Po porażkach z silnymi RKS Radomsko i Górnikiem Polkowice sosnowieccy kibice liczyli, że MKS Mława, beniaminek drugiej ligi, będzie pierwszym zespołem, który polegnie na Stadionie Ludowym. Ale gdy w ostatniej minucie meczu Daniel Treściński wybił piłkę z pustej bramki po strzale Pawła Lubasińskiego, fani błagalnie spoglądali w niebo prosząc, by ich zespół uratował przynajmniej remis.
Zagłębie rozegrało najsłabszy mecz w sezonie. Eksperymentalnie zestawiona obrona zachowała czyste konto tylko dzięki udanym interwencjom Grzegorza Kurdziela. Bramkarz Zagłębia, który jeszcze w trzeciej lidze narzekał, że często jest bezrobotny, tym razem na brak pracy nie narzekał. W pierwszej połowie najbardziej nękał go Łukasz Połoszczak, który trzy razy uderzał na bramkę Zagłębia. Najbliżej zdobycia gola był w 27. min, gdy strzelał głową, ale nie potrafił skierować piłki do pustej bramki. - To mógł być przełomowy moment meczu, powinien być gol - żałował straconej szansy trener Marian Kurowski.
W drugiej połowie Kurdziel wyzwał na pojedynek Maxwella Kalu. Nigeryjczyk dwa razy stanął oko w oko z wychowankiem Karpat Krosno i dwa razy przegrał. - To nie tak miało być - smucił się po meczu Kurdziel. - To nie ja miałem być w opałach, tylko rywal. Sytuacje były trudne, ale nigdy nie tracę wiary, że uda się zatrzymać piłkę. Nie wiem, co się z nami dzieje. Znowu mamy spuszczone głowy.
Najbardziej zrozpaczony był po meczu Marcin Lachowski. Pomocnik Zagłębia nie zszedł z resztą zespołu do szatni, usiadł w tunelu prowadzącym na boisko, oparł się o ścianę, a głowę skrył między nogami. Lachowski bardzo się starał, to po jego strzałach z dystansu Zagłębie było najbliżej zdobycia gola. Wywalczył też dla swojej drużyny rzut karny, po tym jak w 75. min na ziemię powalił go Marcin Rogoziński.
Wojciech Rudy, dyrektor klubu chyba przeczuwał, że Daniel Treściński nie wykorzysta jedenastki. Wstał ze swojego miejsca i schował się w klubowym budynku. Gdy przez trybuny przetoczył się jęk rozpaczy, nie miał wątpliwości, że ziścił się czarny scenariusz. - Czytałem kiedyś książkę Toniego Schumachera - opowiadał, cały czas się uśmiechając Maciej Wiśniewski, bramkarz MKS. - Bramkarz reprezentacji Niemiec napisał, że zawodnik, który wykonuje rzut karny, uderza zazwyczaj w ten róg, w który wcześniej spojrzy. Z doświadczenia wiem, że w 75 proc. ta metoda się sprawdza. Tak zrobiłem i dziś.
Więcej dobrych okazji na zdobycie bramki sosnowiczanie nie mieli. Zabrakło napastników. Na prośbę trenera zagrał kontuzjowany Wojciech Małocha, a na trybunach usiadł Mariusz Ujek, który w ostatnim meczu poparzył się wapnem gaszonym, którym wysypano linie na stadionie w Sosnowcu. - To nie był nawet wyrównany mecz - żalił się szkoleniowiec Zagłębia Krzysztof Tochel. - Co z tego, że dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, skoro to piłkarze z Mławy mieli lepsze okazje do zdobycia bramek. Nie stwarzamy okazji do strzelania goli. Zbyt nonszalancko, nieodpowiedzialnie gramy też w obronie. Bez sensu.
Zawiedzeni sosnowieccy kibice pocieszali się, że najszybszy na boisku był miejscowy czyli zając, który wskoczył na murawę w drugiej połowie. Zwierzak dostał burzę braw. Rywalizować mógł z nim tylko masażysta MKS, który w iście sprinterskim tempie wbiegał na boisko, by opatrywać piłkarzy z Mławy. - Jest najszybszy w naszej drużynie - żartowali działacze MKS. - Na jego transferze zarobimy kupę forsy.
Zagłębie: Kurdziel - Kłoda, Malinowski Ż, Treściński, Chwalibogowski (46. Antczak) - Skrzypek, Lachowski, Morawski, Łuczywek - Małocha (46. Rak), Bugaj (71. Stemplewski)
MKS: Wiśniewski - Brzozowski, Mikłowski, Rogoziński, Woźniczka Ż - Połoszczak, Butryn, Szmyt (77. Lubasiński Ż), Nawrot (88. Bukowski) - Kalu, Rogalski (90. Wodniok)
Widzów: 2500
Sędziował: Mariusz Górski (Łódź)