Remis w derbach Łodzi

Ładne akcje, dużo goli, poziom też był niezły, choć to nie ekstraklasa - tak więc pierwsze w historii drugoligowe derby Łodzi zadowoliły 14 tys. kibiców. I co bardzo ważne, w miarę spokojnie było na trybunach

Faworytem spotkania był zajmujący wyższe miejsce w tabeli Widzew. Ale od dawna wiadomo, że braki można nadrobić ambicją i zaangażowaniem. I tak właśnie zaprezentował się ŁKS, dzięki czemu zdobył punkt.

Oprawa lepsza niż gra - to najkrótsze podsumowanie pierwszej połowy derbów Łodzi. Przed przerwą znacznie lepiej niż piłkarze spisywali się kibice, którzy przygotowali wspaniałe widowisko - był głośny i efektowny. Widać było jednak, że grają zespoły drugoligowe. Na dodatek piłkarze nie mogli poradzić sobie z miękkim boiskiem, a bramkarze musieli taplać się w błotnych kałużach. Więcej okazji do interwencji miał Boris Pesković, ale gola strzelili jego koledzy. Były kapitan ŁKS Witold Bendkowski winą za tę sytuację obarczył Bogusława Wyparłę: - Niepotrzebnie wyszedł do piłki i sfaulował widzewiaka - podsumował. Było to w 23 min, a rzut karny za przewrócenie Jarosława Laty wykorzystał Rafał Pawlak, kilka lat temu grający w ŁKS.

W pierwszej połowie lepszą drużyną byli gospodarze, czyli ełkaeasiacy. Podopieczni trenera Marka Chojnackiego grali z większym zaangażowaniem i poświęceniem, a także agresywniej. Przez to sprawiali wrażenie, jakby było ich więcej na boisku i opanowali środek boiska. Jednak zaporą dla nich był Pesković. Słowak znakomicie spisał się w 29 min, kiedy obronił strzał głową Macieja Nuckowskiego. - Kapitalna interwencja. To superbramkarz, trzeba mu dać obywatelstwo - komentował Wit Żelasko, jeden z szefów polskich sędziów piłkarskich. Wcześniej Pesković okazał się lepszy od Arkadiusza Mysony. Wtedy nic nie wskazywało, że po przerwie pomyli się...

Przez ostatni kwadrans pierwszej połowy nic wielkiego się nie wydarzyło, może poza starciem Adriana Klepczyńskiego z Nuckowskim, po którym ten drugi musiał zejść z boiska. Ale dzięki temu obserwatorzy mogli podziwiać oprawę, jaką przygotowali kibice. - Atmosfera jest lepsza niż w derbach Warszawy, gdzie Legia gra z Polonią - oceniał Wojciech Szymański, wiceprezes Widzewa, który pierwszy raz oglądał spotkanie łódzkich zespołów.

Ciekawiej było w drugiej części gry, kiedy można wreszcie było podziwiać piłkarzy, którzy ani przez moment się nie oszczędzali. Gorszym technicznie ełkaesiakom sprzyjały trudne warunki, w jakich przyszło grać. Z powodu grząskiego boiska drużyna z al. Piłsudskiego nie mogła zaprezentować wszystkich atutów technicznych. Ale może to i dobrze, bo spotkanie było ciekawsze...

W 49 min zawiódł ten, który uważany był za najsilniejszy punkt Widzewa - Pesković. Rzut wolny z boku boiska wykonywał najlepsze w ŁKS Rafał Niżnik. Bramkarz gości spodziewał się dośrodkowania, tymczasem ełkaesiak zaskoczył go strzałem w tzw. krótki róg. I sektory zajmowane przez kibiców klubu z al. Unii oszalały z radości.

Okazało się, że na krótko - tym razem ładną akcję przeprowadził Widzew, a wykończył ją Lato. Pozyskany niedawno z RKS Radomsko zawodnik ograł dwóch rywali (Leszczyńskiego i Sieranta) i w bardzo trudnej sytuacji, bo niemal z końcowej linii, kopnął do siatki. Ale w tym spotkaniu bohaterowie szybko spadali z piedestału. Lato miał bowiem dwie okazje, żeby dobić rywala: najpierw jednak poślizgnął się, choć miał przed sobą tylko bramkarza. Jeszcze lepszą okazję zmarnował w 74 min, kiedy miał przed sobą tylko Wyparłę - strzelił jednak prosto w niego. - W ten sposób Widzew zremisował wygrany mecz - oceniał Marek Koniarek, najskuteczniejszy w historii piłkarz Widzewa.

W drugiej połowie trener Chojnacki zaryzykował i wprowadził na boisko Marcina Wachowicza, przez ostatnie kilka tygodni leczącego kontuzję. I ryzyko się opłaciło, bowiem ten napastnik stał się bohaterem meczu.

W jego przypadku sprawdziło się piłkarskie powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Po zmarnowanej okazji przez Latę piłka szybko trafiła pod bramkę Widzewa, gdzie Wachowicz pokazał swój największy atut, czyli szybkość. Niczym slalomista minął Arkadiusza Kubika i Rafała Szweda, po czym został przewrócony przez Peskovicia. Rzut karny wykorzystał Niżnik.

Później były jeszcze złośliwości, niepotrzebne faule, kartki i dwie znakomite interwencje Wyparły aż sędzia Krzysztof Słupik gwizdnął po raz ostatni.

ŁKS - Widzew 2:2 (0:1)

Strzelcy bramek

ŁKS: Niżnik (49., 75., karny)

Widzew: Pawlak (23., karny), Lato (60.)

Składy

ŁKS: Wyparło Ż - Słowiński Ż, Leszczyński, Przybyszewski - Szwajdych (88. Kamiński), Kłus, Golański Ż, Sierant, Niżnik Ż, Mysona Ż - Nuckowski (46. Wachowicz)

Widzew: Pesković Ż - Bednar, Klepczyński, Szwed, Kubik - Probierz (79. Michalski), Michalski Ż, Plewnia - Pawlak, Rybski (58. Becalik), Lato Ż (90+3. Wyczałkowski).

ŁKS - Widzew

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.