Jacek Ziober: Już dawno rozważałem możliwość kandydowania, kiedy czytałem o wyborach w prasie, rozmawiałem z ludźmi związanymi z ŁKS. To zresztą koledzy namówili mnie do startu w wyborach. Zdecydowałem się, bo w klubie potrzebna jest zmiana, świeży powiew. I uważam, że dobrze się stało, że trochę się zamieszało na tym zebraniu. Jestem w stanie odpowiadać na argumenty, jakie kierowane są przeciwko mnie.
- Absolutnie nie. Chociaż doświadczenie mówi, że to właśnie piłka utrzymuje inne dyscypliny. Piłka naciąga koniunkturę, to ona przyciąga ludzi na stadiony, do klubów. Koszykówka tego nie utrzyma. Firmy, chcące inwestować w sport, nie pchają się na koszykówkę, czy siatkówkę, na które przychodzi po kilkadziesiąt, sto osób. Natomiast dobrze poukładana piłka, gdzie szkoli się młodzież, a później najzdolniejszych sprzedaje do najlepszych klubów polskich, czy zagranicznych, te pieniądze sama zarabia.
- Przede wszystkim moja praca byłaby skoncentrowana na klubie, nie zajmowałbym się innymi interesami. Dla realizacji swoich założeń wprowadziłbym swoich kandydatów do zarządu. Ludzi, którzy coś w piłce i tym mieście znaczą. Dzięki którym mógłbym wiele rzeczy dla tego klubu zrobić. Przede wszystkim jednak starałbym się nawiązywać kontakty z klubami zagranicznymi, jak choćby Montpelier, w którym grałem przez wiele lat. Tam ciągle rozwija się przede mną czerwone dywany, a tutaj ten dywan się zwija, chociaż dla ŁKS zrobiłem chyba trochę dobrego. Są różne polityki, jak się traktuje wychowanków. Można też na nasz grunt przenieść kilka francuskich pomysłów. Na przykład w Montpeller na każdy mecz pozyskuje się innego sponsora. Przychodzi pięć, dziesięć firm, które wykładają drobniejsze pieniądze, dlatego łatwiej je pozyskać. Nie koniecznie musi to być sponsor strategiczny.
- Na razie nie chcę tego komentować.
- Być może. Zawsze prezentowałem postawę proełkaesowską, ten klub był i jest mi bliski.