Zagłębie Sosnowiec - Górnik Polkowice 2:3 (0:3)

II LIGA PIŁKI NOŻNEJ. Mecz Zagłębia ze spadkowiczem z Polkowic miał dramatyczny przebieg. W pierwszej połowie piłkarze z Sosnowca stracili szanse na sukces, w drugiej uratowali honor. Górnik wyjątkowo skutecznie zagrał przed przerwą, kiedy to polkowiczanie zdobyli trzy bramki i przesądzili losy pojedynku

W trzeciej lidze piłkarze z Sosnowca śrubowali rekordy kolejnych zwycięstw, ale w nowym sezonie, grając o klasę wyżej, przekonują się, że o punkty będzie trudno nawet na Stadionie Ludowym. W sobotę Zagłębie po raz drugi grało na własnym obiekcie i wciąż pozostaje w Sosnowcu bez choćby punktu.

A Górnik zaczyna się spisywać coraz lepiej. W pierwszym wyjazdowym meczu tego sezonu polkowiczanie trochę niespodziewanie polegli w Gliwicach, ale tym razem z wyjazdu przywieźli komplet punktów. Pierwszego gola polkowiczanie zdobyli w swojej pierwszej akcji - w 2. minucie Paweł Pytlarz, wykorzystując niezdecydowanie sosnowieckiej defensywy, dokładnie podał do Adama Łagiewki, który nie dał najmniejszych szans Grzegorzowi Kurdzielowi.

Potem przeważali gospodarze, stwarzali niebezpieczne sytuacje, atakowali, ale w ich akcjach brakowało dokładności bądź skutecznego wykończenia. Przyjezdni natomiast ze skutecznością problemów nie mieli, dodatkowo zadanie ułatwiały im fatalne błędy obrońców gospodarzy (przede wszystkim fatalnie spisywał się Marcin Drzymont). Dzięki serii pomyłek sosnowiczan w ciągu kilkudziesięciu sekund polkowiczanie zadali dwa kolejne ciosy - najpierw do siatki trafił Pytlarz, a chwilę potem na 0:3 podwyższył Tomasz Moskal.

- Zwłaszcza ten trzeci stracony gol to z naszej strony prawdziwa farsa - denerwował się później Marcin Lachowski, a trener Krzysztof Tochel miał prawo być wściekły, bo jego zawodnicy nie realizowali przygotowanych założeń taktycznych.

- Zakazałem gry na spalone, a niektórzy piłkarze nic sobie z tego zakazu nie robili. Nie będzie tak, że piłkarze rządzą w zespole - powiedział szkoleniowiec Zagłębia i w przerwie wymienił dwóch zawodników. To były trafne posunięcia, bo po przerwie kibice oglądali całkiem inne Zagłębie - sosnowiczanie zaatakowali z furią i pasją, przyjezdni kompletnie się pogubili. Tym razem to miejscowi strzelili dwa gole w ciągu minuty - najpierw Daniel Treściński głową, a sekundy później Lachowski po podaniu Arkadiusza Kłody. Chwilę potem cały stadion poderwał się w ekstazie, bo kibicom wydawało się, że po strzale Bartłomieja Chwalibogowskiego piłka zatrzepotała w siatce, na szczęście dla Górnika uderzenie trafiło w boczną siatkę.

- W pierwszej połowie to my zadaliśmy nokautujący cios, ale po przerwie Zagłębie znokautowało nas - mówił potem trener Górnika Wiesław Wojno.

Sosnowiczanie jeszcze atakowali, gola jednak nie zdobyli. Potem przyjezdni otrząsnęli się z przewagi i mecz się wyrównał. Dramatyczny pojedynek skończył się minimalną porażką gospodarzy, którzy jednak mogli boisko opuszczać z podniesionymi głowami. - W drugiej połowie moi zawodnicy pokazali, że w piłkę grać potrafią. Tą drogą musimy podążać - przekonywał trener Tochel.

Zagłębie Sosnowiec - Górnik Polkowice 2:3 (0:3)

Bramki: 0:1 - Łagiewka (2.), 0:2 - Pytlarz (38.), 0:3 - Moskal (39.), 1:3 - Treściński (53.), 2:3 - Lachowski (54.).

Zagłębie: Kurdziel - Stemplewski, Drzymont Ż (46. Malinowski), Treściński Ż, Chwalibogowski - Skrzypek, Kłoda (76. Rak), Morawski, Bała (46. Łuczywek) - Ujek, Lachowski

Górnik: Kopaniecki - Adamczyk, Jeziorny Ż, Smoliński - Łagiewka Ż, Adamski, Górski, Kocot Ż (58. Łacina), Rogóż - Pytlarz (71. Gorząd), Moskal (81. Gancarczyk)

Widzów: 2500. Sędziował: M. Heinrich (Poznań)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.