Kubica w przedsionku Formuły 1

Robert Kubica, zawodnik Formuły 3: Co z tego, że w testach do Formuły 1 będę szybszy od rywala o 0,3 s na okrążeniu? Kogo wybiorą, jeśli on ma sponsora, który mu zapewni samochód szybszy o 0,5 s?

Kubica, który we wtorek skończył 20 lat, zajął niedawno drugie miejsce w klasycznym wyścigu w Macao. To nieoficjalne mistrzostwa świata Formuły 3 - przedsionka Formuły 1.

Radosław Leniarski: Czy Polak pojedzie w Formule 1?

Robert Kubica: Ma szansę. Plusy są takie, że mogę być pierwszym Polakiem, który wystartuje w F1.

Minusy - że w Polsce wyścigi samochodowe są słabo rozwinięte. Nie ma sukcesów, nie ma sportu. Może byłoby mi łatwiej, gdyby taki Kubica był przede mną.

Gdzie Pan już dotarł w drodze do Formuły 1?

- Są dwie drogi. Trzeba mieć albo talent i pieniądze, albo pieniądze i talent. Fernando Alonso czy Giancarlo Fisichella doszli do Formuły 1, mając talent, jeżdżąc w gokartach i bolidach z zerowym kontem w banku. Dopiero potem wsparli ich sponsorzy, przy czym Alonso miał dużo szczęścia, bo Telefonica [gigant telekomunikacyjny w Hiszpanii - red.] zainwestowała w niego i szybko dostał się do Formuły 1. Z tego, co czytam, w porównaniu do Alonso dysponuję dużo mniej niż jedną dziesiątą jego budżetu [rocznie na utrzymanie się na wysokim poziomie w Formule 3 zawodnik potrzebuje ok. 2 mln zł - red.]. Dlatego - choć wszyscy mówią w moim kontekście o Formule 1 - nie chcę zapeszać, ale możliwe, że się tam w ogóle nie dostanę. I to będzie moja wielka porażka. Niestety, przykre jest to, że jestem jedyną nadzieją i mogę nią pozostać przez następne dziesięć lat.

Jakie warunki muszą być spełnione, żeby prawdopodobieństwo kontraktu z Formułą 1 było stuprocentowe?

- W przyszłym roku mogę wygrać 80 proc. wyścigów Formuły 3 i się nie dostać do Formuły 1! Przecież jest wielu kierowców dużo szybszych od pięciu najsłabszych kierowców F1.

W Formule 1 nie jeżdżą najszybsi?

- Nie. Część z nich miała po prostu bardzo dużo szczęścia albo bardzo dużo pieniędzy. Oczywiście najlepsze sześć zespołów - Ferrari, McLaren, Williams, BAR, Toyota, Renault - ma gigantyczne budżety. Dla nich to, czy będą miały kilka milionów euro za kierowcę więcej czy mniej, nie robi zasadniczej różnicy. Oni chcą mieć szybkiego kierowcę, bo im chodzi o wygrywanie. Dlatego dostanie się do zespołu z czołówki jest naprawdę ciężkie.

Ale są też zespoły takie jak Jordan czy Minardi, gdzie trzy razy patrzą na każde wydawane euro i kombinują.

Jak to kombinują?

- Wyobraźmy sobie, że pojadę na testy, będę się ścigać o miejsce w jednym ze słabszych zespołów F1. Będę szybszy od innego kierowcy o 0,3 s na okrążeniu, ale tamten wniesie do zespołu dużego sponsora. Kogo wybiorą? Tego z dużą kasą, bo za jego pieniądze będą mogli przygotować samochód szybszy o 0,5 s. Zespół będzie mógł wynająć lepszych inżynierów, więcej testować, na dłużej wynajmować tor, a na dodatek zadowolony sponsor w przyszłym roku wyda jeszcze więcej i zespół się rozkręci.

Pod tym względem Formuła 1 jest chyba wyjątkowa?

- Moim zdaniem tak jest wszędzie. Chyba nie uważa pan, że na przykład Real Madryt kupił Davida Beckhama, bo to najlepszy pomocnik świata? Nie. Kupił go dlatego, że było duże bum. Beckham przynosi dochód, generuje zainteresowanie, co w sumie pozwala na rozwój klubu. No i jest niezły. Nie najlepszy, ale niezły.

