Po-ligon Roberta B³oñskiego: Fatamorgana

Sześć kolejnych meczów przegrał poznański Lech - zespół, który... może nie był rewelacją (za duże chyba słowo), ale na pewno odkryciem poprzedniego sezonu, a tak naprawdę tylko rundy wiosennej. Zdobył Puchar Polski (w dwumeczu lepszy od Legii) i Superpuchar (zwycięstwo z Wisłą Kraków w ostatniej kolejce). Wydawało się, że rodzi się nowa jakość w polskiej lidze, że wreszcie w kolejnym dużym mieście będzie duży klub. Nic z tego. Na razie okazało się, że była to fatamorgana. Zamiast cudownej, zielonej oazy, na Bułgarskiej wciąż piłkarska pustynia.

Trener Czesław Michniewicz został okrzyknięty odkryciem wiosny. Niebanalny, dowcipny, otwarty dla dziennikarzy, mający - wydawałoby się - świetny kontakt z zawodnikami. No i, co najważniejsze, wyniki. Poparte oryginalnymi metodami mobilizacji - a to puścił zawodnikom film o tym, jak Francuzi zdobywali mistrzostwo świata w 1998 roku, a to czytał wyjątki z biografii fenomenalnego kolarza Lance'a Armstronga, który wygrał walkê z rakiem i sześć razy triumfował w Tour de France. Teraz Michniewicz wydaje się zagubiony. Nie ma pomysłu, co robić. A każdy kolejny okazuje się błędem. Nie popadł w konflikt z zawodnikami, jak jego poprzednik Libor Pala. Ma poparcie kibiców i działaczy. Dostał wreszcie licencję trenerską, może uczestniczyć w konferencjach prasowych po meczu. Złośliwi żartują, że Michniewicz (podobno sukcesy i popularność jednak spowodowała nadmierna ilość bąbelków w głowie szkoleniowca) z licencją długo w Poznaniu nie popracuje...

Ale z próżnego i Salomon nie naleje. Co może zrobić trener, skoro na samym początku zostają mu wyrwane dwa trzonowe zęby. Po tak udanej wiośnie, kiedy wydawało się, że w Poznaniu rodzi się nowe, drużynę opuścili kluczowy obrońca Bartosz Bosacki i pomocnik Piotr Świerczewski. Wcześniej zimą sprzedano Bartosza Ślusarskiego. Szczególnie ci dwaj pierwsi dodawali drużynie werwy. Powodowali, że na boisku zespół dawał z siebie wszystko. Teraz Lech już tak nie gra, bo skończyły się pieniądze, a ci, którzy odeszli, nie widzieli przyszłości w Poznaniu.

Na wysokości zadania od lat nie stanęli działacze. Mając drużynę, której w całej Wielkopolsce kibicują podobno dwa miliony osób, nie zrobili właściwie nic, by mówiąc "Kolejorz", nie mieć na myśli ogromnych długów. Powód? Nikt nie chce inwestować w klub zarządzany przez ludzi kojarzonych bardziej z kibicami-szalikowcami niż poważnymi biznesmenami, przedsiębiorcami czy inwestorami, którzy oprócz tego, że kochają klub ponad życie, nie mają pomysłu, jak na nim zarabiać, jak przekształcić go w dobrze prosperujący interes, co zrobić ze stadionem, i jak wykorzystać największą w Polsce frekwencję... A to, że Sebastian Kulczyk jest synem Jana, najbogatszego Polaka i kibicem Lecha, nie ma żadnego znaczenia. Kulczyk senior jasno i wyraźnie powiedział, że futbol w ogóle go nie interesuje. Jako kolejny biznes rzecz jasna.

Szkoda też Lecha z powodu kibiców. Po ostatnich porażkach (najbardziej kompromitująca to mecz z Terekiem Grozny w rundzie wstępnej Pucharu UEFA - Lech na stałe zapisał się w historii czeczeńskiego futbolu) o połowę spadła frekwencja na stadionie. Jeszcze niedawno wypełniało go minimum 20 tys. ludzi. Teraz jest tylko połowa...

A lepszej przyszłości nie widać. Jak kiedyś ktoś powiedział "aż piszczą, by z Poznania wyjechać" Łukasz Madej (kierunek Wisła Kraków) i Michał Goliński (Groclin albo Legia).

I wszystko jest jasne - zamiast myśleć o jakichkolwiek sukcesach i podbojach ligowych, w Poznaniu znowu wszyscy "zasadzać" się będą na mecz z Legią w myśl zasady, że "Lech może przegrać z każdym (jest na najlepszej drodze), byle nie z drużyną ze stolicy". A za dwa tygodnie na Bułgarską przyjeżdża właśnie Legia.

Liczba Lecha

21 - tyle strzałów oddali w pi±tek na bramkę Cracovii. Sześć było celnych, żaden nie był celny.

Płockie głowy

Sędzia Cwalina nie prowadził meczu Wisły Płock i drużyna Mirosława Jabłońskiego znowu nie wygrała (tydzień temu gdański sędzia ewidentnie wypaczył wynik meczu z Polonią). Tym razem Wisła straciła punkty ze skazywanym na spadek, najgorszym, najbiedniejszym w lidze i z nigdzie niechcianymi zawodnikami amatorami - GKS-em Katowice. Oj, w Płocku polecą głowy. I to prędzej czy później. Tylko czyje? Działaczy, trenerów czy zawodników...

Bitwa operatorów

Polska liga nie jest taka zła. O prawo do tytułu oficjalnego sponsora biją się dwaj operatorzy komórkowi: Era i Idea (Plus GSM zainwestował w siatkówkę). Cena wywoławcza: 40 milionów zł za trzy lata (tyle daje Era drużynom z ekstraklasy) plus po 150 tys. zł dla każdego klubu II ligi za półtora roku. To bardzo, bardzo duż pieniądzy dla najlepszych (czytaj najchętniej oglądanych, przyciągających na stadiony najwięcej kibiców) grubo ponad milion złotych rocznie, dla reszty milion albo niewiele mniej (dla GKS np., jeśli się utrzyma, to 1/4 budżetu). W zamian za kilka reklamowych band na stadionach i naszywkach na koszulkach oraz spodenkach.

Wątpiącym w opłacalność (dla klubów) przedsięwzięcia przypominam, że Canal+ zgodził się zapłacić aż 100 mln zł za pięć lat (po trzech latach umowę renegocjowano), ale i tak stacja przekazała i przekaże klubom grubo ponad 60 mln zł. Umowa z Canal+ kończy się za kilka miesięcy. Już jest przygotowanych kilka projektów (zwanych także pakietami), by podpisać nowy kontrakt. Negocjacje trwają. Ale w przyszłym sezonie najlepsze kluby mogą liczyć - od sponsora i w³a¶ciciela(i) praw telewizyjnych - nawet na 2,5 mln zł.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.