Rutkowski, Wujec: Wielka draka w Detroit

Niech schowają się wszystkie dawne konfrontacje Miami Heat z New York Knicks. Piątkowy pojedynek w Detroit, w którym Pistons zmierzyli się z Indiana Pacers, zakończył się bijatyką, jakiej NBA jeszcze nigdy w swojej historii nie widziała. A wszystko rozpoczął - któż by inny - Ron ?nie ma w lidze większego idioty niż ja? Artest.

Artest rozgrywał świetny mecz. W pierwszej kwarcie rzucił 17 pkt. i szybko wyprowadził Pacers na prowadzenie, którego mieli nie oddać aż do końca. Na 45 s przed końcową syreną. Pacers prowadzili różnicą 15 pkt., nic nie miało prawa się wydarzyć, część rozczarowanych kibiców Pistons poszła już do domu. Pod kosz Indiany wszedł Ben Wallace, próbując zakończyć akcję dynamicznym slam dunkiem. Artest przerwał tę akcję zupełnie niepotrzebnym faulem. Wściekły Wallace poderwał się i zamachnął, trafiając Artesta w pierś. Rozpoczęła się awantura - zawodnicy zaczęli się popychać, inni próbowali odciągnąć od siebie obu adwersarzy, jeszcze inni pyskowali do sędziów. Nic nadzwyczajnego, takie rzeczy zdarzają się w NBA co tydzień czy dwa.

Artest wydawał się rozbawiony całą sytuacją. Położył się na stoliku sędziowskim, jakby był na plaży - ręka pod głową, skrzyżowane nogi, uśmiech na twarzy. Wściekły Ben Wallace (bo cóż to za rywal, który zamiast się bić, zgrywa idiotę) cisnął w Artesta opaską. I wtedy jeden z kibiców wykonał rzut życia. Plastikowy kubek z piwem przeleciał pięknym lobem i trafił Artesta prosto w pierś. Ron dostał szału. Poderwał się ze stolika i pędem wbiegł w trybuny. Chwytał kolejnych kibiców i okładając ich pięściami albo szarpiąc, wrzeszczał: "To ty? To ty zrobiłeś?". Po chwili dołączył do niego Stephen Jackson. Część kibiców zaczęła w panice uciekać. Inni walili koszykarzy pięściami, po czym odbiegali, wrzeszcząc w ekstazie: "Walnąłem go! Trafiłem go!".

Zapanował totalny chaos jak kiedyś po walce Riddicka Bowe z Andrzejem Gołotą. Ochroniarze kompletnie zgłupieli. Sytuację na próżno próbował uspokoić kuśtykający trener Detroit Larry Brown, który dopiero co przeszedł operację biodra i na własną prośbę wypisał się ze szpitala, żeby móc być na tym ważnym meczu. Na trybuny wbiegali kolejni zawodnicy Pacers. Nie sposób było odróżnić, którzy biją się z kibicami, a którzy próbują tylko odciągnąć kolegów. W kierunku koszykarzy poleciały śmieci, kubki i puszki z piwem, kostki lodu, butelki, popcorn, a nawet krzesła. Jedno trafiło Jermaine'a O'Neala w głowę. Wszystkich oblewano piwem i zimnymi napojami.

Artest wrócił na parkiet, gdzie czym prędzej znokautował wygrażającego mu kibica. Kolejnych kibiców nokautowali Jackson, Anthony Johnson i Jermaine O'Neal. Zamieszanie trwało kilkanaście minut, meczu już nie dokończono. - To były zamieszki, wszyscy oszaleli - powiedział komentator NBA Bill Walton.

Na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał. Ale sprawa nie rozejdzie się po kościach. Trener Larry Brown stwierdził, że w całej swojej karierze nie widział czegoś równie obrzydliwego i że jest mu wstyd. Trener Pacers Rick Carlisle wyznał, że bał się o swoje życie. Takiej bijatyki w historii NBA nie było przecież nigdy.

Po pierwsze, najbardziej aktywnych uczestników bijatyki - i zawodników, i kibiców - czeka dochodzenie prokuratorskie. Po drugie, posypią się sankcje ze strony NBA.

