Pogoń Szczecin - Lech Poznań 3:1 (1:1)

Fatalna druga połowa poznaniaków

Pierwsza połowa - Lech Poznań gra dobrze, jest dojrzalszy od Pogoni, szybko odpowiada na jej gola, a sędzia usuwa z boiska jednego ze szczecinian. Druga połowa - wszystko się wali, Lech nie ma pomysłu na grę i nie potrafi wykorzystać przewagi. Koniec - 3:1 dla Pogoni.

Przed meczem w ekipie Lecha obawiano się powtórki z wiosny 2000 r., gdy poznaniacy przegrali w Szczecinie 3:4, a ostatniego gola stracili z rzutu karnego już w doliczonym czasie gry. Źródłem obaw był sędzia Marcin Borski, który prowadził tamto spotkanie. Tym razem arbiter z Warszawy podyktował jedenastkę dla Lecha, jeszcze przed przerwą za brutalny faul na Pawle Kaczorowskim wyrzucił z boiska Pawła Magdonia, więc poznaniacy nie mogą mieć do niego pretensji. Przegrali w Szczecinie, bo chyba po raz pierwszy od czasu, gdy drużynę prowadzi Czesław Michniewicz lechitom zabrakło pomysłu na grę. Ok. 50 min gracze Lecha stracili głowę. Zaczęli bezmyślnie tracić piłki w środku boiska, nie potrafili zagrozić bramce Pogoni, choć grali z przewagą piłkarza.

Spragnieni wygranej szczecinianie zagrali z ogromną determinacją - wyraźnie natchnął ich trener Bogusław Baniak zwany mistrzem motywacji. Grająca w dziesiątkę Pogoń dążyła do wygranej i w końcówce strzeliła Lechowi dwa gole.

A wcale nie musiało tak być. Bo po pierwszych 45 min lepsze wrażenie sprawiał "Kolejorz". Poznaniacy grali, co prawda, z kontry, ale te były bardzo groźne.

Milar z Urugwaju

Lech pojechał do Szczecina w roli faworyta. Po dwóch wygranych w lidze zajmował drugie miejsce. Z kolei Pogoń oba spotkania w ekstraklasie przegrała i zamykała tabelę. Nic więc dziwnego, że po drugiej kolejce (przerwa trwała dwa tygodnie ze względu na mecz reprezentacji Polski) w Pogoni zwolniono trenera Pavla Malurę. Rozpaczliwie szukano też wzmocnień ataku. Znaleziono je w dalekiej Brazylii - stamtąd szef szczecińskiego klubu sprowadził Urugwajczyka Claudio Milara. - W drugiej lidze brazylijskiej Claudio strzelił aż 39 goli! I będzie mógł zagrać przeciwko Lechowi, bo właśnie dotarł do nas certyfikat piłkarza - krzyczał przed meczem spiker na stadionie w Szczecienie. Mąż opatrznościowy z Urugwaju rozpoczął jednak spotkanie na ławce rezerwowych.

Zakrzewski jako statysta

Nękanemu kłopotami zdrowotnymi zespołowi Lecha doszedł przed wyjazdem do Szczecina jeszcze jeden problem. Oto bowiem Zbigniewowi Zakrzewskiemu, który miał przeciwko Pogoni zagrać w ataku, w parze z Piotrem Reissem, odnowił się uraz mięśnia przywodziciela. Poznański napastnik nabawił się tej kontuzji w rewanżu finału Pucharu Polski po ostrym wejściu Dicksona Choto. - Miałem krwiak na mięśniu i dostałem zastrzyk rozkurczający. Po większym wysiłku krwiak miał pęknąć i wszystko byłoby w porządku. Tymczasem pękł już po rozruchu w czwartek i mecz miałem z głowy. Choć czuję się już dobrze, to zacznę ćwiczyć dopiero w poniedziałek - mówił przed spotkaniem Zakrzewski.

Zajął on miejsce na ławce rezerwowych, choć było jasne, że jest tam tylko w roli statysty. Po kontuzjach Ariela Jakubowskiego, Krzysztofa Gajtkowskiego i wracającego do zdrowia Damiana Nawrocika, trener Czesław Michniewicz miałby problemy z zapełnieniem protokołu meczowego i do Szczecina zabrał Dawida Topolskiego i Marcina Pontusa z zespołu rezerw.

Wizyta w kurniku

Kibice obu ekip niespecjalnie się lubią. Spiker apelował więc o kulturalny doping: - Pamiętajcie, że jak spadaliśmy z ligi, to kibice w Poznaniu życzyli nam szybkiego powrotu do ekstraklasy. Na trybunach było jednak bardzo gorąco. Pojawienie się grupki kibiców "Kolejorza" (ok. 20. min) wyraźnie uaktywniło doping dla Pogoni.

Dla fanów Lecha przygotowano pospiesznie prowizoryczną trybunę na 300 miejsc - dlatego tylko tylu sympatyków Lecha mogło oglądać na żywo to spotkanie. To ogranicznenie nie spodobało się poznaniakom. Gdy pojawili się na obiekcie Pogoni, wywiesili transparent z napisem "dwa dni budowy, kurnik gotowy".

