ERA BASKET LIGA. Unia/Wisła Paged Kraków - Prokom/Trefl Sopot 66:76

Kraków czekał na dobry mecz koszykarski i się doczekał. W sobotę nasz zespół stanął naprzeciw mistrza Polski i do końca walczył z pasją i determinacją. Najskuteczniejszy na parkiecie Mike Ansley zdobył aż 30 pkt, ale to zbyt mało, by gospodarze mogli się tym razem pokusić o niespodziankę.

O zaciętości meczu świadczą wyniki kwart. Goście wygrali pierwszą trzema punktami, drugą - dwoma i najwyżej ostatnią - pięcioma. Trzecia zakończyła się remisem. Ciężar zdobywania punktów dla Unii/Wisły spadł na 37-letniego Ansleya, niegdyś gracza drużyny z Sopotu. - Mike jest jak stare dobre wino - chwalił umiejętności Amerykanina trener Prokomu Eugeniusz Kijewski. Pewnie miał w pamięci porażkę sprzed pół roku (76:80) i dlatego podkreślał, że w Krakowie trudno się gra i sobotni mecz był niełatwy dla jego zespołu.

W drugiej kwarcie coraz częściej do głosu dochodzili sopocianie za sprawą Adama Wójcika, bez trudu radzącego sobie z Piotrem Szybilskim.

- Niech żaden z panów nie próbuje nawet pisać coś złego o nich [koszykarzach Unii/Wisły - przyp. red.], choć przegraliśmy mecz - przekonywał trener Mariusz Karol. - Wszyscy zagrali fantastycznie, tyle że mecz z Prokomem przyszedł za wcześnie - dodał.

Ta ocena nie może jednak dotyczyć tak doświadczonego i rutynowanego zawodnika jak Szybilski, który trafił tylko jeden z siedmiu rzutów za dwa punkty i ani razu za trzy. Zupełnie nieźle radził sobie Willie Andersen (szczególnie w obronie - 7 zb.), słabo zagrał Mujo Tuljković, a Paweł Szcześniak miał tylko pięć przechwytów. W Unii/Wiśle brakuje Branduna Hughesa i zdobywanych przez niego punktów.

Do przerwy goście prowadzili 35:40, ale po rozpoczęciu gry po dwóch trafieniach z rzutów osobistych Szybilskiego ambitni Małopolanie przegrywali tylko 43:45. W ostatniej kwarcie po "trójce" Istvana Nemetha goście wyszli na dziesięciopunktowe prowadzenie (59:69) i tego meczu już nie mogli przegrać, nawet po zejściu z boiska za pięć fauli Wójcika i Gorana Jagodnika.

- Oglądaliśmy mecz Wisły z Anwilem, ale okazało się, że to inny zespół. Każdy przeciwnik w Polsce będzie miał z nimi problemy - ocenił rywala Jagodnik.

- Rywale kontrolowali mecz, a nasz zryw na finiszu niewiele dał. Przygotowujemy się do sezonu metodą startową i widać poprawę w grze w stosunku do meczu z Anwilem - wyjaśniał trener Karol.

W meczu z Prokomem znów w Unii/Wiśle zagrał Jacek Sulowski, który wcześniej rozwiązał kontrakt z Anwilem. Dla odmiany zrezygnował z występów Sylwester Walczuk.

Nie mamy czasu

Nowy sezon w męskiej ekstraklasie przyniósł istotną zmianę: mecz prowadzi trójka sędziów. Jak ocenili to trenerzy? - Potrzeba trochę czasu, żeby zaczęło to tak dobrze funkcjonować jak w NBA i Eurolidze - wyznał Kijowski.

- Zgadzam się z trenerem Prokomu. Tylko że my nie mamy tego czasu i tu jest największy problem. Nie możemy czekać na zgrywanie się sędziów między sobą - dodał trener Karol.

Niezadowolony, ale z całkiem innego powodu, był także prezes Wisły Marcin Fall. Choć sprzedano tylko 250 biletów, na trybunach zasiadło 800 kibiców. Dlaczego? - Nie wiem, jak to się stało. Przecież mamy wynajętą firmę ochroniarską - zastanawiał się Fall.

Kwarty: 17:20, 18:20, 17:17, 14:19.

Unia/Wisła: Ansley 30 (2x3), Andersen 15 (1), Szybilski 7, Tuljković i Szcześniak po 4 oraz Sulowski, Suski i Żurawski po 2, Golański 0.

Prokom: Wójcik 28 (1), Jagodnik 21, Pacesas 4 (1), Maskoliunas 3 i Masiulis 2 oraz Nemeth 7 (1), Jamison 5, Cirić 4 i Dylewicz 2.

Sędziowali Tomasz Kudlicki, Adam Krasicki i Roman Kuczyński. Widzów 800.

Powiedzieli po meczu

Adam Wójcik

najskuteczniejszy zawodnik Prokomu

Czy odczuwaliśmy respekt, przyjeżdżając do Krakowa? Myślę, że tutaj każdy zespół będzie miał ciężką przeprawę. Nie jest to obiekt łatwy do grania, a Wisła czuje się na nim bardzo dobrze i potrafi to wykorzystać. Ten mecz był meczem ostrej gry w obronie, ale gra się tak, jak sędziowie pozwalają. A czy nam pozwalali na więcej... Jeżeli się mylili, to na niekorzyść obu stron.

Paweł Szcześniak

rozgrywający Unii/Wisły Paged:

Była szansa na wygranie tego mecz, ale Prokom miał chyba dzisiaj trochę więcej szczęścia. Parę sytuacji rozstrzygnęli też na ich korzyść sędziowie. W pierwszych pięciu minutach zdobywali punkty niemal wyłącznie z rzutów wolnych, a my rozgrywaliśmy akcje nastawieni na atak. Zawodnicy Prokomu niemal za każdym razem, gdy byli przy piłce, wymuszali nasze przewinienia i zaraz trafiali z osobistych. My się staraliśmy, jak tylko mogliśmy, ale niestety... Czy czujemy się rozgrzeszeni, że przegraliśmy z mistrzem Polski? Pokazaliśmy przede wszystkim, że potrafimy grać. Niestety, jeszcze dzisiaj Sopot był poza naszym zasięgiem.

not. mr

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.