Marcin Cabaj: Dobrze jest jak jest

Przez 360 minut bramkarz Cracovii nie puścił gola, a wczoraj miał przeciw sobie dwóch najskuteczniejszych strzelców ekstraklasy: Tomasza Frankowskiego i Macieja Żurawskiego. I to na ich boisku!

Czy czuje się Pan cichym bohaterem spotkania?

- Wisłę zatrzymała Cracovia, nie Cabaj. Graliśmy konsekwentnie z tyłu, ale odkąd wypadł Marek Baster, ta gra nam już nie wychodziła. Nie mieliśmy jednego człowieka. Obrońcy blokowali strzały i przez to ja miałem mniej pracy.

Czwarty mecz i już 360 minut bez straty bramki. Czy to bardziej mobilizuje Pana do pracy?

- Oczywiście, że tak. Chociaż to duża zasługa obrońców. Rozmawiamy przed meczem, jak będziemy grali, i mówimy sobie, czy mamy grać wysoko, ja zaraz za nimi, asekurujemy się - oni mnie, ja ich. Tak jak krzyczymy w kółku, tak staramy się grać.

A co krzyczycie w kółku?

- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego: Cracovia hej.

Jak Pan ocenia tę sytuację z 53. min i wyrzucenie Marka Bastera?

- Nie wydaje mi się, że musiał zejść z boiska. Sędzia powinien ich tylko upomnieć i na tym trzeba było to skończyć. Marek jego odepchnął, on mu coś zrobił. Nie powinno być żółtej kartki, a w konsekwencji czerwonej.

Czy to pierwszy mecz w Pana karierze piłkarskiej o tak dużym ciężarze gatunkowym?

- Dużo gorzej psychicznie czułem się przed meczem z Koroną Kielce w trzeciej lidze. Wtedy nie byłem za długo w Cracovii i czułem się niepewnie. Dziś grałem z większym spokojem. Dobrze, że wcześniej rozegrałem trzy mecze i dziś dobrze mi się broniło.

Myśli Pan, że Cracovia mogła pokusić się o trzy punkty?

- Nie oszukujmy się, w drugiej połowie inicjatywę przejęła Wisła. Chociaż gdyby główka Kazia Węgrzyna wpadła do bramki, to różnie mogłoby być. Można tak gdybać. Gdyby piłka inaczej się odbiła od słupka, to byłoby 1:0, gdyby jeszcze inaczej od spojenia, to mogło być 2:0. Mogło być inaczej, jest, jak jest - i dobrze.

Kibice obrzucali się inwektywami, zamiast dopingować swoje drużyny.

- Zawsze tak było, że podczas derbów nie ma sympatii ani z jednej, ani z drugiej strony. Przy takim dopingu, czy przeklinają, czy krzyczą, to nam nie przeszkadza, a dodaje determinacji do gry. Bardziej służy, niż przeszkadza.

Czy podczas meczu tacy napastnicy jak Żurawski czy Frankowski próbowali Pana jakoś... onieśmielić?

- Grają dosyć agresywnie. Zarówno jeden, jak i drugi jest szybki i przebojowy. Było ciężko, ale wyszliśmy całkiem nieźle.

Sprawdzał Pan w statystykach, czy był taki bramkarz, który dopiero co zadebiutował w ekstraklasie i tak długo nie puścił gola?

- Nie sprawdzałem, ale brat mi podpowiadał, że był jakiś bramkarz GKS Katowice, który nie puścił gola bodaj przez 1050 minut.

Jest szansa, że na stałe zagości Pan w bramce Cracovii?

- Rywalizacja w tygodniu toczy się cały czas. Trener wystawia tego bramkarza, który dobrze prezentuje się na treningach, chociaż na pewno patrzy i na to, jak broniłem w ostatnim meczu.

Copyright © Agora SA