LM: Valencia, Arsenal i Porto walczą o awans

We wtorek ostatnia kolejka pierwszej fazy Ligi Mistrzów w grupach E, F, G i H. O awans wciąż walczą Valencia, Arsenal Londyn i FC Porto. Los mistrzów Hiszpanii i Anglii zależy od nich samych, los obrońcy trofeum już nie.

Koszmar Valencii zaczął się 29 września w Bremie. Mistrz Hiszpanii prowadził 1:0 z Werderem, ale potem stracił swoją największą gwiazdę - Vicente (kontuzja), lidera obrony - Marchenę (niesłusznie pokazana czerwona kartka) i, grając w dziesiątkę, przegrał 1:2. Drużyna, która w ubiegłym sezonie wygrała mistrzostwo kraju i Puchar UEFA, a jeszcze po sezonie, nie tracąc nikogo, została wzmocniona włoskim kwartetem: Di Vaio - Corradi - Fiore - Moretti, nagle się posypała. I nie wygrała potem dziesięciu kolejnych meczów! Przytrafiła jej się za to spektakularna klęska na Estadio Mestalla z Interem Mediolan 1:5. - Zatraciliśmy swój styl. Trzeba wrócić do korzeni - mówił lider zespołu Ruben Baraja, mając na myśli żelazną defensywę i niezwykłą zdolność wyprowadzania kontrataku - znaki firmowe najbardziej po włosku grającej drużyny w Hiszpanii. Doszło do tego, że zaczęto spekulować na temat zwolnienia trenera Claudio Ranieriego. W zespole wybuchł nawet mały bunt, gdy Fiore odmówił wyjścia na boisko. Ranieri wyrzucił go z klubu, ale na prośbę drużyny wybaczył w końcu rodakowi.

I wreszcie zła passa się skończyła. Valencia wygrała cztery ostatnie spotkania - trzy w lidze i w Champions League z Anderlechtem w Brukseli. Dało to awans na czwarte miejsce w Primera Division, a i beznadziejna sytuacja w Lidze Mistrzów się odmieniła. Pewny awansu Inter nie przegrał w Bremie i mistrz Hiszpanii wrócił do gry o awans. Valencia musi dziś jednak wygrać z Werderem 1:0 (lub 3:1, 4:2 itd.). Z Werderem, od którego koszmar się zaczął. Na dodatek swój pierwszy mecz od 29 września ma szansę zagrać Vicente. Błyskotliwy skrzydłowy wciąż odczuwa ból w stawie skokowym, ale jest gotowy do gry. - Może nie nadaję się na 90 minut, ale na pół godziny na pewno - mówi.

Nie mniejszym szokiem niż kłopoty Valencii są problemy Arsenalu. Niby wszyscy przywykli, że drużyna Arsene'a Wengera zawodzi w Champions League, że brakuje jej niezłomnego charakteru odróżniającego drużyny średnie od wielkich, a jednak była zdecydowanym faworytem grupy E. Tymczasem zespół, który nie przegrał 49 kolejnych meczów w Premiership, po porażce z Manchesterem United załamał się. W lidze traci pięć punktów do Chelsea, a o awans do 1/8 finału Champions League musi bić się do ostatniej kolejki. Na dodatek koniecznie musi wygrać z Rosenborgiem bez ukaranych za kartki Vieiry i Laurena.

Remis Arsenalu daje szanse Panathinaikosowi Ateny (Olisadebe, Bykowski), który podejmuje pewny już awansu PSV Eindhoven. Jakie są jednak szanse Greków i Polaków, jeśli Rosenborg nie wygrał ani jednego z 12 ostatnich meczów w Champions League, a w ostatnich 12 Arsenal przegrał raz?

Wygląda na to, że dziś pożegnamy obrońcę trofeum - FC Porto (5 pkt.). Jeśli nawet Portugalczycy pokonają pewną awansu Chelsea (z ich byłym trenerem Jose Mourinho), to jeszcze muszą liczyć na to, że PSG (5 pkt.) nie da rady w Paryżu CSKA (4 pkt.). Porto ma z Francuzami gorszy bilans bezpośrednich gier i przy równej liczbie punktów odpadnie z Champions League.

We wtorek grają

Grupa E:

Arsenal Londyn - Rosenborg Trondheim, Panathinaikos Ateny - PSV Eindhoven

Grupa F:

Celtic Glasgow - AC Milan, Szachtar Donieck - FC Barcelona

Grupa G:

Inter Mediolan - Anderlecht Bruksela, Valencia CF - Werder Brema

Grupa H:

FC Porto - Chelsea Londyn, Paris St. Germain - CSKA Moskwa

W telewizji

Valencia - Werder (na żywo: TVP 1, 20.30; Polsat Sport, 20.35),

Panathinaikos - PSV (Polsat Sport, 23.50),

Porto - Chelsea (Polsat Sport, 1.40),

Celtic - Milan (Polsat Sport, 3.30),

Skróty (Polsat Sport, 22.35; TVP 2, 23.50)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.