Goście - którzy zapewne mieli w pamięci 10 goli straconych w dwumeczu z Groclinem w poprzednim sezonie - od początku nie kwapili się z podjęciem próby ataku, raczej czekali na ruch gospodarzy. A skoro grodziszczanie też mieli problemy ze stworzeniem dogodnych sytuacji, mecz był nudny. Wydawało się, że cała nadzieja Groclinu będzie spoczywać w nogach najwaleczniejszego i najlepszego na boisku Sebastiana Mili, który już w 7. min strzałem z 20 m omal nie zaskoczył Dariusza Klytty. Wkrótce okazało się, że nadzieja Mili będzie spoczywać nie na Mili, ale na beznadziejnie grającym bramkarzu gości Dariuszu Klytcie.
Golkiper GKS pierwszy poważny błąd popełnił w 17. min - wypuścił
piłkę z rąk po nie najlepszym dośrodkowaniu Marka Sokołowskiego, a stojący w polu karnym Jacek Ziarkowski dopełnił tylko formalności. 11 minut później Klytta znów minął się z
piłką - tym razem strzelał Ślusarski, ale stojący na linii bramkowej napastnik Grzegorz Kmiecik wybił piłkę daleko przed siebie. Wkrótce okazało się, że rozgrywający dopiero drugi mecz w ekstraklasie 20-letni piłkarz GKS jest bohaterem pierwszej połowy. Dwukrotnie wykorzystał bowiem błędy słabo spisującej się obrony i bramkarza Groclinu - najpierw dobił strzał Pawła Brożka, a chwilę później po podaniu od swojego kolegi z ataku z bliska wbił piłkę do siatki. Radość w ekipie "Gieksy" była niewyobrażalna - piłkarze, działacze i trenerzy padali sobie w objęcia i byli bliscy wbiegnięcia na boisko. - Znaliśmy mocne i słabsze strony Groclinu i staraliśmy się je wykorzystać. Wiedziałem, że są szanse na zdobycie tutaj przynajmniej punktu - mówił trener GKS Wojciech Borecki. - W pierwszej połowie zrealizowaliśmy sto procent założeń. Trener mówił nam, byśmy grali tak samo - przyznał Kmiecik.
A trener miał żal...
Szanse katowiczan na zdobycie punktu rozwiał jednak... bramkarz Klytta. W 52. min z boku pola karnego - 5 m od linii końcowej boiska - sfaulowany został Sokołowski. Rzut wolny wykonał Mila - zagrał piłkę tak, jak to robiono podczas niedawnych mistrzostw Europy, czyli mocno, ale w światło bramki. Sam Mila był jednak zaskoczony efektem - futbolówka leciała po ziemi w sam środek, a i tak przetoczyła się pod brzuchem Klytty. Trener Borecki nakazał rozgrzewać się rezerwowemu bramkarzowi Mateuszowi Sławikowi, który w ekstraklasie jeszcze nie zadebiutował. - Mam do siebie żal, że nie zrobiłem wtedy zmiany - narzekał katowicki szkoleniowiec.
W 63. min ostatniego gola w meczu zdobył marnujący wcześniej wszystkie sytuacje Bartosz Ślusarski, ale największą zasługę przy tej bramce miał Mila, który kapitalnie przyjął piłkę i odegrał ją do kolegi z zespołu na wolne pole. W sytuacji sam na sam Klytta był bezradny.
Groclin przestał atakować już z taką pasją - to się mogło zemścić w ostatniej minucie, gdy po strzałach Łukasza Gorszkowa i Dawida Plizgi piłka przeleciała tuż obok bramki Liberdy. Chwilę później piłkarze z Katowic ze zwieszonymi głowami zeszli z boiska. - Darek wie, że zawalił, ale co z tego? - stwierdził jeden z piłkarzy GKS. Trener Borecki: - Tak słaby występ Klytty przesądził o porażce. Dyrektor ds. sportowych GKS Jan Furtok: - Wiedziałem, że jest tutaj szansa na punkt, ale skoro graliśmy bez bramkarza, to co mogliśmy zrobić?
GROCLIN GRODZISK WLKP. | 3 (1) |
GKS KATOWICE | 2 (2) |
Strzelcy bramekDyskobolia: Ziarkowski (17., po dośrodkowaniu Sokołowskiego), Mila (52., z wolnego po faulu na Sokołowskim), Ślusarski (63., po podaniu Mili).
GKS: Kmiecik (34., dobitka strzału Brożka i 39., po zagraniu Brożka).
Widzów: 3 tys. (43 kibiców GKS)
Dyskobolia: Liberda - Sobolewski, Pawlak, Kriżanac, R. Górski (46. Vranjes) - Sokołowski, Kozioł Ż, Mila, Radzewicz (46. Nowacki Ż) - Ziarkowski (85. Sablik), Ślusarski.
GKS
Katowice: Klytta - Fonfara, Markowski, Widuch, Bartnik Ż - Andruszczak, Gorszkow, Agafon, Kęska (83. G. Górski) - Kmiecik Ż (68. Wróbel), Brożek (60. Plizga).
GROCLIN - GKS
16 | strzały | 8 |
6 | strzały celne | 4 |
1 | słupki i poprzeczki | 0 |
21 | faule | 18 |
10 | rzuty rożne | 1 |
4 | spalone | 1 |
Antybohater meczu
Dariusz Klytta
GKS mógł sprawić w Grodzisku sensację. Swojemu bramkarzowi "zawdzięcza" jednak to, że do niej nie doszło.
Rozmowa z Grzegorzem Kmiecikiem
Andrzej Grupa: Czy rywale powinni bać się nazwiska Kmiecik?
Grzegorz Kmiecik: (śmiech) Nie, myślę że nie. Mój ojciec już nie gra, ale ja pamiętam, że on zdobył w lidze 153 gole i był cztery razy królem strzelców. Tyle że ja mam na imię Grzegorz i gram na własny rachunek.
Kiedy spodziewa się Pan telefonu od ojca z gratulacjami.
- Za chwilę. Myślę, że jak wejdę do szatni, to tata zadzwoni. Musi mi też powiedzieć, jak Wisła grała w pierwszej połowie, bo to mój ulubiony klub. Chciałbym w niej kiedyś zagrać.
Tyle że teraz jest Pan piłkarzem GKS Katowice i tu dostaje szanse gry.
- I cieszę się z tego, że gram, bo w Wiśle nie udało mi się zadebiutować w ekstraklasie. Każdy z nas chce utrzymać GKS w I lidze i to będzie naszym celem. Dziś byliśmy blisko sukcesu, ale zabrakło nam szczęścia. W każdym kolejnym spotkaniu będziemy walczyć o wygraną - nieważne, kto będzie rywalem.
Rozmawiał Andrzej Grupa