Waldemar Marszałek: Miałem pewne obawy

Chcę najpierw pogodzić zwaśnione strony, bo w ostatnim czasie zaczęła się robić niezdrowa atmosfera w klubie - mówi o początkach swojej pracy w roli prezesa KS Polonia Warszawa były motorowodny mistrz świata i Europy Waldemar Marszałek

Prezesem klubu został w ubiegłym tygodniu - wybrany głównie głosami działaczy piłkarskich, którzy przeważają w zarządzie KS Polonia. - Nie jestem ich marionetką - mówi jednak, zapewniając, że będzie działał dla dobra innych sekcji. W zarządzie klubu pracuje od kilku lat. Od dwóch kadencji jest też radnym SLD. Zasiada w komisji sportu w Radzie Warszawy i m.in. dzięki jego poparciu Polonia otrzymywała z miasta pieniądze na budowę oświetlenia i trybuny kamiennej na stadionie przy ulicy Konwiktorskiej. Jako radny wielokrotnie mediował też, gdy firmy kanalizacyjne i energetyczne chciały Polonii za długi odciąć dopływ ciepłej wody i energii.

Olgierd Kwiatkowski: Dlaczego objął Pan funkcję prezesa Polonii?

Waldemar Marszałek: A dlaczego miałem jej nie przyjąć? To równie dobre pytanie. Owszem, miałem pewne obawy. Stwierdziłem, że jeśli nie będzie zgody zarządu, to nie będę sprawować tej funkcji. Nawet najlepszy prezes nie poradzi sobie, jeśli nie ma poparcia zarządu. Ta zgoda była, więc się zgodziłem. Mam też inne podstawy do tego, aby zostać prezesem, niż zgoda zarządu. Drugą kadencję zasiadam w Radzie Warszawy, byłem wiceprezesem Polskiego Związku Motorowodnego, od 40 lat pracuję w Polonii, od kilku lat w zarządzie tego klubu.

Czego Pan w nim dokonał?

- Nigdy sobie nic nie chcę przypisywać, bo pamiętam, że na jakimś zebraniu zarządu ktoś sobie przypisał to, że otworzył okno. Mogę jednak powiedzieć, że kilka lat temu wychodziłem u ówczesnego ministra sportu Stefana Paszczyka pieniądze na remont trybuny głównej stadionu Polonii. Od tej pory są na niej krzesełka. Przy okazji zrobiliśmy remont basenu i hali.

Uczestniczyłem we wszystkich spotkaniach Rady Warszawy i komisji do spraw sportu dotyczących ostatnich inwestycji na Polonii - budowy oświetlenia i modernizacji trybuny kamiennej. Głosowałem za tym i przekonywałem, aby te inwestycje były realizowane. Nie było to łatwe, bo atmosfera wokół Polonii nie jest wcale przychylna. Wszyscy w Warszawie kochają Legię. Polonia może liczyć czasami tylko na łaskawy uśmiech polityków, ale ja za inwestycjami na Legii też głosowałem, bo jestem generalnie za rozwojem sportu w Warszawie. Tylko nie może być tak, że tylko Legia będzie miała stadion piłkarski za pieniądze miejskie, a Polonia ma się gnieździć w okopach.

Jaki cel stawia Pan sobie w nowej roli?

- Chcę najpierw pogodzić zwaśnione strony, bo w ostatnim czasie zaczęła się robić niezdrowa atmosfera w klubie.

Na przykład?

- Co chwila dochodzi do konfliktów między piłkarzami a sekcją lekkoatletyczną. Mam w gabinecie pisma od trenerów lekkoatletycznych, że mają miejsce między nimi i pracownikami technicznymi piłkarzy, bo lekkoatleci biegają po trawie. Dzwoniła też do mnie niedawno Irena Szewińska [obecnie prezes PZLA, była lekkoatletka Polonii - red.]. Słyszała, że zamierzamy przenieść sekcję lekkoatletyczną na stadion Orła. Protestowała.

A chcecie?

