniczce lekcję Astorii w ramach rozgrywek grupowych Pucharu Ligi. Nic to, że jego Polonia w pewnym momencie ulegała różnicą 20 pkt. Gdy Elliott wziął się do roboty (na spółkę z Walterem Jeklinem) przewaga zniknęła i skończyło się na sukcesie gości jednym koszem. W niespełna 32 minuty zdobył aż 33 pkt. Pomylił się zaledwie przy jednym rzucie z każdej pozycji! (6/7 z półdystansu, 3/4 "trójki" i aż 12/13 wolnych). - Nikt nie był w stanie go zatrzymać - przyznał trener Astorii Wojciech Krajewski.

Po ośmiu kolejkach EBL Elliott w klasyfikacji strzelców jest 12. (15,4 pkt na mecz), a wśród najlepiej podających - 13. (śr. 3,4; wygrał tę klasyfikację w sezonie'2002/03 i był drugi w poprzednim).

A gdy zaczynał grę w polskiej lidze, potrafił rzucić Śląskowi Wrocław 39 pk. Karierę zaczynał w rodzinnych Stanach Zjednoczonych, na uniwersytecie Hope, skąd w 1992 roku trafił do Europy. Zakotwiczył się na siedem sezonów w szwedzkiej Plannji Lulea. Tak wywindował tamtejszy zespół (medale w lidze, występy w europejskich pucharach), że doczekał się - wzorem NBA - wciągnięcia pod sufit hali w Lulei swej koszulki z zastrzeżonym nr 14. Potem grał w klubach Euroligi: Lietuvosie Rytas Wilno (1999-2001) i Telindusie Ostenda (2001). Gipsarowi pomógł zająć w maju'2003 piąte miejsce w lidze, a w minionym był współautorem brązowego medalu Polonii.

Elliott miał też być zbawieniem polskiej reprezentacji Andrzeja Kowalczyka, pod którego wodzą występował w Gipsarze. Otrzymał na początku roku polskie obywatelstwo. Dzięki temu Kowalczyk mógł oprzeć na Elliotcie grę kadry w eliminacjach mistrzostw Europy. Niestety, Amerykanin z polskim paszportem i jego koledzy nie podołali zadaniu, odpadając z kretesem w eliminacjach grupowych z Francuzami, Słoweńcami i Czechami. Rzucał 7,7 pkt w meczu (skuteczność z gry tylko 31 proc.) i miał po 3 asysty. - Grałem słabo. Czasami nie wychodzi i te mecze reprezentacji to był akurat taki moment w mej karierze - przyznał Elliott "Gazecie" po ostatnim wrześniowym meczu z Francją.

jad

W najgorszym razie 14

Tyle właśnie punktów zdobył amerykański środkowy Polonii Otis Hill w swoim "najsłabszym" występie w EBL - tydzień temu, gdy na Torwarze warszawiacy przegrali z Turowem 73:86. W owym najgorszym z ośmiu ligowych meczów 30-latek, którego Polonia wypatrzyła przed sezonem w II lidze hiszpańskiej, trafił cztery z dziesięciu rzutów za 2 pkt i 6/7 rzutów wolnych (z osobistych w ogóle rzadko się myli, bo w całym sezonie ma skuteczność 82 proc. - 38/46). Rekord skuteczności zanotował we Wrocławiu: rzucił 26 pkt (trafił 10 z 15 prób za 2 pkt, 6/9 rzutów wolnych, miał przy tym 8 zbiórek). Zaliczył też mecz, gdy nie spudłował ani razu! Przeciwko Czarnym zdobył 22 pkt (8/8 spod kosza i 6/6 wolnych). Już po kilku dniach przedsezonowych treningów zauważono jego mocną stronę - grę tyłem do kosza. Hill sprawdził się w Polonii na tyle, że w klasyfikacji najskuteczniejszych w lidze wyprzedza go jedynie Michael Ansley. Średnia Hilla to 19,3 punktów przy 64,4 proc. skuteczności w rzutach z gry. I dlatego, gdy na obwodzie Elliott, Koszarek czy Jeklin nie mają pozycji do rzutu, prawie wszystkie piłki podawane są do Hilla. A jak koledzy nie trafią, to Otis zbiera piłkę. Ma średnio 6,8 zbiórek w meczu, czyli nieznacznie lepiej od centra "Asty" Krzysztofa Wilangowskiego (6,6). Hill jest jeszcze drugi pod względem bloków na mecz (1,25).

mac

Pomóż "Aście"

"Gazeta" ma propozycję dla kibiców, którzy chcą pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstwa. Aby Astorii dobrze się grało od pierwszych minut, rozpocznijmy spotkanie na stojąco, klaszcząc aż do zdobycia przez drużynę pierwszych punktów. Tak robią m.in. kibice w Inowrocławiu, czy w Zgorzelcu. Trener Wojciech Krajewski poparł ten pomysł.

Rzut z połowy

Zapraszamy kibiców koszykówki kolejny raz do zabawy w "Rzut z połowy boiska". Od miesiąca, podczas każdego meczu Astorii w hali Łuczniczka, kibice walczą już nie o premię 1000 zł, a o nagrody rzeczowe, fundowane przez Domar Bydgoszcz. Dziś jeden z kibiców stanie przed szansą wygrania telewizora i DVD. Aby wziąć udział w zabawie, trzeba najpierw prawidłowo wypełnić kupon konkursowy. Każdy kibic wypisuje na nim swoje dane oraz podejmuje decyzję: czy w przerwie meczu sam chce wykonać dwa rzuty z połowy boiska, czy do drugiej próby zaprasza wybranego przez siebie zawodnika Astorii (przypomnijmy, że w poprzednich dwóch meczach fan do zabawy zapraszał Grzegorza Arabasa, który w obu przypadkach spudłował). Potem kupon należy wrzucić do urny w namiocie "Gazety Wyborczej" w hali.

I to tyle formalności. Jak zwykle po pierwszej kwarcie spotkania wylosujemy kupon jednego szczęśliwca, który stanie na parkiecie Łuczniczki, by zmierzyć się z piłką, dystansem i koszem. Jeśli choć raz podczas dwóch prób piłka wpadnie do kosza, kibic zabiera nagrody do domu.

Copyright © Agora SA