Adrian Miedziński siódmy w mistrzostwach świata juniorów

Gdyby medale przyznawano - jak tradycyjnie - po pięciu wyścigach każdego z zawodników, Adrian Miedziński byłby najlepszym młodzieżowcem globu. W najważniejszym starcie jednak zawiódł i w efekcie z największego sukcesu w karierze cieszył się inny Polak, Robert Miśkowiak

Junior Apatora/Adriany został ostatecznie sklasyfikowany na dopiero siódmym miejscu, choć w sobotni wieczór po fazie zasadniczej był głównym faworytem do zwycięstwa na wrocławskim stadionie Olimpijskim. Torunianin prezentował się znakomicie i zupełnie nie przypominał zawodnika, który przed tygodniem w wyjazdowym meczu z Atlasem bardziej walczył z nawierzchnią toru i swymi motocyklami niż z przeciwnikami. Wśród rówieśników Miedziński imponował startami i najczęściej już na pierwszym łuku zdobywał przewagę, którą później utrzymywał do mety. W fazie zasadniczej turnieju wygrał trzy wyścigi (w pierwszym został staranowany przez Mateja Zagara, wykluczonego z udanej dla "Miedziaka" powtórki; w VIII uciekł na pierwszym wirażu pewnemu startu w cyklu Grand Prix 2005 Antonio Lindbaeckowi i Krzysztofowi Kasprzakowi; w XIII nie dał szans Piotrowi Świderskiemu oraz późniejszym finalistom - Kennethowi Bjerre i Rory Schleinowi). Tylko dwa razy musiał natomiast uznać wyższość rywali. W X biegu lepszy był późniejszy triumfator Miśkowiak. W swoim ostatnim starcie torunianin dał się niespodziewanie na drugim łuku wyprzedzić atakującemu pod bandą Szwedowi Fredrikowi Lindgrenowi.

Mimo tego i tak do walki w półfinale przystępował jako faworyt i zwycięzca klasyfikacji zasadniczej, bo Miśkowiak stracił punkty w starciu ze Świderskim, Zagarem i Lindbaeckiem.

O tym, że świetny występ w pierwszej części zawodów później nić już nie oznacza, torunianin przekonał się wtedy, gdy jego triumf był najbardziej potrzebny. Drgnął na starcie i puścił lekko sprzęgło ułamek sekundy przed zwolnieniem taśmy startowej. Gdy znieruchomiał, taśma była już w górze, a rywale - Schlein, Zagar i Świderski - kilka metrów przed nim. Miedziński nic nie zdziałał i załamany zjechał z toru na ostatnim okrążeniu. Gdyby my się to udał półfinał, miałby spore szanse na medal, bo obsada finałowa nie okazała wymagająca. Również w półfinale odpadł jeden z faworytów - Lindbaeck. Awansowali do niego - oprócz Miśkowiaka - trzej najsłabsi w rundzie zasadniczej zawodnicy, którzy znaleźli się w półfinałach.

Miśkowiak sięgnął po piąte złoto dla Polski w finałach IMŚ - po Piotrze Protasiewiczu, Robercie Dadosie, Dawidzie Kujawie i Jarosławie Hampelu. W powtarzanym finale (bo upadł Schlein, gdy Miśkowiak prowadził na ostatnim "kółku") nie dał szans Bjerre i Zagarowi.

Paweł Rzekanowski

WYNIKI IMŚJ

Po 20 biegach: 1. Miedziński 13 (3, 3, 2, 3, 2), 2. Miśkowiak 12 (3, 3, 3, 1, 2), 3. Lindbaeck 12 (3, 2, 3, 2, 2), 4. Świderski 9 (0, 1, 3, 2, 3), 5. Smoliński 9 (2, 3, 1, 2, 1), 6. Zagar 8 (0, 0, 3, 3, 2), 7. Schlein 8 (2, 1, 2, 0, 3), 8. Bjerre (2, 0, 2, 1, 3), 9. Kasprzak 8 (1, 1, 2, 1, 3), 10. Lindgren 8 (1, 2, 1, 3, 3), 11. Korneliussen 7 (2, 2, 1, 2, 0), 12. J. Davidsson (0, 2, 0, 3, 1), 13. Andersson 5 (3, 1, 1, 0, 0), 14. Gizatulin 4 (0, 3, 0, 0, 1), 15. Hefenbrock 2 (1, 0, 0, 1, 0), 16. D. Davidsson 1 (1, 0, 0, 0, 0)

Półfinały: XXI - Schlein, Zagar, Świderski, Miedziński (d); XXII - Miśkowiak, Bjerre, Smoliński (u/w), Lindbaeck (w)

Finał: Miśkowiak, Bjerre, Zagar, Schlein (u/w)

Klasyfikacja końcowa: 1. Miśkowiak, 2. Bjerre, 3. Zagar, 4. Schlein, 5. Świderski, 6. Smolinski, 7. Miedziński, 8. Lindbaeck, 9. Kasprzak, 10. Lindgren, 11. Korneliussen, 12. J. Davidsson, 13. Andersson, 14. Gizatulin, 15. Hefenbrock, 16. D. Davidsson.

Dla Gazety

Adrian Miedziński

junior Apatora/Adriany

Szkoda, że tak się stało. Teraz można gdybać, czy ta formuła jest sprawiedliwa. W finale mistrzostw Europy optowałbym za tą formułą, bo w fazie zasadniczej pękł mi łańcuszek sprzęgłowy i było po wszystkim. Dzisiaj stało się na odwrót. Nie wyszedł mi tylko półfinał. Przegrałem start, a przeskoczyć dwóch zawodników naprawdę było ciężko. Jeszcze może gdybym jechał trzeci, to może... Sędzia przytrzymał akurat dłużej nas na starcie, ja popuszczałem sprzęgło, a gdy je złapałem, akurat taśma poszła w górę. Byłem prawie w finale. Szkoda...

not. kub, Wrocław

Ojcowskim okiem

Stanisław Miedziński jeszcze w latach 80. był czołowym żużlowcem Apatora Toruń. Gdy w sobotni wieczór na podium stanęła trójka medalistów, zza bandy wpatrywał się w tłum fotoreporterów szczelnie oblegających najlepszych żużlowców wieczoru. - Gdyby zawody rozgrywane były wedle starej formuły, syn byłby mistrzem świata. Miał przecież aż 13 punktów, w najgorszym wypadku rozegrano by baraż z "Miśkiem" - opowiadał Miedziński-senior, który sprawiał wrażenie, jakby nie był załamany porażką syna w takich okolicznościach. Co chwilę na jego twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. - No co mam teraz zrobić? Przecież nie cofnę czasu - śmiał się. - Jeden, jedyny błąd na starcie do półfinału kosztował Adriana finał. W momencie, gdy złapał sprzęgło, sędzia akurat puścił taśmę i było po wszystkim. Wiadomo, że przeżywałem jego start, szczególnie, gdy w pierwszej serii wywrócił go Zagar. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, a sędzia słusznie wykluczył Słoweńca, bo ten wjechał prosto w mojego syna - dodawał S. Miedziński. - To niesprawiedliwe: dla mnie Miedziński był mistrzem świata. W jego przypadku jeden bieg przekreślił wszystko: miał 13 punktów,a jest siódmy. To trochę bez sensu - wtórował Zenon Kasprzak, były rywala z toru Miedzińskiego-seniora, opiekujący się też synem Krzysztofem, który zajął dziewiątą pozycję.

Copyright © Agora SA