Kiepska gra "Kolejorza", sześć kolejnych porażek i fatalna skuteczność sprawiły, że wczoraj na stadionie przy ul. Bułgarskiej zjawiło się tak mało widzów, że wszyscy zmieściliby się w jednym sektorze. Od czasu powstania czwartej trybuny poznański obiekt nie świecił pustkami tak wyraźnie na meczu o stawkę. A przecież pojedynek z KSZO Ostrowiec toczył się o punkty w fazie grupowej Pucharu Polski.
Mógł to być jednocześnie mecz, w którym Lech miał się wreszcie przełamać, zdobyć gole, które pozwolą mu w przyszłości znów gromadzić punkty w ekstraklasie. W to przełamanie wierzyli nieliczni, którzy przyszli na stadion. Obejrzeli jednak mizerne spotkanie.
Trener Lecha Czesław Michniewicz wystawił najmocniejszy skład. Nie mógł sobie na to pozwolić szkoleniowiec gości Petr Nemec. Prezes klubu Mirosław Stasiak, który nadal jest czynnym piłkarzem, wymaga od Czecha zwycięstw w lidze. Dlatego Nemec miał oszczędzać zawodników na najbliższy weekend i nie zabrał do Poznania pięciu podstawowych zawodników. Na ławce rezerwowych znalazło się więc miejsce dla samego Stasiaka. - Wejdę na boisko, gdy wynik będzie dla nas korzystny - zapowiedział prezes, a jednocześnie napastnik KSZO.
I smutne jest to, że lechici długo dawali Stasiakowi szansę na występ. Prowadzili po szybko zdobytym golu, ale nie mogli wypracować takiej przewagi, aby Michniewicz bez obaw o wynik mógł rozpocząć ogrywanie młodzieży, którą zgromadził na ławce. Trwający ponad 400 min serial Lecha bez gola zakończył Piotr Reiss. Kapitan poznaniaków strzelił precyzyjnie, przy słupku po dobrym podaniu Pawła Kaczorowskiego. Potem jednak przeciwko osłabionej drużynie, która zajmuje miejsce w środku tabeli II ligi, "Kolejorz" nie potrafił zagrać tak, by kibice mogli mieć nadzieje, że kryzys jest już za nim.
Paweł Kaczorowski zaprezentował kilka odważnych akcji, takich, które zjednały mu sympatię fanów wiosną tego roku. Jednak żółta kartka za symulowanie faulu odebrała mu ochotę do gry i nadal nie wiemy, czy tydzień treningów z rezerwami spełnił swoje zadanie. I czy Kaczorowski najgorsze ma za sobą.
Trudno też powiedzieć, czy Adam Majewski, który miał kierować grą Lecha, jest wreszcie w lepszej dyspozycji. Nie bał się wczoraj podejmować odważnych decyzji, ale jego podania najczęściej były niedokładne - a to zbyt mocne, a to spóźnione. Majewski zdobył wczoraj gola i kibice z "młyna" krzyknęli jego nazwisko.
Nie było za to powodów by cieszyć się z występu Krzysztofa Gajtkowskiego. Znów zagrał spięty, a jego nerwowość była tym większa, im "Gajtek" był z piłką bliżej bramki. Nadal nie przypomina on napastnika, który z zimną krwią wykorzystuje okazje bramkowe. Kiedy znajdzie się w sytuacji strzeleckiej wygląda tak, jakby nie wiedział jak się uderza na bramkę. Kiepsko poczynał sobie także Piotr Reiss - mimo strzelenia gola, bywał pod bramką rywali dosć nieporadny.
W sumie Lech nie grał porywająco, ale był w tej korzystnej sytuacji, że słaba drużyna KSZO pozostawiała mu sporo swobody na boisku.
W drugiej połowie gra poznaniaków wyglądała już nieco lepiej. Dwoma ładnymi akcjami błysnął Paweł Sasin. To po jego podaniu padł gol - trąconą przez Gajtkowskiego piłkę wbił do siatki Majewski. Szkoda, że Sasinowi nie udało się wykończyć drugiej akcji, po której przebiegł niemal pół boiska.
KSZO stworzył kilka groźnych okazji, ale nawet wejście na boisko prawidłowo odżywionego prezesa Stasiaka niewiele zmieniło. Stasiak uznał wyraźnie, że 0:2 to wynik korzystny, bo 9 minut przed końcem meczu wpuścił "się" na murawę. Swoją potężną posturą mógłby wyleczyć z kompleksów chociażby walczącego z nadwagą Damiana Nawrocika. Bilans prezesa-napastnika to cztery kontakty z piłką, jedno celne podanie i wywalczony rzut rożny, a po końcowym gwizdku - utarczka słowna z sędzią Robertem Werderem.
Po godzinie gry Michniewicz stwierdził, że może już zacząć wpuszczać juniorów. Mirosław Goliński dostał tym razem szansę występu na lewej stronie pomocy. Drugi z młodych, debiutant w Lechu Marcin Pontus, mógł zdobyć gola kilkanaście sekund po wejściu na plac gry. Piłka spadła mu pod nogi w polu karnym, ale uderzył ją bardzo wysoko nad bramką.
- Kibice!
- Co?
- Gdzie jesteście?
- W domu, bo zimno! Ha, ha, ha.
Okrzyk obecnej na meczu garstki fanów Lecha w 84. min
4
tyle żółtych kartek zobaczyli lechici
3
tyle z nich było za symulowanie fauli. Kartki za to dostali: Kaczorowski, Reiss i Michał Goliński
STRZELCY BRAMEK
Lech: Reiss (6. min, po podaniu Kaczorowskiego), Majewski (57., głową, po zagraniu Gajtkowskiego)
Lech: Piątek - Kaczorowski Ż (71. Pontus), Mowlik, Wojtala, Topolski (60. Mirosław Goliński) - Madej, Majewski, Michał Goliński Ż, Sasin - Reiss Ż, Gajtkowski (80. Wojcik Ż).
KSZO: Dymanowski - Niedbała Ż, Gostyński, Solarz Ż, Boguś - Mężyk (46. Sojka), Wróbel Ż, Miklosik, Podstawek, Łatkowski (52. Kaczmarek) - Mooc (81. Stasiak).
Sędzia: Robert Werder (Warszawa)
Widzów 700
LECH - KSZO