Załóżmy, że w tej chwili dzwoni do Pana prezes PKN Orlen i mówi, że chce być Pana sponsorem. Od dziś ma Pan pieniądze na testy w Formule 1. Rzuciłby Pan wszystko, by spróbować?

- Nie, wolałbym je wydać na starty w całym sezonie F3, co może przynieść więcej korzyści niż jeden dzień testów na przykład w zespole Minardi. Mnie takie płatne testy nie są w ogóle potrzebne, nie wzbogacą moich umiejętności. Gdybym jednak za pieniądze od sponsora mógł być kierowcą testowym F1 w całym sezonie, to byłbym głupi, aby z tego nie skorzystać.

Czy to technicznie wykonalne? To znaczy jednego dnia ma Pan wizytę dużego sponsora, następnego składa Pan propozycję zespołowi F1, a następnego dnia jest kierowcą?

- Czemu nie. Umiejętności moje i powiedzmy dziesięciu najlepszych kierowców, z którymi startowałem w tym sezonie w Formule 3, są wyższe niż niektórych kierowców F1. Trzej zawodnicy z F3, którzy przeszli do Formuły 1 w tym roku - Christian Klein, Timo Glock, Ryan Briscoe - robią lepsze wyniki niż ci, którzy jeżdżą tam, bo płacą. Tacy jak na przykład Węgier Zsolt Baumgartner z Minardi, który startuje w F1 za pieniądze MOL i państwa węgierskiego.

W Polsce byłoby chyba niemożliwe, by państwo opłacało starty kierowcy w Formule 1. Podniósłby się hałas, że podatnicy finansują hobby Kubicy.

- A dla Węgier to promocja. Mają tradycję, tor, Grand Prix F1. Brakowało tylko kierowcy. My nie mamy nic. Szkoda. Gdyby było tak jak na Węgrzech, pewnie już bym jeździł w F1. A dla Polaków to też byłoby fajne. Bo teraz oglądanie Formuły 1 to tak jak oglądanie skoków narciarskich bez Małysza. Żeby było tak naprawdę fajnie, trzeba by jeszcze wygrywać, ale przecież Małysz też od razu nie zwyciężał.

Czy w Formule 1 nie potrafią dostrzec supertalentu? Rzucić się na niego i rozdrapać w wyścigu o kontrakt?

- Ocena kierowcy nie jest łatwa. Trzeba pamiętać, że wyścigi samochodowe są bardziej skomplikowane niż futbol. Piłkarzowi wystarczy dać korki i zobaczyć, jak gra. A w wyścigach jest kierowca i bolid. Jak bolid nie jedzie szybko, kierowca nie wygrywa. Michael Schumacher w Minardi nie wygrałby wyścigu, ale Baumgartner w Ferrari też nie. Byłby wysoko - może w pierwszej szóstce - ale by nie wygrał.

W takim razie na czym polegają Pana mocne punkty jako kierowcy? Czy można je ocenić obiektywnie?

- Można. To dlatego zespół Manor Mercedes wziął mnie do Macao, choć miał do wyboru kierowców z większym budżetem. Np. fachowcy mówią, że ja najwięcej zyskuję na dohamowaniach - to moja wielka zaleta. Jestem jednym z najpóźniej hamujących kierowców. Nie wiem, skąd się u mnie ta cecha wzięła, ale jestem w stanie zahamować późno i krótko. Potrzebuję też dużo mniej czasu niż inni, aby poznać tor. Dochodzę szybciej do limitów, do najlepszych czasów. Większość potrzebuje trzech dni, ja raczej trzech godzin. Mam dzięki temu więcej czasu, aby np. poprawiać samochód.

Jak Pan ustawi siebie na tle kierowców takich jak Schumacher?

- Niektórzy mówią, że Schumacher jest maszyną. Mówią też, że nie ma lepszego kierowcy, nie było i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie, choć ja uważam, że najlepszy był Ayrton Senna. Ale pamiętajmy - Schumacher też płacił za pierwsze starty w Formule 1. Gdyby nie dostał od sponsora pieniędzy na pierwsze pięć wyścigów, gdyby jego ówczesny sponsor miał kłopoty finansowe albo zwątpił w niego, to zamiast o Schumacherze rozmawialibyśmy o Rubensie Barrichello [kolega Niemca z teamu Ferrari - red.] jako o fenomenie F1.