Jak padały bramki?

1:0 - Po rzucie rożnym piłka zostałą wybita spod bramki przez obrońców Lecha. Wprost pod nogi Grzegorza Matlaka, który precyzyjnym i mocnym strzałem zza pola karnego wpakował ją tuż przy słupku obok zaskoczonego Waldemara Piątka.

1:1 - Strzelec bramki Matlak sfaulował w polu karnym Piotra Reissa. Kapitan Lecha wykorzystał rzut karny. Czy chciał ośmieszyć Pilarza, czy też przypadkiem wpakował mu piłkę w sam środek bramki. Bramkarz Pogoni pofrunął w bok

2:1 - Gola zdobyłwprowadzony przed chwilą Parzy, ale wypracował go ten Urugwajczyk Milar. Wymanewrował obronę Lecha, wpadł w pole karne i wyłożył piłkę.

3:1 - Reiss wykorzystał rzut karny. Czy chciał ośmieszyć Pilarza, czy też przypadkiem wpakował mu piłkę w sam środek bramki. Bramkarz Pogoni pofrunął w bok

Liczba

3

tyle goli w polskiej lidze strzelił Claudio Milar. Zdobywał je w wyłącznie w meczach z ekipami z Wielkopolski: Amicą Wronki, Groclinem Grodzisk Wlkp i teraz Lechem

Pogoń - Lech

Bramki

1:0 Matlak (34. bez asysty), 1:1 Reiss (38. z rzutu karnego po faulu na Reissie), 2:1 Parzy (83. z podania Milara), 3:1 Milar (90. z podania Grzelaka)

POGOŃ: Pilarz - Michalski, Magdoń CZ, Masternak, Matlak, Łabędzki (80. Parzy), Kaźmierczak Ż, Giuliano Ż, Trałka (58. Milar), Grzelak, Moskalewicz (90. Terlecki)

LECH: Piątek - Wójcik, Wojtala Ż, Mowlik Ż, Lasocki Ż (85. Telichowski) - Madej, Scherfchen, Majewski Ż (75. Nawrocik), Kaczorowski Ż (72. Sasin) - Reiss Ż, Goliński

Sędzia: Marcin Borski z Warszawy

Widzów 12 tys. (350 kibiców Lecha)

dla Gazety

Bogusław Baniak

trener Pogoni Szczecin

Przed meczem jeden z trenerów młodego pokolenia powiedział, że my będziemy tu kopać i siekać. I że w Pogoni są nie piłkarze, ale kopacze. Chcę mu za to serdecznie podziękować, bo dzięki temu nie musiałem już motywować swoich graczy. Lech był bezradny. Wygraliśmy z nim agresją, wytrzymałością. I wygraliśmy bezwzględnie. Po 60. min rywale byli tłem dla mojego rozpędzonego zespołu, dlatego zwyciężyliśmy absolutnie zasłużenie. Udało mi się stworzyć atmosferę w zespole i chłopcy chcieli wygrywać tak, jak w II lidze. Chce też podziękować za Milara, dzięki któremu wygraliśmy ten mecz.

Ryszard Łukasik

oficjalny trener Lecha Poznań

Za mało ambicji, za mało serca. Pogoń to miała i wygrała zasłużenie.

Czesław Michniewicz

faktyczny trener Lecha Poznań

Gdy gralismy jedenastu na jedenastu, byliśmy zespiołem dojrzalszym i stwarzaliśmy sytuacje. Tak też mielismy grać w drugiej połowie, ale moi piłkarze myśleli chyba, że będzie im teraz dużo łatwiej, bo rywal gra w dziesiątkę. Tymczasem było zupełnie inaczej. Źle graliśmy w środku i tu jest wina środkowych pomocników, którzy nie rozprowadzali w ogóle akcji stroną, po której grał Łukasz Madej.

Paweł Kaczorowski

pomocnik Lecha Poznań

Gdybym nie podskoczył i nie uniósł nóg, pewnie ten Magdoń złamałby mi nogę. Sam chciałbym wiedzieć, co stało się z nami po przerwie. Nie gralismy w piłkę, lecz przyglądalismy się jak Pogoń konstruuje kolejne akcje. Za szybko uwierzyliśmy, że przy przewadze wygramy. To nas uśpiło. Mieliśmy grać tak, jak przed przerwą, a wyszła gra bez pomysłu.

Piotr Reiss

kapitan Lecha Poznań

Kolejny raz wyjeżdżam ze Szczecina bez punktu. Gol cieszy, bo zagrałem po kontuzji. Jako zespółzagraliśmy jednak fatalnie, choć w pierwszej połowie kontrolowalismy przebieg gry i nie zdeprymował nas nawet niespodziewany gol na 1:0 dla Pogoni. Później zabrakło nam determinacji. Nie udało się nam stworzyć ani jednej okazji bramkowej.

Copyright © Agora SA