Hokejowa ekstraliga: remis GKS Tychy z Unią Oświęcim

GKS Tychy po zaciętym i dramatycznym spotkaniu zremisował wczoraj z Unią Oświęcim. Tyscy kibice, przekonani, że to ich zespół był jednak lepszy, winą za stratę punktów obarczyli sędziego.

Fani GKS wściekli do czerwoności byli szczególnie w drugiej tercji. Tyszanie przez większość czasu grali wtedy w osłabieniu, a jakby tego było mało, karą meczu za zranienie przeciwnika ukarany został Michal Belica.

Napór hokeistów z Oświęcimia był duży, ale czystych sytuacji na strzelenie gola goście za wiele nie mieli. Gdy już udawało im się posłać krążek w kierunku bramki GKS-u, świetnie bronił Arkadiusz Sobecki.

Sposób na bramkarza GKS-u znaleźli dopiero obrońcy oświęcimskiej drużyny. Najpierw Grzegorz Piekarski, a potem Jacek Zamojski (już w trzeciej tercji) po strzałach spod niebieskiej linii doprowadzili do wyrównania. - Przy pierwszej bramce w ogóle nie widziałem krążka. Strzał może nie był silny, ale celny. Przy drugim golu też zabrakło mi szczęścia. Krążek wtoczył się do bramki po moim kiju - opowiadał Sobecki.

- Obrońcy zawstydzili dziś napastników. Prawda jest jednak taka, że gdy zespół gra w przewadze, to właśnie odpowiedzialność za strzelanie goli spoczywa głównie na obrońcach. Bramkarz przyklęka na lodzie, a oni mogą uderzyć pod poprzeczkę - przekonywał Waldemar Klisiak, kapitan Unii.

Na szczęście dla tyskich kibiców początek w wykonaniu GKS-u był dużo lepszy. Najlepszy początek miał Adam Bagiński, który strzelił gola, pierwszy raz dotykając krążka w meczu. - "Ślusar" tak dograł mi gumę, że wystarczyło tylko dołożyć łopatkę kija. Dobrze się zaczęło, gorzej się skończyło - opowiadał Bagiński, którym dopiero wczoraj zadebiutował w barwach GKS-u. Wcześniej na jego transfer nie zgadzał się bowiem Stoczniowiec Gdańsk, który dysponował kartą zawodnika. - Dojdą jeszcze Sebastian Gonera i Adrian Parzyszek i Unia naprawdę może być w opałach - dodał napastnik tyskiej drużyny.

Po meczu działacze i kibice tyskiej drużyny mieli olbrzymi żal do sędziego. Wszyscy zgodnie twierdzili, że sędzia tak długo karał ich zespół, aż Unia doprowadziła do wyrównania. Hokeiści byli jednak innego zdania. - Nie zauważyłem stronniczego sędziowania. Zmieniły się przepisy, nie wolno już bezkarnie jeździć z wysoko podniesionym kijem. Musimy się do tego przyzwyczaić - tłumaczył Bagiński. - Tak się sędziuje na całym świecie. Jeżeli sędziowie pozostaną konsekwentni, będzie nam łatwiej o punkty na mistrzostwach świata - dodał Klisiak.

Strzelcy bramek

1:0 Bagiński - Ślusarczyk (2.), 2:0 Belica - Kuc (11.), 2:1 Piekarski - Puzio (26.), 2:2 Zamojski - Piekarski (45.)

GKS T.: Sobecki; K. Majkowski - Kuc, Śmiełowski (4) - Gretka (2), Sosiński (2) - Mejka; Woźnica (2) - Bober (2), Gawlina - Justka (2) - Krzak (4), Frączek (2) - Belica (5+20) - Bagiński

Unia: Jaworski; Piekarski (4) - Zamojski (4), Gabryś - Medwedew, Kozak - Dulęba, Noworyta - A. Kowalówka (2); Klisiak - Stebnicki (2) - Puzio, Wojtarowicz - Jakubik - Jaros (4), Radwan - Stachura - Modrzejewski, Ryczko - S. Kowalówka - Ziober

Kary: 45 - 16, widzów: 3000.

Zdaniem trenerów

Andriej Sidorenko (Unia): Mecz mógł się podobać kibicom, emocje były do końca. Mój zespół miał słaby początek, za szybko i za łatwo straciliśmy dwie bramki. Potem drużyna się zmobilizowała i walczyła o korzystny rezultat do ostatniej minuty. Nie jestem zadowolony z naszej gry w ataku. Sobecki bronił dobrze, ale dwie bramki to za mało.

Wojciech Matczak (GKS T.): Mecz walki. Kibicom mógł się podobać, ale mnie już mniej... Nie mówię, że sędziowanie było złe, ale chciałbym, żeby było takie samo dla obu drużyn. Przez większość meczu graliśmy tylko dwoma piątkami, a właściwie czwórkami i trójkami (śmiech) i to się musiało odbić na kondycji drużyny.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.