Klub Czarni Bytom, w przesz³o¶ci mistrz Polski w rugby, jest rozkradany przez z³odziei i z³omiarzy

Od roku siedziba Okrêgowego Zwi±zku Rugby z Bytomiu jest na pastwie z³odziei, z³omiarzy i miejscowych chuliganów. W tym czasie do budynku przy ulicy Wroc³awskiej wkradano siê ju¿ piêtna¶cie razy! Mniejszych kradzie¿y nikt ju¿ nie liczy

Od roku siedziba Czarnych i Okręgowego Związku Rugby w Bytomiu jest na pastwie złodziei, złomiarzy i miejscowych chuliganów. W tym czasie do budynku przy ulicy Wrocławskiej włamywano się piętnaście razy! Drobniejszych kradzieży nikt już nie liczy.

Właściwie nie ma tygodnia, żeby coś nie zginęło. Teresa Jarczyk, prezes OZR, z niepokojem patrzy na betonowy gzyms. Złomiarz musiał ryzykować życiem, by wyrwać metalową lampę, która była przymocowana na jego szczycie. Cała konstrukcja wisi bowiem pięć metrów nad ziemią i już na oko widać, że mocno się chwieje. Złodziej wiedział jednak, po co przyszedł, wcześniej rozmontował żeliwną skrzynkę, w której znajduje się zasilanie oświetlenia.

Położony w dzielnicy Karb budynek sprawia przygnębiające wrażenie. Do pomieszczeń klubowych wchodzi się przez dziurę w płocie. Zamek w bramie zniszczyli chuligani i bez pomocy ślusarza nie sposób go otworzyć.

Właściwie na każdych drzwiach widać ślady włamań - drewniane drzazgi sterczą we wszystkie strony. Metalowych drzwi nie ma wcale. Leżą pewnie w skupie złomu, obok walca, który służył rugbistom do wałowania trawy.

Nie ma też bramy wjazdowej na boisko - czeka na lepsze czasy w budynku klubowym, obok niej leżą metalowe płyty, służące do przykrycia rowu, którym biegną rury kanalizacyjne.

Płot i płyty były kradzione już wielokrotnie. Na górnym boisku - przy hałdzie - ogrodzenia nie ma już wcale.

- Po jednej z kradzieży odwiedziłam okoliczne skupy złomu. Znalazłam nasze "żelastwo". Najpierw delikatnie wypytałam sprzedawcę, ile to kosztuje, a potem przyszłam z policją. Strasznie mnie obsobaczył, ale ogrodzenie i płyty oddał. Trochę inne, bo lżejsze, ale oddał - mówi Jarczyk.

Złodzieje z każdym włamaniem są coraz bardziej zuchwali. Przed kilkoma tygodniami splądrowali klubową siłownię, do budynku dostali się po rozbiciu podwójnej ściany z ozdobnych luksferów. Mimo że to zaledwie kilkadziesiąt metrów od osiedla, nikt z mieszkańców niczego nie słyszał.

Po dwóch atlasach i sztangach zostały tylko szkielety, które bezładnie walają się po podłodze między workami cementu, taczkami i metalowymi linkami służącymi do mocowania ciężarów.

- Po pierwszym włamaniu straciliśmy komplet sprzętu, pi³ki, buty, ochraniacze. Zniknęły też: sprzęt muzyczny, organy, wzmacniacze, kolumny - wylicza Dariusz Wolan, działacz i trener Czarnych.

- Gdy zostaliśmy gospodarzami obiektu, zaczęliśmy tu zwozić nasze prywatne meble, telewizor, radio. Tak, żeby było tutaj przytulnie. Teraz powoli wszystko zabieramy z powrotem do domu - dodaje.

Ostatnio złodzieje ukradli nawet klubowe puchary, które młodzież z Bytomia zdobyła w ciągu ostatnich dwóch lat. Trofea wyrzucali przez okno z pierwszego piętra. Działacze pokazują ich szczątki. Na półce stoi przełamany na pół żeliwny postument. Na szczęście w ręce bandytów nie dostał się proporzec za mistrzostwo Polski, które Czarni Bytom zdobyli w 1959 roku, bo Jarczyk zawczasu schowała go w domu. Bandyci oszczędzili tylko klubowy sztandar, który samotnie wisi na pustej ścianie.

Jarczyk szacuje, że wskutek kradzieży klub stracił ponad 50 tys. zł. Przestępców nie udało się złapać, a wszystkie sprawy umorzono z powodu znikomej szkodliwości czynu.

- Raz złapaliśmy złodziei na gorącym uczynku. Goniłam jednego moim małym fiatem. Nerwy chyba dodały mi odwagi. Zadzwoniłam po policję i już razem dopadliśmy całą grupę pod pobliskim wiaduktem. Chłopak, którego poznałam po ubraniu, tłumaczył się, że jeszcze przed chwilą był na obiedzie i o żadnej kradzieży nic nie wie. Policja nie znalazła przy nich żadnego łupu i musiała puścić ich wolno. Czujemy się bezradni - rozkłada ręce pani prezes.

Działacze próbują jakoś zadbać o klubowe dobro. Nie stać ich na nocnego stróża, więc sami nocują w klubowym budynku. - Mieszkałem tutaj przez półtora miesiąca i był spokój. Wystarczy jednak wyjechać na jedną noc i już jest włamanie. Złodzieje dokładnie wiedzą, co się tutaj dzieje - opowiada Wolan.

Gdy wyjeżdżam z klubowego budynku, badawczo przygląda mi się kilkunastu młodych mężczyzn. Życie spędzają na torach - kradną złom i węgiel, a gdy akurat nie ma pociągu "wpadają" do klubu. - Są tak bezczelni, że mają własną drezynę. Potrafią sterroryzować dróżnika, zatrzymać pociąg i przez pół godziny wysypują węgiel na tory. Policja jest bezradna, bo nikt ich nie wyda. Tutaj w ten sposób zarabia się na życie. Karb umiera - mówi mi mężczyzna napotkany na stacji benzynowej.

Dla gazety

Andrzej Skowroński, prezes Bytomskiej Spółki Węglowej, która jest w³a¶cicielem obiektu przy ulicy Wrocławskiej i użycza go rugbistom:

Nie wiedziałem, że ten obiekt jest narażony aż na takie akty wandalizmu. Postaramy się temu zaradzić. W tej sytuacji zatrudnienie nocnego stróża to chyba dobry pomysł? Bytom to dziwne miasto. Zarządzamy też halą sportową w Bobrku. Wystarczyło kilka miesięcy i obiekt został doszczętnie rozgrabiony.

Jacek Wicherski, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Bytomiu:

Obiekt nie jest nasz, jedyne więc, co możemy zrobić, to zwiększyć częstotliwość patroli policyjnych w tamtym rejonie. Miasto nie może dać klubowi pieniędzy na ochronę budynku, ustawa w ogóle zabrania nam finansowania klubów sportowych.

not. tod

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.