- Najlepszym rozwiązaniem problemu byłoby, aby lekkoatleci przenieśli się na Varsovię. Tam miałby powstać stadion lekkoatletyczny. To dwa kroki stąd. Niedługo spotkamy się z Ireną Szewińską u dyrektora Artura Piłki [dyr. do spraw sportu w mieście - red.]. Zdecydujemy, co czeka lekkoatletów. Był rzeczywiście pomysł miasta, aby nasi lekkoatleci trenowali na Orle, bo tam jest piękny stadion z nowoczesnym tartanem. U nas tartanu już nie ma, bo jest tak zniszczony. Pomysł z Orłem wydaje się o tyle nierozsądny, że wtedy może zniknąć rywalizacja klubowa.

A koszykarze? W tym przypadku też mówiło się konflikcie.

- To stare czasy. Warbud miał umowę jeszcze z poprzednim właścicielem tych terenów - PKP, że dzierżawi obszar od głównego wejścia do budynku klubowego. Płacił za to, ale w zamian miał wybudować halę z zapleczem biurowym. Były plany. Nastąpiła zmiana właściciela. Warbud odstąpił od pomysłu. Przestał płacić. Ale teraz właśnie przenieśli siedzibę sekcji koszykówki na Konwiktorską, przy okazji naprawili kontener sekcji motorowodnej, w którym przechowywane są łódki, wyremontowali fronton budynku klubowego. Nie ma powodów do narzekań na sekcję koszykarską.

Uważa się jednak, że jest Pan marionetką w ręku działaczy piłkarskich. To oni zrobili Marszałka prezesem Polonii.

- Dziwię się takim opiniom, przecież nie jestem kibicem piłkarskim ani eks-zawodnikiem. Też byłem za tym, aby Andrzej Lew-Mirski nadal był prezesem klubu. Z pewnych powodów zrezygnował z tego stanowiska.

Dlatego, że zarząd klubu nie przedłużył umowy o pracę z dyrektorem Jerzym Orłem?

- Dyrektor Orzeł przyszedł pracować najpierw na trzy miesiące. Nie był człowiekiem sportu, więc daliśmy mu szansę popracować dłużej, aby się wdrożył. Obiecywał wiele. Czego tu miało nie być... A co z obietnic zrealizował? Długi, jak były, tak są. Koncepcji funkcjonowania klubu nie ma. Mało tego. Dyrektora mało było widać w klubie, tylko jego asystentkę.

Jakiego by chciał Pan dyrektora Polonii?

- Sprawnego menedżera, który ma jakąś koncepcję i ją zrealizuje, i nie będzie obiecywał gruszek na wierzbie.

Są już kandydaci?

- Mamy cztery oferty. Rozpatrzymy je w przyszłym tygodniu.

Czy wśród nich jest Romuald Pindelski ze Stowarzyszenia na rzecz Modernizacji Stadionu Polonia?

- Nie. Pan Pindelski jest dobry w tym, co robi. Lepiej byłoby, aby nadal pracował nad rozbudową stadionu i pozyskiwaniem na to środków. On i jego pracownicy chodzą cały czas koło swoich projektów. Przecież niedawno jeszcze to wszystko zarastało perzem i trawą. Dziś mamy na stadionie światło i nową trybunę. Oczywiście to światło przysłania nadal rzeczywiste problemy. Walący się mur, odpadający tynk, szatnie w fatalnym stanie, ale coś ruszyło do przodu.

Za pana prezesury Polonia może bardzo się zmienić. Dyrektor sportowy sekcji piłkarskiej Jerzy Engel mówi coraz śmielej o angielskim inwestorze, który chce budować "miasteczko Polonia" z nowoczesnym stadionem, halą, basenem olimpijskim, hotelem oraz apartamentowcami.

