Rozmowa z Anną Barańską, siatkarką Gwardii

Stać nas na awans do ćwierćfinału Pucharu Top Teams - mówi atakująca Gwardii Anna Barańska dwa dni po znakomitym występie wrocławianek w rundzie kwalifikacyjnej tych rozgrywek

Siatkarki Gwardii Wrocław bez porażki zakończyły swój udział w rozegranym w szwedzkim Orebro turnieju kwalifikacyjnym europejskich rozgrywek Top Teams. Wrocławianki były poza zasięgiem rywalek - pokonały kolejno holenderski Arke Pollux Oldenzaal 3:2, duński DHG Odense 3:0 i szwedzki Orebro Volley 3:0. 10 listopada czeka je pierwszy mecz fazy grupowej tych rozgrywek z Bayerem Leverkusen. Oprócz Gwardii i Bayeru w grupie D Pucharu Top Teams znalazły się jeszcze austriacki ATSC Sparkasse Klagenfurt i słoweński Sladki Greh Lublana.

Anna Monkos: Lecąc do Szwecji, byłyście podekscytowane czy bardziej paraliżował Was strach przed debiutem w europejskich rozgrywkach?

Anna Barańska: Starałyśmy się podejść do tych meczów tak jak do normalnych spotkań ligowych i odsunąć emocje na bok, ale nie do końca było to możliwe. Jednak przez cały czas czuło się ten dreszczyk emocji... Wiadomo, że ten turniej miał dla nas specjalne znaczenie. Przecież po raz pierwszy w historii klubu drużyna uczestniczy w rozgrywkach o randze europejskiej. Bardzo nam zależało, żeby z jak najlepszej strony pokazać się w Europie.

Trener obawiał się przed turniejem, mówił, że nie znałyście w ogóle rywali. Chyba niczym specjalnie Was nie zaskoczyli, skoro w całym turnieju przegrałyście tylko dwa sety. Dunki prezentowały ponoć poziom zbliżony do naszej serii B.

- Najbardziej obawiałyśmy się Holenderek. To naprawdę mocna drużyna. Bardzo waleczna. Z nimi grało się zdecydowanie najciężej, ale udało nam się wygrać 3:2. Potem było już łatwo. Dunki obserwowałyśmy w meczu ze Szwedkami i wiedziałyśmy, że to nie będzie zbyt wymagający rywal. Grałyśmy z nimi praktycznie samymi rezerwowymi. Szwedki to mistrzynie kraju, ale do rywalizacji z nami przystąpiły najwyraźniej przestraszone, bo je też ograłyśmy gładko w trzech setach.

Byłyście rozczarowane, że aż tak łatwo przychodziły Wam zwycięstwa?

- Powiem szczerze - sądziłam, że poziom drużyn, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć w pucharze Top Teams, będzie wyższy. Przed turniejem nie uwierzyłabym, że z taką łatwością będziemy wygrywać. Ale teraz żarty się skończyły. Trafiłyśmy do grupy z mocnymi europejskimi zespołami.

Wiecie już coś na temat swojego najbliższego rywala - Bayeru Leverkusen?

- Praktycznie nic. Zdążyłyśmy tylko sprawdzić, jaki mają skład. Ale wydaje mi się, że dla nas nie to jest najważniejsze. Musimy przede wszystkim uwierzyć we własne siły, przystąpić do rywalizacji z kolejnymi przeciwnikami bez kompleksów i zagrać ambitnie. Myślę, że na takim poziomie rozgrywek najważniejsze jest odpowiednie podejście psychiczne.

W Szwecji wystąpiłyście bez swojej podstawowej zawodniczki - Katarzyny Mroczkowskiej i niespodziewanie zupełnie nie odbiło się to na wynikach. Miałyście przygotowaną specjalną strategię, jak bez niej grać?

- Tak. Wiadomo, jak wielkim osłabieniem był dla nas brak Kasi. To nasza podstawowa zawodniczka, ma już spore doświadczenie, a co najważniejsze - gra u nas zarówno jako przyjmująca, jak i środkowa. Kiedy okazało się, że w Szwecji zagramy bez niej, ustaliliśmy, że ja i Natalia [Bamber - przyp. red.] zagramy w przyjęciu, a środkową będzie Asia Koprowska. Po naszych wynikach widać, że to było naprawdę dobre rozwiązanie.

Prezes Balsewicz mówi, że klub nie chce wywierać na Was presji w sprawie wyników w pucharach i już obecny wynik to wielki sukces. Jakie cele Wy same sobie stawiacie?

- Ostatnio przeanalizowałyśmy drużyny biorące udział w turnieju. Zgodziłyśmy się, że stać nas na awans do ćwierćfinału.

Przed powrotem do Polski miałyście czas na świętowanie sukcesu czy może zrobicie to dopiero w domu?

- Miałyśmy cały dzień na świętowanie. Już w niedzielę wieczorem miałyśmy wolne, nareszcie można było odpocząć i nacieszyć się sukcesem. Ale teraz wracamy już do normalnego rytmu treningów. Nie można się dekoncentrować. Najważniejsze mecze są przecież dopiero przed nami. Na świętowanie jest jeszcze za wcześnie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.