Trudno mi jednak oceniać kierowców, dlatego że nie widać ich prawdziwych możliwości, bo tworzą nierozerwalną parę z bolidem. Nie dziwię się więc wahaniom potencjalnych moich sponsorów - im ocenić mnie jest jeszcze trudniej, gdy siedzą w biurze. Widzą tylko wyniki i mają kłopot - Kubica zajmuje tu siódme miejsce, tu jest dziesiąty. To lepiej dać pieniądze pierwszemu.

Ale w prestiżowym wyścigu w Macao Kubica był drugi. Co się stało?

- Nie lubię się usprawiedliwiać, mówić, że bolid nie jedzie. Na szczęście właśnie wyścig w Macao pokazał, że tak właśnie jest - wcześniej, gdy startowałem w innym teamie, bolid nie jechał. A w Macao po zmianie zespołu byłem jednym z dwóch najszybszych kierowców weekendu. Miałem najszybsze okrążenie, na treningu byłem najszybszy, a w wyścigu drugi.

Przede wszystkim znów uwierzyłem w siebie. Wcześniej, gdy wyniki były słabe, sytuacja w niemieckim zespole Mücke, w którym jeździłem, była napięta. Zespół nie próbował szukać przyczyny, pogodził się z tym, że zajmuję ósme miejsce, uważając, że to przeze mnie. Wszyscy widzieli, że nie idzie, a oni mieli tylko jedną wymówkę - Polak za kierownicą.

Dlatego najprawdopodobniej nie będę jeździć w Mücke. Za dużo nerwów mnie to kosztowało. W pewnym momencie w środku sezonu straciłem przez nich wiarę w samego siebie, w to, że mogę szybko jeździć.

Na szczęście był start w Macao. Wszystko się zmieniło. Miałem taki pomysł, aby wysłać im faks z wynikami. Ale stwierdziłem, że nie zrobię tego. I tak czas pokaże, kto miał rację. Będzie więcej takich wyścigów jak Macao.

Czy Pan dostawał pieniądze z Mücke?

- Nie. Za wyścigi na moim poziomie trzeba płacić. Ja i tak jestem od ośmiu lat kierowcą, który najmniej płaci, a to znaczy, że szefowie zespołów widzą, że mam talent i możliwości. Podobnie robią nowe teamy, które wchodząc do wyścigów, wolą wybrać szybszego, a niekoniecznie bogatszego kierowcę.

Czyli rozważa Pan start w jeszcze jednym sezonie Formuły 3?

- Wątpię. Trzeci sezon to ryzykowna sprawa. Trzeba wygrywać, bo jak się nie uda, to powiedzą, że widocznie Kubica był słaby. Czyli byłby to rok nad przepaścią. Ale jeśli nie będę miał odpowiedniego budżetu na start w GP2 albo World Series, to pojadę w Formule 3.

Słowniczek wyścigowy

World Series by Renault

To wyścigi bolidów, których silniki mają większą moc niż 350 KM w F3 - ok. 450-500 KM - a kierowcy większe budżety. W zeszłym roku serię wygrał Heikki Kovalainen, który następnie pokonał wszystkich kierowców podczas "wyścigu mistrzów" na paryskim Stade de France, w tym w finale samego Michaela Schumachera 2:0. Kubica 17 grudnia na torze Paul Ricard będzie testował bolid zespołu Epsilon.

GP2

Ostatni krok przed F1. Powstała na bazie Formuły 3000. Bardzo droga - kierowca powinien mieć 1 mln euro budżetu całorocznego. Silniki o mocy 600 KM, będzie prawdopodobnie 12 wyścigów - każdy z nich powiązany z wyścigami GP F1.

Robert Kubica

Od 14. roku życia odnosił sukcesy w kartingu. Dwukrotnie wygrał Puchar Monaco Kart, raz zawody w hali Bercy, w których startowali również kierowcy F1. Odniósł sześć zwycięstw w Formule Renault oraz dwa w Formule 3 (w tym w debiucie dwa lata temu). Jednak ostatni sezon nie był udany - Kubica nie odniósł ani jednego zwycięstwa. Aż nagle w nieoficjalnych mistrzostwach Formuły 3 w Macao Polak zajął drugie miejsce, ustanawiając rekord toru.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.