Tym razem Politechnika zagrała na wyjeździe z Sośnicą Gliwica, która w tym sezonie ma mocniejszy skład w porównaniu z ubiegłorocznymi rozgrywkami, a zawsze była zespołem własnego parkietu. Z koszaliniankami gliwiczanki męczyły się jedynie w pierwszej połowie, choć po pierwszym golu Ewy Jarzyny i szybkim przechwycie miejscowi kibice liczyli na łatwe i wysokie zwycięstwo.
Koszaliniankom udało się jednak szybko złapać swój rytm. Dwukrotnie nawet prowadziły (2:1 i 3:2), a jeszcze w 15. minucie był remis 7:7. Gospodynie odskoczyły na trzy bramki (13:10) w 22. minucie, kiedy to Politechnika nie wykorzystała karnego.
- Szkoda tego fragmentu, bo szliśmy bramka za bramkę i można było pokusić się o remis do przerwy - mówi Dworaczyk.
Decydujący moment nastąpił tuż po wznowieniu gry. Koszalinianki zagapiły się i straciły trzy bramki z rzędu. Podjęły starania o zniwelowanie strat - w 42. minucie przegrywały tylko 17:20 i grały z przewagą dwóch zawodniczek. Zamiast jednak same rzucać bramki, pogubiły się kompletnie i to Sośnica zdobyła dwa gole.
- Płacimy frycowe w takich sytuacjach - żałuje drugi trener Politechniki. - Jeszcze za bardzo chcemy, a brakuje mądrości taktycznej.
Po wyjazdowych spotkaniach w Elblągu i Gliwicach Politechnika zamyka tabelę. W piątek jednak ma szansę na pierwsze punkty w lidze, kiedy to zagra z Piotrcovią Piotrków. Zespół powinien już poprowadzić pierwszy trener Waldemar Szafulski, którego zmogła grypa i na Śląsk nie pojechał.
Sośnica: Łącz, Mieńko - Kozdrój 0, Kornacka 3, Jedyńska 3, Jochymek 6, Kozyra 1, Świszcz 0, Dolny 0, Latyszewska 6, Kopeć 1, Stera 0, Jarzyna 8.
Politechnika: Pabich, Hauzer - Sudnik 0, Szostakowska 1, Pociecha 3, Żołyniak 1, Stasiuk 2, Dworaczyk 4, Skipor 1, Zaremba 0, Tałaj 3, Chmiel 2, Kobyłecka 3, Kuraś 0.