Mniejszych kar będzie bez liku. Już na początku w przepychankę włączyli się niemal wszyscy rezerwowi obu drużyn (z wyjątkiem Tayshauna Prince'a, który grzeczniutko siedział na krzesełku), a opuszczenie ławki podczas bijatyki oznacza automatyczne odsunięcie od jednego meczu. Ben Wallace za sprowokowanie bójki odsiedzi pewnie kilka meczów.

Ile dostaną gracze Pacers - O'Neal, Jackson i przede wszystkim Artest - tego nie wie nikt. Na razie zostali zawieszeni - wraz z Benem Wallace'em z Pistons - bezterminowo. Onegdaj Dennis Rodman dostał karę 11 spotkań za niewinne kopnięcie kamerzysty. Inny wariat, Vernon Maxwell, odsiedział dziesięć meczów za wbiegnięcie na trybuny - ale on nie spowodował zamieszek. Latrella Sprewella odsunięto na cały sezon za próbę uduszenia trenera. Ile można dostać za sierpowego wprost na twarz kibica? Rok? Dwa? Komisarz NBA David Stern już nazwał zajścia w Detroit szokującymi, budzącymi wstręt, niewybaczalnymi i szkalującymi dobre imię ligi.

Raczej pewne jest, że Ron Artest - który tydzień temu wywołał skandal, prosząc o miesięczny urlop związany z promocją swej płyty - czasu na działalność muzyczną i PR będzie mieć aż nadto.

Kronika towarzyska

Właściciel Knicks James Dolan wyrzucił z pracy słynnego komentatora Marva Alberta. Powód? Albert nie chciał podporządkować się nakazom: nie chwalić zawodników drużyny przeciwnej, bagatelizować złą grę Knicks.

Władze NBA zabroniły Vince'owi Carterowi słuchać przed meczami piosenek MP3 ze swojego iPoda. Podobno dekoncentruje to rywali. Carter się załamał.

Właściciel Mavericks Mark Cuban znów ukarany grzywną. Na swoim blogu (www.blogmaverick.com) ośmielił się skrytykować władze NBA za niefortunne wyznaczenie pierwszych meczów sezonu w dniu wyborów prezydenckich: "Zdecydował o tym pewnie ten sam geniusz, który przez ostatnie lata robił początek sezonu w Halloween. Wybory prezydenckie są raz na cztery lata. I my musimy zacząć tego samego dnia. Geniusz". To bodaj pierwsza w historii grzywna za notkę na blogu.

Nie najlepiej rozpoczęli sezon rewelacyjni przed rokiem Denver Nuggets. Trenera Jeffa Bzdelika zapytano, czy nie planował zmian. - Rozważałem różne możliwości. Ostatnio wyglądałem przez okno z 23. piętra hotelu Grand America w Utah. Na dole był basen i zastanawiałem się: czy mógłbym to zrobić? - odparł Bzdelik.

Tako rzecze Shaq

"Nie odszedłem z Lakers z niesmakiem w ustach - codziennie rano dokładnie myję zęby".

Niezłe numery

34, 38, 33 pkt. - zdobywał w ostatnich meczach 22-letni Amare Stoudemire z Phoenix, który w tabeli najlepszych strzelców zajmuje niespodziewanie pierwsze miejsce, tuż przed Kobe Bryantem.

Dwyane Wade z Miami: w piątkowym meczu z Utah 39 punktów (najwięcej w karierze), 8 asyst, 3 przechwyty, 4 zbiórki - i decydujący o zwycięstwie Miami rzut w ostatniej sekundzie dogrywki.

Złota myśl

"Oj, będą procesy. Ci kibice będą przecież mieli chrapkę na trochę NBA-owskiej kasy" - Quentin Richardson z Phoenix o konsekwencjach piątkowej bijatyki w Detroit.

Lampe wciąż nie gra

Phoenix Suns pokonali w sobotę czasu polskiego we własnej hali Los Angeles Lakers 107:102, ale polski skrzydłowy - choć był w składzie na mecz - nie wszedł na boisko.

Copyright © Agora SA