Rozmowa z Jackiem Zioberem

Były piłkarz ŁKS po przegranych wyborach na prezesa klubu dostał od Romana Stępnia propozycję zasiadania w jego zarządzie.

Jacek Grabarski: To prawda, że zdecydował się Pan na kandydowanie na prezesa klubu tak nagle i bez przygotowania?

Jacek Ziober: Już dawno rozważałem możliwość kandydowania, kiedy czytałem o wyborach w prasie, rozmawiałem z ludźmi związanymi z ŁKS. To zresztą koledzy namówili mnie do startu w wyborach. Zdecydowałem się, bo w klubie potrzebna jest zmiana, świeży powiew. I uważam, że dobrze się stało, że trochę się zamieszało na tym zebraniu. Jestem w stanie odpowiadać na argumenty, jakie kierowane są przeciwko mnie.

Jednym z nich było, że zajmowałby się Pan tylko piłką nożną, a ŁKS to wiele różnych sekcji...

- Absolutnie nie. Chociaż doświadczenie mówi, że to właśnie piłka utrzymuje inne dyscypliny. Piłka naciąga koniunkturę, to ona przyciąga ludzi na stadiony, do klubów. Koszykówka tego nie utrzyma. Firmy, chcące inwestować w sport, nie pchają się na koszykówkę, czy siatkówkę, na które przychodzi po kilkadziesiąt, sto osób. Natomiast dobrze poukładana piłka, gdzie szkoli się młodzież, a później najzdolniejszych sprzedaje do najlepszych klubów polskich, czy zagranicznych, te pieniądze sama zarabia.

Jakie miał Pan plany, jako prezes stowarzyszenia?

- Przede wszystkim moja praca byłaby skoncentrowana na klubie, nie zajmowałbym się innymi interesami. Dla realizacji swoich założeń wprowadziłbym swoich kandydatów do zarządu. Ludzi, którzy coś w piłce i tym mieście znaczą. Dzięki którym mógłbym wiele rzeczy dla tego klubu zrobić. Przede wszystkim jednak starałbym się nawiązywać kontakty z klubami zagranicznymi, jak choćby Montpelier, w którym grałem przez wiele lat. Tam ciągle rozwija się przede mną czerwone dywany, a tutaj ten dywan się zwija, chociaż dla ŁKS zrobiłem chyba trochę dobrego. Są różne polityki, jak się traktuje wychowanków. Można też na nasz grunt przenieść kilka francuskich pomysłów. Na przykład w Montpeller na każdy mecz pozyskuje się innego sponsora. Przychodzi pięć, dziesięć firm, które wykładają drobniejsze pieniądze, dlatego łatwiej je pozyskać. Nie koniecznie musi to być sponsor strategiczny.

Może więc będzie się Pan starał wprowadzić te założenia jako przedstawiciel zarządu, co zaproponował prezes Stępień...

- Na razie nie chcę tego komentować.

Będzie Pan kandydował na prezesa za cztery lata?

- Być może. Zawsze prezentowałem postawę proełkaesowską, ten klub był i jest mi bliski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.