Rutkowski, Wujec: Nowa era Jazzu

Mało komu w NBA kibicujemy tak bardzo jak drużynie Utah Jazz. Aż wstyd się przyznać.

Wstyd, bo przecież przez długie lata Utah było zespołem, któremu z całego serca życzyliśmy niepowodzeń. I mieliśmy ku temu dobre powody. Po pierwsze - oglądanie meczów Utah przypominało dzień świstaka. Te same twarze, te same przećwiczone milion razy zagrania. Stockton i Malone. Malone i Stockton. I nieśmiertelne pick'n'rolle. Co gorsza, ta maszyna była niewyobrażalnie wręcz sprawna. Naprzeciw Jazz stawały w play-off drużyny pozornie silniejsze, bardziej utalentowane i atletyczne - jak Houston, Lakers, Sacramento. I jedna po drugiej dostawały tęgie lanie. Wystarczy przypomnieć finały na Zachodzie z 1998 roku, gdy beznamiętny duet z Utah odprawił do zera Lakersów - z młodym Shaqiem, Kobe Bryantem i Eddie Jonesem. Na szczęście w finałach NBA Jazzmeni dwukrotnie przegrali z Chicago Bulls. Ale i tak ich nie lubiliśmy.

Z czasem potęga Jazz osłabła, głównie wskutek nieudolności menedżerów klubu, którzy nie umieli wesprzeć starzejącego się tandemu Stockton - Malone. Aż wreszcie, latem 2003 r., stare dobre czasy nieubłaganie dobiegły końca. Stockton zawiesił buty na kołku, Malone wyruszył po mistrzowski pierścień do Los Angeles. Na miejscu został trener Jerry Sloan i resztki dawnego składu. Nawet z prób wzmocnień nic nie wyszło. Niektórzy kuszeni przez Utah zawodnicy odpowiadali wprost, że taki zaścianek jak Salt Lake City ich nie interesuje. Innych (Corey Magette) powstrzymali dotychczasowi pracodawcy. Dla Utah, jak kilka lat wcześniej dla Bulls, nastać miały lata chude. Czas dla młodzieży, czas porażek.

Utah rozpoczęło sezon w składzie, który uznawano za najgorszy w historii NBA. Któremu nikt nie dawał żadnych szans na wygranie choćby 20 meczów. Wygrali 42. W super mocnej konferencji zachodniej byli o włos od awansu do play-off. Grali fajną koszykówkę, szybką, zadziorną, czasem brutalną, bardzo kreatywną w ataku. I przede wszystkim - zespołową.

A latem wielką partię rozegrał menedżer Utah Kevin O'Connor. W ciągu kilku dni załatwił obsadę podkoszową na dekadę lub dłużej. Z Cleveland podkupił Carlosa Boozera, z Detroit - centra Mehmeta Okura, popisując się niesłychanym sprytem i refleksem. Okura "wyjął" spod nosa menedżerowi mistrzów NBA Joe Dumarsowi zajętemu negocjacjami z Rasheedem Wallace'em. 25-letni Turek dostał kontrakt za 50 mln dol. - sporo, ale ilu jest w NBA młodych, obiecujących środkowych?

Wreszcie tuż przed sezonem Utah przedłużyło na siedem lat kontrakt ze swym numerem jeden - rosyjskim skrzydłowym Andriejem Kirilenko. Wybrany w drafcie przed pięcioma laty z odległym numerem dziś jest to obok Kevina Garnetta najwszechstronniejszy chyba gracz w NBA.

Utah w ogóle stało się ekipą bardzo międzynarodową. Pierwszym snajperem jest Chorwat Gordan Giricek. Rozgrywającym - Portorykańczyk Carlos Arroyo, ten, który podczas igrzysk w Atenach ośmieszył "Dream Team" (a który - co typowe - w NBA pałętał się od klubu do klubu, zanim przygarnęli go Jazzmeni). Na ławce siedzi Hiszpan Raul Lopez nękany kontuzjami, ale ponoć talent na miarę Stocktona.

Taką drużynę stać na bardzo wiele. Trener Jerry Sloan jest tego świadom - i pewnie dlatego przed sezonem tonował oczekiwania: - Rok temu mówiliście, że przegramy wszystko co się da. Teraz - że wszystko wygramy. To świetnie, że wy to wiecie, bo ja nie wiem. I wyliczał: Okur gruby, Kirilenko rozkojarzony, Boozer się adaptuje, Arroyo kontuzjowany, atak nieskładny, obrona do kitu. Bida z nędzą. Wyluzujcie.

