Pogrom koszykarzy Stali Ostrów Wlkp. na własnym parkiecie

Anwil Włocławek wygrał w Ostrowie aż 114:76.

Już po pierwszych kilku akcjach podopieczni Andrieja Urlepa pozbawili wszelkich złudzeń i marzeń o zwycięstwie koszykarzy Gipsaru. Anwil objął wysokie prowadzenie, bo podopieczni Wadima Czeczury w pierwszej kwarcie spisywali się fatalnie. Sulius Kazevicius, który miał być liderem ostrowskiego zespołu, grał niczym junior, a pozostali jego koledzy nie trafiali nawet spod kosza. Nie mógł więc dziwić fakt, że gospodarze po 4 min przegrywali już 2:12.

W pierwszej kwarcie ostrowianie bardzo słabo grali w obronie. Śmiało można powiedzieć, że praktycznie defensywa Gipsaru nie istniała. Goście z Włocławka z łatwością wypracowywali sobie pozycje do rzutów i zdobywali kolejne punkty. - Nasza taktyka na pierwsze dziesięć minut była bardzo prosta. Chcieliśmy agresywną obroną zmusić ostrowian do popełniania błędów. To się nam udało - mówi Igor Griszczuk, drugi trener Anwilu.

Nieco lepiej zespół Wadima Czeczury zaprezentował się w drugiej kwarcie, ale dopiero wtedy, kiedy na parkiecie pojawił się Michał Krajewski. Ten najbardziej doświadczony zawodnik Stali, który debiutuje w tym sezonie w ekstraklasie, zastąpił na pozycji rozgrywającego słabo grających Kazeviciusa i Wiesnera. - To była dobra zmiana. Michał zagrał bez respektu dla przeciwników - komentował Czeczuro.

Już w pierwszej swojej akcji Krajewski zdobył 2 pkt, rzucając przez ręce pilnującego go Marciulionisa. Dobra gra Krajewskiego oraz starających się go wspierać Soli i Lewandowskiego okazała się jednak niewystarczająca, aby zatrzymać rozpędzony Anwil. Wystarczyła natomiast, aby druga kwarta zakończyła się już tylko trzypunktowym zwycięstwem Anwilu 31:28. - To była nasza najlepsza kwarta w całym meczu - komentował Andrija Sola.

Potem nie było już tak różowo jak w drugiej kwarcie. Pokrzykujący praktycznie przez całe 40 minut Andriej Urlep nie pozwolił swoim podopiecznym już na żaden moment dekoncentracji i wytchnienia. Koszykarze Anwilu niczym mrówki uwijali się na parkiecie, aby ostrowianie nie zdołali się rozkręcić. W 28. min Anwil prowadził 83:48, gdy Dante Swanson (bezskutecznie zatrzymywany przez Kazeviciusa) dwa razy z rzędu rzucił za 3 pkt.

W 36. min Robert Witka oddał celny rzut zza linii 6,25 m i Anwil prowadził już 101:64. Teraz pozostało tylko jedno pytanie - jak wysoki będzie pogrom Ostrowa.

W sobotnim meczu znów słabiutko zagrał Roderick Smith. Center z USA z łatwością ogrywany był na obu tablicach przez rywali, a o jego skuteczności rzutowej lepiej nie mówić. Również o grze Uldisa Rudzitisa oraz Narjusa Karlikanovasa nie można powiedzieć nic dobrego. Ten pierwszy, który typowany był na "pierwszą strzelbę" zespołu, zdobył tylko 6 pkt. Karlikanovas, który zdobył wprawdzie aż 19 pkt, momentami nie wiedział, co ma robić na parkiecie.

Kwarty: 10:28, 28:31, 13:26, 23:20

Stal: Sola 22 (2x3), Karlikanovas 19 (2), Lalić 11, Kazevicius 10 (1), Rudzitis 6 (1), Smith 4, Lewandowski 2, Krajewski 2, Parzeński 0, Wiesner 0.

Anwil: Kadziulis 20 (2), Swanson 17 (3), Mackey 12, Nagys 11, Jahovics 11 (1), Marciulionis 10, Sirsnins 9 (2), Radke 8, Piński 7, Witka 7 (1), Frasunkiewicz 2, Gabiński 0.

Dla Gazety

Wadim Czeczuro

trener Stali-Gipsar Ostrów Wlkp.

Widać na parkiecie, że nadal brakuje nam zgrania. Trzeba jednak pamiętać, że mamy całkiem nowy zespół. Przecież żaden z tych zawodników nie grał ze sobą w minionym sezonie, a to musi mieć wpływ na naszą postawę. Wierzę, że w marę upływu czasu będzie coraz lepiej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.