Świt Nowy Dwór zremisował 0:0 z Jagiellonią Białystok

Strzałów i ciekawych akcji było jak na lekarstwo, za to niecelnych podań i głupich strat piłki mnóstwo. To, że w meczu Świtu z Jagiellonią nie było bramek w tej sytuacji dziwić nie może

W całym meczu tylko dwa razy pokazali się napastnicy Świtu, zresztą miało to miejsce w jednej akcji. Najpierw Adam Czerkas przed polem karnym odebrał piłkę Adrianowi Napierale, wbiegł w "szesnastkę", ale wracający obrońca gości zdążył jeszcze interweniować wślizgiem. Po wybiciu przed pole karne piłka trafiła do Karola Bilskiego, ten strzelił bardzo mocno, ale Łukasz Załuska wybił ją na róg. - Po kontuzjach Piotra Cetnarowicza i Marcina Danielewicza w ataku został nam tylko Karol Bilski i dwóch młodych piłkarzy. Adam Czerkas w poprzednim sezonie grał w Okęciu i tam pracował na niego cały zespół. W całym sezonie strzelił tylko trzy bramki. Teraz gra o klasę wyżej i ma już dwa gole, więc jest jakiś postęp. Paweł Samczyk dzisiaj zadebiutował w meczu seniorów. Wcześniej grał w Agrykoli tylko w ligach juniorskich - tłumaczył bezsilność swojego ataku trener Świtu Jerzy Masztaler.

Przed przerwą stojący w bramce Świtu Rafał Misztal chyba ani razu nie miał okazji do interwencji po strzałach gości. W drugiej połowie musiał już trochę popracować, bo gracze Jagiellonii cztery razy próbowali zdobyć gola. Napierała po rzucie rożnym strzelił głową, a piłka spadła na poprzeczkę. - Spotkały się dwie drużyny prezentujące podobny poziom. W obydwu zespołach najlepsi zawodnicy grają w obronie. Brakowało przede wszystkim siły rażenia w ataku. Nie było czym straszyć - ocenił Masztaler.

ŚWIT NOWY DWÓR - JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 0:0. Widzów: 700. Świt: Misztal - Łowicki, Wysocki, Cios, Wawrzyniak - Reginis (77. Centkowski), Gmitrzuk, Konopka, Kosiorowski - Bilski (80. Samczyk), Czerkas (71. Pulkowski).

Kiedyś będzie jeszcze gorzej

Na mecz Świt - Jagiellonia przyszło niewielu widzów, bo w sumie 600, może 700. Aż 220 z nich przyjechało z Białegostoku. Ubrani w klubowe koszulki i wyposażeni w transparenty kibicowali dużo głośniej niż miejscowi fani. Gorzej, że w co drugim skandowanym haśle chłopcy z Białegostoku wykrzykiwali niecenzuralne epitety pod adresem miejscowych piłkarzy i kibiców. Efekt był taki, że w przerwie grupka z sektora Świtu znajdującego się najbliżej boksu dla gości zaczęła rzucać w żółto-pomarańczowych kamieniami, a przyjezdni odpowiadali zapalonymi racami. Niewiele zabrakło, a powtórzyłaby się sytuacja z wiosennego meczu Świtu z Polonią Warszawa, kiedy między rywalizującymi grupami fanów doszło do bitwy na race i petardy, a rozjuszeni przybysze z Muranowa zniszczyli siedzenia w sektorze gości. W sobotę sytuację uspokoiło dopiero powiększenie strefy buforowej do dwóch sektorów. Niestety, interwencja służb porządkowych ograniczyła się tylko do tego.

Jaką nauczkę z takiej postawy ochrony mogą wyciągnąć zadymiarze? Zapewne taką, że wszystko im wolno, bo panowie ubrani w żółte kubraczki i tak im nic nie zrobią. Można zatem się spodziewać, że w przypadku kolejnego meczu z niezbyt lubianym rywalem na stadionie Świtu znów dojdzie do bitwy, a pracownicy ochrony znów będą biernie się przyglądać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.