Co najmniej zaniepokojeni byli strongmani, gdy przechadzali się po grząskim piachu, który stanowił arenę ich zmagań. Co i rusz kręcili głowami. Mieli wyraźne kłopoty z przemieszczaniem swoich grubo ponad 130 kg na głowę, a tu jeszcze czekały na nich prawdziwe ciężary do dźwigania, noszenia i przetaczania. I w zasadzie mogą się cieszyć, że mistrzostwa nie odbyły się w jednym ośmiokonkurencyjnym bloku. Byłoby to dla nich zabójcze.
Fajne chłopaki
Kibice dużo frajdy mieli już podczas prezentacji. Właściwie wtedy ich serca zaskarbił sobie Łotysz Raimondas Bergmanis, który najpierw wybiegł z namiotu lekko jak baletnica, by po chwili zacząć powłóczyć nogami jak stary, sterany życiem mężczyzna. To był wyraźny sygnał, co sądzi o piasku. Kolejni zawodnicy starali się unikać zbędnych ruchów, by oszczędzać siły na konkurencje. Zupełnie markotnie i mało sympatycznie pokazali się Amerykanie. A już Heinz Ollesch znów rozbawił widzów. Mający 192 cm i ważący 155 kg Niemiec błysnął talentem aktorsko-komicznym. Świetnie sparodiował scenę powitania z "Ostatniego filmu o Legii Cudzoziemskiej". Widać było, że dla nich nie liczy się tylko rywalizacja, ale i może przede wszystkim zabawa.
A co się działo, gdy zawodnicy ruszyli do boju? Wiele. Szczególnie, że właściwie od początku gra toczyła się pod rozdanie Polaków. Choć pewnie nawet sami obrońcy tytułu mistrzowskiego nie wierzyli, że w
Płocku pójdzie im tak łatwo. Ale parę wyraźnie do przodu ciągnął rewelacyjnie przygotowany i naładowany niespotykaną energią Jarosław Dymek. W każdym jego ruchu, geście, spojrzeniu, widać było siłę i pewność. On już od prezentacji zmierzał do złotego medalu. Nieco inaczej jego partner, indywidualny Mistrz Świata Mariusz Pudzianowski. Dominator i owszem imponował muskułami i rzeźbą, ale w ogniu walki długo pozostawał w cieniu kolegi.
Oni byli najlepsi
Poczynania siłaczy cały czas nagradzała brawami fantastyczna publiczność, którą prowadzący zawody Irek Bieleninik uraczył na dobry początek opowieścią o uczuciach towarzyszących odgłosom pękających mięśni, łamanych kości i bólu, jaki przeżywają kontuzjowani zawodnicy. To wystarczyło, by wysiłek strongmanów został nagrodzony.
Jednak te największe zarezerwowane były dla Pudzianowskiego i Dymka. Jak na mistrzów przystało, wygrali już pierwszą konkurencję. Niesiona przez nich lektyka, która wraz z czterema hostessami ważyła blisko 500 kg, wypadła z rąk zawodników, gdy ci pokonali 39 m. Zdecydowanie najwięcej. Później było nieco gorzej. Trzy drugie miejsca w Wyciskaniu belki, Uchwycie Herkulesa i Martwym ciągu, pozwoliły im jednak zachować pozycje liderów z 29 pkt. Za ich plecami byli Anglicy - 22 pkt i Litwini - 21,5 pkt. Jeszcze wszystko mogło się wydarzyć.
Czy się wydarzyło? Nie. Polacy byli już nie do pobicia. Wreszcie obudził się Dominator. Widać
obiad i dwie godzinki odpoczynku zrobiły swoje. Pudzianowski pokazał, że jest wielki. Ale i on wiele by nie zrobił bez rewelacyjnego Dymka. Obaj nokautowali najgroźniejszych rywali w kolejnych konkurencjach. Po wiązanej (noszenie 210 kg herbu, ładowanie na podest czterech 100-kg worków i noszenie 340-kg bramki na barkach), załadunkach piekielnie ciężkich kul i przewracaniu specjalnie przygotowanego malucha, już było wiadomo, kto wygra. Nikt nie mógł im odebrać zwycięstwa. Ale i w Schodach pokazali mistrzostwo. Walczyli do końca, najszybciej wnosząc trzy "kloce" ważące kolejno 250, 275 i 320 kg.
Na podium znaleźli się jeszcze Litwini i Łotysze z Bergmanisem cieszącym się jak
dziecko z trzeciej lokaty wywalczonej po fantastycznej walce w ostatniej konkurencji. Dalsze miejsca przypadły odpowiednio Finom, Anglikom, Amerykanom, Szwedom i Niemcom. Ci ostatni po południu wycofali się z powodu kontuzji Franza Beila.
Organizatorami mistrzostw są Strong Man Spółka z o.o. i Kombinat Artystyczny.