Z Jagiellonią bez Michała Probierza

Po każdym meczu trenerowi Widzew wypada ze składu podstawowy zawodnik

W pojedynku z GKS Bełchatów czerwoną kartkę zobaczył Rafał Pawlak. Później w Radomiu poważnego urazu doznał Artur Wyczałkowski, a w środę jego los podzielił Michał Probierz. - To nie jest klątwa, ale po prostu życie - komentuje Majewski. - musimy sobie poradzić bez Michała, choć jego brak jest naprawdę dużą stratą.

Kolejnym rywalem Widzewa będzie zamykająca tabelę Jagiellonia Białystok. Pozycja tego zespołu po sześciu kolejkach jest sporym zaskoczeniem, ponieważ latem trafiło do niego kilku niezłych piłkarzy, m.in. Jacek Markiewicz z RKS Radomsko, Adrian Napierała z Pogoni Szczecin, Wojciech Ankowski z Cracovii, Tomasz Pawlak z Polaru Wrocław, a z wypożyczenia do Górnika Łęczna wrócił Łukasz Tupalski. Oprócz nich w kadrze jest niezły napastnik Wojciech Kobeszko oraz były widzewiak Jacek Chańko. W tym sezonie drużynę prowadziło już trzech szkoleniowców - Witold Mroziewski, Mirosław Dymek, a oraz - na razie nieoficjalnie - Adam Nawałka.

Zespół z Białegostoku zdobył dotychczas tylko dwa punkty - zremisował u siebie z Radomiakiem i na wyjeździe z Ruchem. - Z tego, co wiem, Jagiellonia gra lepiej, niż wskazuje na to jej pozycja w tabeli - podkreśla szkoleniowiec Widzewa. - Rozmawiałem na jej temat z trenerem Ruchu Jerzym Wyrobkiem. Mówił, że w Chorzowie szczęśliwie zremisowali.

Po ciężkim spotkaniu z Ruchem piłkarze narzekali na zmęczenie. Majewski: - To dobrze, bo dali z siebie wszystko. Do meczu w Białystoku mamy jeszcze dwa dni, więc więc powinni zregenerować siły. Na razie z wyjazdów przywieźliśmy tylko jeden punkt, czas na coś więcej.

Mówi pomocnik Widzewa

Jarosław Bińczyk: Pomoże Pan kolegom w Białymstoku?

Michał Probierz: Na pewno nie, bo zdrowy będę gdzieś za dziesięć dni. Zagram już w drugim meczu wyjazdowym w Polkowicach (10 września - red.).

Co Panu dolega?

- Zostałem kopnięty w okolice ścięgna Achillesa, a poza tym naciągnąłem mięsień dwugłowy.

Od trzech tygodni jest Pan zawodnikiem Widzewa. Jak się Panu podoba w tym klubie?

- Kolejny raz podkreślam, że zawsze byłem kibicem Widzewa. Na dowód przywiozłem do Łodzi autografy zawodników z 1981 roku i pokazałem panu Tadeuszowi Gapińskiemu. Chciałbym w tym klubie zakończyć karierę. Obecnie mamy superdrużynę, atmosfera w niej jest coraz lepsza. Pan Boniek kiedyś był znakomitym zawodnikiem, który prowadził Widzew do sukcesów. Chciałbym pomóc w tym, żeby pod jego kierunkiem klub odzyskał świetność. Poza tym przy tak znakomitym fachowcu, jak Stefan Majewski, chciałbym przy nim się kształcić, a później zdobyć tytuł trenera pierwszej klasy.

Czym różni się Pogoń Szczecin od Widzewa, oczywiście poza ligami, w których występują?

- Na temat Pogoni nie chcę się wypowiadać. Przepraszam.

Widzew miał w ostatnich latach złą opinię. Nie bał się Pan do niego przychodzić?

- Mówi się źle, ale to, co zastałem, bardzo mnie zaskoczyło, i to na plus. W klubie wszystko jest znakomicie poukładane, ludzie są konkretni i to co mówią, robią.

Mimo spadku do II ligi na stadion przychodzi wielu kibiców. Spodziewał się Pan takiego dopingu, jak choćby w meczu ze Szczakowianką czy Ruchem?

- Na Widzewie atmosfera zawsze była znakomita. Tutaj każda przyjezdna drużyna gra o dziesięć czy dwadzieścia procent lepiej niż zwykle. Nam doping pomaga, ale przeciwnicy też się mobilizują. Rozmawiałem z kolegami z Ruchu, opowiadali mi, że rozegrali najlepsze spotkanie w tym sezonie.

Na co stać Widzew w obecnym składzie?

- Najpierw musimy zdobyć tyle punktów, żeby zapewnić sobie spokojny byt, a później można będzie walczyć o coś więcej. Musimy wygrywać wszystkie spotkania u siebie, a na wyjeździe remisować i też w jakiś zwyciężać. Wtedy będzie szansa na awans.

Różnica między I a II ligą jest duża?

- W drugiej lidze kopie się po nogach, podczas gdy w pierwszej gra w piłkę. Myślałem, że zawodnicy w drugiej lidze są bardziej chronieni. Tyle kontuzji bierze się właśnie z brutalnej gry. Część zawodników bardziej zwraca uwagę, jak przetrącić rywala niż samemu dobrze zagrać.

Mówi się, że na drugoligowych boiskach jest więcej walki niż w ekstraklasie...

- Na pewno walką nie można nazwać takiego zachowania, że ktoś przez trzy czwarte meczu chodzi i specjalnie kopie po nogach. Może do tego przywyknę, ale po tylu latach występów w ekstraklasie jestem naprawdę zaskoczony.

Rozmawiał Jarosław Bińczyk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.