Czy sędzia pomagał Arce Gdynia w meczu z ŁKS?

Były działacz gdyńskiego klubu uważa, że sędziowanie ?było niesmaczne?

Łodzianie zremisowali w Gdyni 0:0. To bardzo dobry rezultat zważywszy na to, w jakich okolicznościach musieli radzić sobie ełkaesiacy. Arka miała w tym meczu rzut karny (zmarnowany przez Krzysztofa Piskułę), mnóstwo rzutów wolnych w okolicach pola karnego, a od 73 min grała z przewagą jednego zawodnika. Sędzia wyrzucił z boiska Dariusza Kłusa, który po faulu na Rafale Murawskim zobaczył drugą żółtą kartkę.

- Co zrobić. Sędziemu po prostu zależało, aby osłabić nasz zespół. To moja pierwsza czerwona kartka w życiu - mówił po meczu piłkarz ŁKS, który schodząc z boiska miał arbitrowi dużo do powiedzenia. - Sędzia używał w stosunku do nas nieparlamentarnych słów, wyzywał nas. Nie byłem więc mu dłużny.

Na temat problematycznego rzutu karnego, podyktowanego cztery minuty przed czerwoną kartką, Kłus wolał nic nie mówić. - Po co mam to komentować? Potem będę jeździł po różnych wydziałach.

Trener Marek Chojnacki, który podczas meczu co chwila łapał się za głowę, nie krył oburzenia. - Rzadko oceniam pracę sędziego, ale po takim meczu trudno się powstrzymać. Na boisku zdarzają się różne przeciwności losu, ale najłagodniej mówiąc sędzia nie miał najlepszego dnia.

Gospodarze nie chcieli komentować pracy arbitra, uciekali się do ogólnych stwierdzeń, że "był to mecz walki, który trudno było sędziować". Tylko jeden z byłych działaczy gdyńskiego klubu stwierdził: - To już się robi niesmaczne, tak nie można. Arka była w tym meczu wyraźnie faworyzowana i nie dziwię się gościom, że są oburzeni. Sam jestem oburzony, bo takich meczów nie ogląda się zbyt przyjemnie. Podejrzany karny, niesłuszna czerwona kartka, mnóstwo dziwnych decyzji. Łukasz Kowalski łapie rywala w pół, rzuca nim o ziemię i faulu nie ma. A kiedy goście zbliżali się tylko do biegnącego z piłką gracza Arki, od razu był faul. I o czym my tu mówimy...

Obserwatorem PZPN na tym meczu był Jan Kuć z Warszawy. Jak ocenił Marcina Nowaka? - Nie ma mowy, bym publicznie ocenił pracę sędziego - powiedział "Gazecie". - A jeśli piłkarze i trener ŁKS mają pretensje, to mogą je skierować tylko pod swoim adresem. Niech przypomną sobie, jak się zachowywali w Gdyni.

Mało rozmowny był również sam sędzia.

Co Pan powie na zarzuty ełkaesiaków? - zapytaliśmy.

- Nie mam nic do powiedzenia na temat tego meczu. Na temat każdego innego także - ucinał Nowak.

Nie może Pan komentować, czy Pan nie chce?

- Przepisy nam tego zabraniają.

Piłkarze ŁKS twierdzą, że w sposób wulgarny zwracał się Pan do nich.

- Nie mogę wypowiadać się na temat tego meczu.

W Wydziale Sędziowski już słyszeli o meczu w Gdyni. - Jeśli relacje prasowe wskazują na to, że jakiemuś meczowi musimy przyjrzeć się z bliska, zaczynamy się tym interesować - twierdzi Wit Żelazko z PZPN. - W takim razie zajmiemy się tą sprawą. Dla nas podstawą jest protokół z meczu. Zobaczymy, co na ten temat powie obserwator.

GRZEGORZ KUBICKI*

Niesmaczny futbol

Nie mogę napisać, że Arka kupuje mecze, bo nie mam na to dowodów. Fakty są jednak takie, że już od kilku sezonów w Gdyni zdarzają się mecze podejrzane. Takie, jak piątkowe spotkanie z ŁKS. Obrońca Arki rzuca rywala na ziemię tak, że na igrzyskach w Atenach w judo dostałby pewnie ippon - sędzia nic nie widzi. Zawodnik ŁKS zbliża się tylko do piłkarza gospodarzy - od razu jest faul. Do tego dochodzą rzeczy najbardziej wyraziste, czyli kontrowersyjny rzut karny i podejrzana czerwona kartka. Goście wyrywają sobie włosy z głowy, przeklinają, kopią w najmniej winną ławkę rezerwowych, ale nic więcej nie mogą zrobić - na boisku rządzi sędzia. Ale czy tak być powinno? Nawet kibice z Gdyni, którzy kochają swoją drużynę, czuli w piątek ogromny niedosyt. I to wcale nie z powodu wyniku czy zmarnowanych okazji. Futbol z sędzią w roli głównej jest po prostu niesmaczny...

* Grzegorz Kubicki jest trójmiejskim dziennikarzem "Gazety"

Copyright © Agora SA