Anna Świętońska stwierdziła wczoraj w rozmowie z "Gazetą", że to trener Rafał Błaszczyk i prezes sekcji Andrzej Balsewicz już przed sezonem skazali ją na rolę rezerwowej rozgrywającej. Dlatego wolała odejść do Drezna. W zupełnie inny sposób postrzega sprawę trener wrocławskich siatkarek.
Rafał Błaszczyk (trener ZEC SV Gwardii): Ja nigdy takiej tezy nikomu nie przekazałem! Wręcz przeciwnie - te sprawy przez cały czas bardzo mnie obchodziły i byłem bardzo niezadowolony, że Anka odchodzi. Przecież udzieliłem wcześniej wielu wywiadów. Zawsze podkreślałem w nich, jak bardzo mnie cieszy, że mamy dwie rozgrywające. Nigdy bym Ani nie powiedział, że będzie rezerwową. Takie stwierdzenie to przecież jakby sugerowanie jej, że powinna sobie poszukać innego klubu. A ja byłem ostatnią osobą, której mogłoby zależeć na jej odejściu. Zespół pierwszoligowy musi mieć dwie rozgrywające, to jest przecież najważniejsza pozycja na boisku. I ja przez cały czas byłem przekonany, że te dwie zawodniczki mamy. Dlatego byłem bardzo niezadowolony, kiedy Ania powiedziała mi, że odchodzi. Przez cały czas byłem przekonany, że mamy tę zawodniczkę zakontraktowaną w klubie.
- Nie wiem. Na pewno usłyszała to od prezesa. Wiem, bo ta rozmowa odbyła się przy mnie. Ja zaraz potem rozmawiałem z Anką. Przez pół godziny. Przekonywałem ją, że to przecież nie prezes, ale ja - jako trener - będę decydował o tym, kto będzie grał na boisku. Jednak te słowa, że będzie rezerwową, już wcześniej padły...
Ania miała prawo źle się poczuć.
- Odpowiedź na to pytanie nie może być jednoznaczna. Element rywalizacji w sporcie jest zawsze. Kwestia jest tylko taka, żeby ta rywalizacja była wyważona. Celem zawodniczki nie może być tylko wywalczenie sobie miejsca w szóstce, ale przede wszystkim wygrana zespołu. A wracając do Ani - ona nie miała prawa czuć się od Gosi gorsza. Są przecież bardzo podobne. Mają podobne parametry, prezentują zbliżony poziom, nawet obie są po studiach. Obie grają już od dawna. Na korzyść Gosi może przemawiać tylko to, że jest po prostu starsza, a co za tym idzie - bardziej doświadczona. Ale Ania się tego nie mogła obawiać. Myślę, że ona by podniosła rękawicę.
- Podejrzewam, że Drezno zaoferowało jej lepsze warunki finansowe niż my. Pod tym względem Ania zyskała na zmianie klubu. A w pracy chodzi przecież o zarabianie pieniędzy. W Dreźnie będzie też mogła rozwijać się pod względem sportowym. Ona na tej zmianie na pewno zyskała. Ja natomiast straciłem bardzo wartościową zawodniczkę.
- Rozmawialiśmy o tym w klubie. Trzeba było sobie wytłumaczyć, dlaczego trener, czyli ja, o takiej decyzji dowiedział się ostatni. Pod koniec czerwca, gdy Ania zdecydowała się odejść, dopiero przejmowałem zespół. To był początek mojej pracy i nie wszystko było dograne. Można tak nieco górnolotnie powiedzieć, że Ania padła tego ofiarą. Jestem jednak przekonany, że źle na tym nie wyjdzie - Drezno to klub stabilny finansowo, dobrze zorganizowany. Wiem, że Ania jest zadowolona z pobytu w Niemczech. Nie spotkało jej tam żadne nieszczęście. A nas tak. Będziemy w tym sezonie grać bardzo wiele meczów - w lidze polskiej, rozgrywkach europejskich, Pucharze Polski... Do tego potrzebne nam są przynajmniej dwie wartościowe zawodniczki na każdej pozycji. Byłoby bardzo dużo grania dla obu rozgrywających. Ale stało się inaczej.... A na końcu odpowiedzialność za cały sezon ponosić będzie jeden człowiek. Wie pani, jaka osoba będzie za to na końcu odpowiadać?
- Tak jest. To trener zawsze odpowiada głową.