Na początku spotkania gospodarze wygrywali 7:0. Po chwili rywale zdobyli pięć punktów z rzędu i zniwelowali stratę. Podobnie przez większość czasu wyglądał cały pojedynek. - Graliśmy falami - tłumaczył późniejszy bohater tego spotkania, Tomasz Kujawa. - Piotrcovia ani na moment nie odpuszczała.
W 8. min pojedynku po rzucie Andrzeja Misiewicza Żubry wygrywały nawet 25:11. Niestety, Misiewicz był jedynym graczem białostoczan, którego trener Jerzy Karpiuk mógł wpuścić do gry bez obawy o wynik. Robert Byliniak ani przez chwilę nie potrafił poradzić sobie z rozgrywaniem akcji drużyny. - Jest jeszcze młody i od razu został rzucony na wysokie wody - usprawiedliwiał podopiecznego trener. Trudno znaleźć za to usprawiedliwienie dla Radosława Zaręby, który kompletnie zawodzi, i również spędził na boisku tylko kilka minut. Nie radził sobie ani w ataku, ani w obronie.
Karpiuk był skazany wyłącznie na szóstkę zawodników, a i ci nie spisywali się najlepiej. Wyróżnić - oprócz Misiewicza - można byłoby Przemysława Zadykowicza, który coraz lepiej radzi sobie z prowadzeniem gry Żubrów, oraz utrzymującego równą dyspozycję Grzegorza Szulca. Dużo więcej oczekiwano od gry Marcina Monacha i Marcina Krajewskiego. To silni podkoszowi gracze białostoczan, którzy znacznie przewyższali rywali warunkami fizycznymi i mieli kończyć większość akcji ofensywnych. W sumie zdobyli tylko 20 punktów. Nie zdominowali także walki o zbiórki. Bardzo łatwo dawali się wypychać spod kosza niższym i słabszym zawodnikom Piotrcovii.
- Nie mam żadnego wytłumaczenia dla siebie, najwidoczniej jestem w słabej formie - mówi Krajewski. - Mam nadzieję, że szybko to się zmieni. Piotrcovia grała agresywnie i szybko. Nie nadążaliśmy za rywalami w obronie. Byli też szybsi na zbiórce i mimo naszego wzrostu przegrywaliśmy walkę.
- Nie skorzystaliśmy z naszych warunków fizycznych pod koszem - przyznaje trener Karpiuk. - Krajewski zawsze wypadał słabiej przeciwko niższym, słabszym fizycznie zawodnikom, ale szybszym od niego. On lepiej prezentuje się przeciwko wysokim, bo nie jest typowym centrem. Wtedy korzysta ze swojej szybkości.
W 14. min goście po raz czwarty w drugiej kwarcie trafili zza linii 6,25 m i wyszli na prowadzenie - 32:31. Żubry miały problemy z trafianiem do kosza. Grali statycznie, powoli. Dobrze, że w kilka minut Misiewicz czterokrotnie trafił do kosza, bo inaczej rywale mogliby osiągnąć przewagę. Nie do powstrzymania był Radosław Kubala, ale i on miał wsparcie jedynie w Konradzie Sikorze oraz Mariuszu Wójciku.
Przełomowa dla losów rywalizacji okazała się trzecia kwarta. Goście zdobyli na początku pięć punktów, ale później nie radzili już sobie w ataku. Białostoczanie wyszli po przerwie na boisko bardziej zmotywowani, zaczęli walczyć z większym zaangażowaniem.
- Piotrcovia pokazała się z bardzo dobrej strony. Zawodnikom "siedział" rzut i bardzo dobrze wypadali w pojedynkach jeden na jeden. Podjęliśmy więc decyzję o kryciu strefowym i dopiero to przyniosło skutek - mówi Karpiuk.
Rywale przestali trafiać, za to w zespole gospodarzy rozrzucał się w końcu Kujawa. W trzeciej kwarcie aż pięć razy trafił za trzy punkty i Żubry wygrywały po 30 minutach 76:57.
- W pierwszej części meczu, mimo czystych pozycji, w ogóle nie trafialiśmy - opowiada Kujawa. - Może próbowałem z dziesięć razy, ale nic nie wchodziło. Po przerwie rzut "poszedł" i od razu odskoczyliśmy. Czasami rzucałem nawet niepotrzebnie, ale chciałem wykorzystać skuteczność. Mimo to Piotrcovia nie odpuściła.
Na szczęście białostoczanie nie roztrwonili już do końca wypracowanej przewagi.
Żubry Białystok - UMKS Piotrcovia Piotrków Trybunalski 92:81.
Kwarty: 25:18, 23:28, 28:11, 16:24.
Żubry: Kujawa 32 (8), Szulc 18 (4), Krajewski 11, Monach 9, Zadykowicz 8 (2) oraz Misiewicz 12, Zaręba 2, Byliniak 0.
Wyniki innych spotkań 3. kolejki w grupie A: