Waldemar Kordyl: Jak można ocenić to spotkanie z parkietu?
Monika Krawiec: Spotkanie było bardzo nerwowe. Valenciennes ma spore doświadczenie, bo nie pierwszy raz gra w Eurolidze. My dopiero zaczynamy. Brakuje nam zgrania, Tangela niedawno przyszła do zespołu. Mamy dużo indywidualności, potrzeba czasu. Wierzę, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej.
Jak na debiutantkę bez kompleksów kryła Pani szybką Tichę Penicheiro i ta zdobyła tylko 3 pkt.
- Trener kazał mi ją kryć agresywnie. Wiedzieliśmy, że jest to siła napędowa zespołu francuskiego. Staram się wyciągać wnioski z każdego spotkania, a obroną można wygrać niejeden mecz. Skupiłam się na obronie, bo w ataku nie brakuje nam dobrych zawodniczek.
W pierwszej kwarcie dwukrotnie zebrała Pani piłkę na własnej tablicy mimo asysty wyższych koszykarek.
- Rywalki były wysokie, niełatwo była więc zebrać piłkę. Znalazłam sobie dobre miejsce (śmiech) i
piłka sama wpadła mi w ręce.
Czy trener ostrzegał Was przed brakiem koncentracji w trzeciej kwarcie?
- Trener ostrzegał nas przed meczem, żebyśmy podeszły do niego bardzo poważnie. Dlaczego Shannon zagrała słabiej? Wszyscy na nią liczą. Jest wystarczająco obciążona, a za dużo też nie można brać na siebie. Stara się nam pokazywać i dawać wskazówki, jak grać. Sama nie wygra meczu.
Mieliście zaskoczyć Francuzki rzutami za trzy punkty. Jak to się stało, że trafiliście tylko raz?
- Nie zawsze wychodzą przedmeczowe założenia. Może w kolejnych spotkaniach będzie lepiej?