Jarosław Araszkiewicz opowiada o wizycie w Anglii

Klub piłkarski w Anglii to wielkie przedsiębiorstwo, które we wtorek, środę lub sobotę wypuszcza na rynek produkt: mecz. A sam mecz to wielki teatr, który ogląda kilkadziesiąt tysięcy ludzi

Jarosław Araszkiewicz, trener Warty Poznań, spędził w Anglii 10 dni. Na zaproszenie Grzegorza Rasiaka, napastnika Derby County, przyglądał się angielskiemu futbolowi. Miał okazję obejrzeć tam dwa spotkania Championship League (odpowiednik naszej II ligi): porażkę "The Rams" (tak mówi się o Derby County) 0:1 na własnym stadionie przeciwko Sheffield Utd i wyjazdowej w Preston (gospodarze wygrali 3:0).

Mówi Jarosław Araszkiewicz

O kompleksie Pride Park

Derby County to olbrzymi biznes. Fabryka. Sam obiekt treningowy tego klubu kosztował 7 mln funtów. Mają wszystko, czego dusza zapragnie. Pierwszego dnia Grzegorz oprowadził mnie po kompleksie Pride Park. Dziękuję mu zresztą za wszystko, bo przyjął mnie znakomicie.

Na potrzeby pierwszej drużyny klub zatrudnia też menedżera i sześciu trenerów. Raz w tygodniu przychodzi też psycholog - u nas na sam dźwięk tego słowa wszyscy podejrzewają cię, że masz coś "z deklem". A oni sobie siadają i rozmawiają, o atmosferze w zespole, o przyczynach porażki... Nikt nie robi z tego problemu.

W całym ośrodku obowiązuje zakaz palenia, nie wolno też dzwonić z komórek. Widziałem, że ci, którzy musieli zadzwonić, uciekali do swoich samochodów (śmiech).

Z obiektów korzysta pierwszy zespół, czyli ok. 25 piłkarzy oraz zawodnicy z klubowej akademii - wychowankowie w wieku 14-18 lat. Nie mieszkają w ośrodku, ale uczą się tam, jedzą posiłki, trenują.

O piłkarzach

Co poniedziałek piłkarze są ważeni, pobierana jest im też krew. Lekarze określają, jakich witamin czy innych składników im brakuje. Także w poniedziałek wszyscy razem analizują mecz. Trenerzy mają przygotowane bardzo szczegółowe analizy gry każdego zawodnika: gdzie i w którym momencie był na boisku, ile razy zagrał celnie, ile niecelnie, ile piłek odebrał, ile stracił, wszystko. U nas odbywa się to "na oko", a trener jest jednocześnie trenerem, psychologiem, fizjologiem, lekarzem... Powoli zmienia się to we Wronkach, Grodzisku czy Krakowie.

Piłkarze mają za zadanie w spokoju przygotować się do meczu. Nikt na nich nie krzyczy, nikt nie przeszkadza. Każdy robi swoją robotę, a jednocześnie nikogo nie widać! Kiedy przyjechałem, spadł lekki śnieg. Dyrektor klubu osobiście wziął widły i poszedł na boisko sprawdzić stan murawy. Potem wziął miotłę i zaczął sam to odśnieżać. I się tego nie wstydził!

O treningach

Przed meczem na własnym stadionie drużyna spotyka się trzy godziny przed meczem. Jedzą obiad (to samo co w Polsce: ryż, kurczak, jakaś sałatka). A jeśli grają na wyjeździe, nawet tylko 100 mil od Derby, to jadą dzień wcześniej. Piłkarz nic ze sobą nie zabiera. O cały sprzęt dbają wyznaczeni ludzie.

Same treningi nie odbiegają od tych w Polsce. Trwają maksymalnie 75 minut. O godz. 10 jest zbiórka, pół godziny później zaczynają się zajęcia. O 12.15 jest obiad, a już godzinę później - drugi trening. Czasem jest tak, że po południu zostają tylko gracze ofensywni i mają trening strzelecki, a innym razem zostają obrońcy - ćwiczą wślizgi, grę głową, dużo zagrań w czwórkę. W Polsce zawodnikom daje się więcej czasu np. na odpoczynek po posiłku. W efekcie piłkarze w Anglii o 15.30 kończą zajęcia i mają do końca dnia wolne.

Inaczej jest z kontuzjowanymi. Tam taki zawodnik przychodzi rano, a wychodzi później niż piłkarze w pełni sił. W Polsce gracz z urazem potrafi przyjść do klubu o godz. 11 i pojechać do domu po dwóch godzinach.

O mentalności

Angielski futbol to piłka walki. Gdy na Wyspach piłkarz wywalczy rzut rożny, to publiczność bije mu brawo. A u nas z trybun ktoś krzyczy: - Trener! Zmień go, bo nie umie strzelać.

Tam zespół może przegrać, ale musi walczyć. W Polsce trzeba zmienić mentalność. Będąc w pracy należy swoje zrobić. Polscy piłkarze muszą zrozumieć, że przychodząc na trening, muszą dać z siebie wszystko. Ale powinno być też tak, żeby zawodnik nie musiał pytać, o której godzinie ma przyjść. Żeby był skoncentrowany tylko na pracy.

Piłkarze są w Anglii aktorami. W taki sposób wykonują swoją pracę. A u nas? Też aktorzy, ale raczej ze spalonego teatru.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.