Po czym Utah, wciąż w niepełnym składzie, wygrało pięć z sześciu meczów. Nadchodzi nowa era Jazzu.

Kronika towarzyska

Oto historia, którą żyje całe NBA. Ron Artest, gwiazda Indiana Pacers i najlepszy obrońca minionego sezonu, po dwóch tygodniach gry przyszedł do trenera i powiedział... że chciałby sobie wziąć miesiąc przerwy. Bo jest zmęczony, poobijany, a poza tym pracuje nad debiutanckim albumem (country rap) i to jest dla niego bardzo ważne. Trener się załamał, koledzy z drużyny chyba też, Artest za karę przesiedział dwa mecze na ławie. W mediach zaczęło się piętnowanie Artesta - że to żywy przykład upadku standardów etycznych i że od gościa zarabiającego ponad 6 mln dol. rocznie za grę w kosza można byłoby oczekiwać, że płyty będzie nagrywać podczas wakacji.

Ale to nie jest takie proste. Artest nie jest primadonną. Jest lekko stuknięty, o czym zresztą wiadomo od dawna. Na parkiecie walczy jak wariat, i to się wszystkim podoba. Wariackie pomysły i zachowania - już mniej. Debiut albumu Artesta już 23 listopada. Próbki niebawem na stronie http://www.truwarierrecords.com

Shaquille O'Neal na dobre rozstał się z Los Angeles. Za 6,4 mln dol. sprzedał swój dom wokaliście japońskiej grupy rockowej Boowy. Oprócz stałego domu w Orlando Shaq ma nową posiadłość w Miami (nabytą zresztą od byłego centra Heat Rony'ego Seikaly'ego) - ponad 6 tys. metrów kw. - To nie dom. To ośrodek wypoczynkowy - mówi o Shaqowym mieszkanku Dwyane Wade.

W Orlando nowe porządki. Latem pozbyto się gwiazdora McGrady'ego, teraz wykorzeniane są gwiazdorskie zachowania. W szatniach wprowadzono zakaz używania telefonów komórkowych i spożywania posiłków. Podczas podróży zawodnikom nie wolno nosić hiphopowych czapeczek, opasek na głowie, bandanek i koszulek retro. Dżinsy dozwolone. Jeszcze.

Tako rzecze Shaq

"To tak, jak gdyby przez całe życie trenować z ninją, po czym iść na trening do osiedlowego klubu karate. To nie miało sensu" - o tym, dlaczego w Lakers nie chciał grać dla innego trenera niż Phil Jackson.

"Użyję takiej Philowej psychologii. Będę na niego krzyczeć, ale nigdy nie podniosę głosu" - o tym, jak zamierza wychowywać Dwyane'a Wade'a.

Bohater tygodnia

Rudy Tomjanovich - jako trener Lakers wrócił w sobotę do Houston, miasta, w którym grał i trenował ponad 30 lat. Dostał wzruszającą owację od kibiców, po czym poprowadził swój team do łatwego zwycięstwa nad Rockets.

Niezłe numery

11,3 - średnia zbiórek Dwighta Howarda, 18-latka z Orlando. W każdym z sześciu meczów Howard miał 10 lub więcej zbiórek. Jest pierwszym debiutantem od czasów Shaquille'a O'Neala, któremu się to udało.

Grant Hill - 27 pkt., 12 zbiórek, 4 asysty, 4 przechwyty w piątkowym zwycięskim meczu Orlando z Lakersami. Bardzo chcielibyśmy, aby tym razem Hilla nie zawiodła kostka i udało mu się na dobre wrócić do NBA.

Złota myśl

"Byłem zdenerwowany. Nie szło mi. Podwajali mnie. Musiałem szybko podejmować decyzję. Było mi ciężko" - center Chicago Bulls Eddy Curry o swym pierwszym tegorocznym występie. Biedactwo.

Lampe nie grał

Tym razem polski skrzydłowy nie wyszedł ani na minutę w przegranym w sobotę przez Phoenix Suns meczu we własnej hali z Sacramento Kings 111:113.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.