Po meczu Estudiantes Madryt - Prokom Trefl Sopot (75:67)

Drużyna z Sopotu lubi sobie utrudniać życie. Znowu zaczęła fatalnie, traciła do rywala już kilkanaście punktów, aby w drugiej połowie rozpocząć szaleńczy pościg. Nie zawsze jednak udaje się odrobić straty. Zwłaszcza kiedy rywalem jest wicemistrzem Hiszpanii

- Prokom to drużyna, która lepiej gra na wyjeździe niż u siebie, dlatego trochę się jej baliśmy - przyznał po meczu Iker Iturbe z Estudiantes. - Myślę, że naszą mobilizację było widać zwłaszcza w pierwszej połowie, w której wypracowaliśmy wyraźną przewagę. Potem nie mogli już nas dogonić.

Prokom zbliżył się w 38. minucie na cztery punkty (65:69), ale nie mógł wygrać tego meczu. Gospodarze mieli więcej atutów. Pod koszem świetnego Rubena Garcesa (14 zbiórek), a na obwodzie dobrych strzelców - Iturbe'a i Nikolę Loncara. W ciągu ostatnich 12 sezonów Loncar - bez względu na to, czy grał w Serbii, Włoszech czy Hiszpanii - tylko raz skończył rozgrywki ze średnią punktów poniżej dziesięciu (2002/2003 - średnio 9 punktów na mecz). W środę potwierdził, że jest świetnym strzelcem, zdobył 15 punktów, w tym cztery decydujące w ostatniej minucie meczu.

- Rywale zbliżali się w końcówce, ale uważam, że cały czas kontrolowaliśmy mecz i wynik - stwierdził po spotkaniu Jose "Pepu" Hernandez, trener Estudiantes. - Prokom odrabiał straty głównie dlatego, że mieliśmy zbyt dużo strat, ale poza tym graliśmy nieźle.

Estudiantes miał w tym meczu 18 strat, o siedem więcej niż drużyna z Sopotu. Sopocianie mieli też 16 przechwytów, przy zaledwie siedmiu rywala. Niewiele to pomogło, bo zwłaszcza w ataku zespół trenera Eugeniusza Kijewskiego niewiele miał do zaproponowania. A konkretnie tylko jedną rzecz - rzuty za trzy punkty. Już w pierwszej połowie sopocianie oddali aż 23 rzuty z dystansu, w całym meczu 33. Wpadło tylko siedem. - Szczególnie w pierwszej połowie graliśmy słabo. Potem, kiedy zawodnicy zaczęli realizować założenia, odrabialiśmy straty, ale nie wystarczyło nam czasu - mówi Kijewski.

W porównaniu z poprzednimi meczami drużyna z Sopotu próbowała przyśpieszyć grę i momentami wychodziło to całkiem nieźle. - Ale również rywale grali dużo z kontry i choć doskonale o tym wiedzieliśmy, nie zatrzymaliśmy ich w 100 procentach - zauważył środkowy Prokomu Harold Jamison, który znowu grał niewiele (15 minut). Ale nie tylko on. Sześć minut grał inny gracz podkoszowy Tomas Masiulis, który wyraźnie nie może się odnaleźć w masce ochraniającej twarz. Zaledwie 12 minut na parkiecie przebywał rewelacyjny ostatnio Filip Dylewicz, który już w pierwszej kwarcie doznał kontuzji i na boisko wrócił dopiero w ostatniej części. Z wysokich graczy najwięcej grał więc Adam Wójcik (8 zbiórek), który - jak cały zespół - miał jednak słaby początek, w całym meczu trafił 5 z 13 rzutów z gry. - My też nie graliśmy w tym meczu dobrze, ale pod koszem mieliśmy akurat niezawodnego Garcesa, który zdobywał punkty, zbierał, a jak trzeba było to oddawał piłkę na obwód. To również dzięki niemu mogłem zdobywać punkty - dodaje Iturbe, uczestnik igrzysk w Atenach.

LICZBA PROKOMU

7

tylko tyle asyst miała w tym meczu cała drużyna Prokomu. Po trzech kwartach zaledwie dwie!

Inny wynik 5. kolejki: Climamio Bolonia - Cibona Zagrzeb 99:88. Mecze Efes Pilsen Stambuł - Real Madryt i Partizan Belgrad - Olympiakos Pireus zakończą się po zamknięciu tego wydania "Gazety"

TABELA GRUPY A

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.