- Na ile na to pozwoli plan zagospodarowania terenu. Jest zapis, że ma być on przeznaczony na sport i rekreację. Jesteśmy jeszcze blisko Starówki, zabudowa nie może być wysoka. Prawda, słyszałem o tym angielskim inwestorze, ale słyszałem też ostatnio o firmie fińskiej oraz włoskim koncernie medialnym. Jeśli chodzi o Anglików widziałem, że pan Engel przedstawił ich projekt dyrektorowi Piłce. Może rozmawiał na ten temat z prezydentem Kaczyńskim, który był obecny w ubiegłym tygodniu na Konwiktorskiej. Jestem realistą. Tyle lat siedzę w Polonii i wielu już poznałem inwestorów. Był też taki, co mówił, że premier Włoch Silvio Berlusconi to jego kolega, że przyjedzie tu grać Gullit, że powstanie stadion z zamykanym dachem. A jeśli to jest wbrew przepisom, to załatwi, że FIFA zmieni przepisy. Wiem na razie, że miasto obiecało pieniądze na projekt przedstawiony przez Stowarzyszenie na rzecz Modernizacji Stadionu Polonia. Rozpocznie się wkrótce budowa pawilonu klubowego, a może i podgrzewanej płyty na boisku oraz hali widowiskowo-sportowej.

Jednak Polonia wciąż nie może wyzwolić się z codziennych problemów. Jak długo jeszcze KS Polonia będzie się zadłużać? Jak długo w klubie będzie istnieć zagrożenie, że SPEC wyłączy dopływ ciepłej wody, a STOEN energii?

- Sprawa jest skomplikowana. Skąd się bierze zadłużenie na Polonii? Głównie z wydatków na ciepłą wodę, a z niej przeważnie korzystają na basenie dzieci i młodzież z pobliskiej szkoły mistrzostwa sportowego i dwóch innych, bo do programu wychowania fizycznego wprowadzono obowiązkową naukę pływania. To dobrze, tylko kto ma za to płacić? W Polonii sytuacja i tak się poprawiła, bo miasto przejęło obiekt i to ono ma obowiązek go utrzymywać. Nawet za tę ciepłą wodę na basen będzie płaciło z tzw. pionu edukacyjnego. I myślę, że nie pojawią się w najbliższym czasie problemy z wodą i energią. Powstaje jednak pytanie, czy za korzystanie z obiektów nie powinny płacić trzy najbogatsze sekcje: piłkarska, koszykarska i szachowa. One spełniają ważną funkcję dla klubu, ale sprawę ich działania trzeba jakoś uregulować.

Co jest trudniejsze - sprawowanie funkcji prezesa Polonii czy pędzenie łódką po jeziorze z prędkością 200 km na godzinę?

- Nie pchałem się na to stanowisko. Nie zostałem przydzielony z nadania, jak to kiedyś było na kolei, i nie dam się nikomu manewrować. Nie boję się tej funkcji.

W Polonii od zawsze

O ile o jego dokonaniach jako działacza Polonii niewiele było do tej pory słychać, to sportowe osiągnięcia są wybitne. 62-letni Marszałek jest jednym z najwybitniejszych sportowców tego klubu w historii. Był sześciokrotnym motorowodnym mistrzem świata i czterokrotnym mistrzem Europy. W sumie na imprezach rangi mistrzowskiej na świecie wywalczył 27 medali. W Polsce jego dominacja zaczęła się w 1961 r. Wtedy zdobył pierwszy tytuł mistrza kraju. Do dziś ma ich na koncie 40. Od zawsze był w Polonii. - Kibicowałem temu klubowi od dziecka, tak jak mój ojciec. W moim bloku na Starej Pradze mieszkał też były piłkarz tego klubu Andrzej Chomiczuk. On mnie też wciągnął do kibicowania - opowiada. Dziś mecze piłkarskie ogląda sporadycznie. Kibicuje głównie swojemu synowi Bernardowi, również zawodnikowi Polonii, który w ubiegłym roku w Czechach zdobył motorowodne mistrzostwo świata. Syn Marszałka sukces okupił jednak ciężką kontuzją (złamane kręgi). Leczy się do dziś.

ok

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.