Co dalej z Tomczykiem?

Co dalej ze zwolnionym ze Śląska Dominikiem Tomczykiem? - Nie zatrudniłbym kontuzjowanego koszykarza - mówi prezes Anwilu Włocławek Zbigniew Polatowski. - Jestem jednak przekonany, że znowu się dogadają i dla dobra polskiej koszykówki Tomczyk dalej będzie grał w Śląsku

Wrocławski klub, wykorzystując punkt w kontrakcie (kontuzja), rozwiązał obowiązujący jeszcze dwa lata kontrakt z jednym z najlepszych swoich koszykarzy.

- To na pewno spore zaskoczenie - przyznaje Zbigniew Polatowski, prezes Anwilu Włocławek. - Wszystko zależy jednak od zapisów kontraktowych. Jeżeli był punkt umożliwiający rozwiązanie umowy, to Śląsk miał prawo z niego skorzystać.

- Nie znam formy rozstania, wiem zbyt mało o całej sytuacji, aby wyrażać opinie. Być może jednak klub mógł wybrać inną formę rozstania - twierdzi z kolei Zbigniew Kamiński z Turowa Zgorzelec. - Gdy w zeszłym roku kontuzji doznał u nas Darek Lewandowski, też miałem możliwość rozwiązania z nim kontraktu. Nie uczyniłem jednak tego, zapłaciłem za leczenie i rehabilitację. On zrobił później to, co zrobił [po sezonie Lewandowski nie zdecydował się na przedłużenie kontraktu - dop. red.], ale z każdym kolejnym zawodnikiem postąpiłbym tak samo. Różne są jednak uwarunkowania finansowe w Śląsku i w Turowie. A każdy kraje, jak mu materiału staje. Jeżeli Tomczyk okazał się dla Śląska zawodnikiem zbyt drogim, a nie było gwarancji jego powrotu, wówczas być może klub nie miał innego wyjścia. I w takiej sytuacji trudno ganić działaczy za sam fakt, może jedynie za formę rozstania.

- Nie jestem tym zaskoczony, wszystko zależy od polityki klubu - mówi Wojciech Krajewski, trener Astorii Bydgoszcz. - Może w klubie policzyli, ile kosztował, ile grał. I wyszło, że jest dla nich nieopłacalny.

Jak podkreślają jednak działacze Śląska, wypowiedzenie umowy nie oznacza, że Tomczyk w Śląsku już nie zagra.

- Jesteśmy gotowi podpisać nową umowę, ale na innych zasadach - twierdzi Waldemar Łuczak, dyrektor ds. sportowych klubu. - Liczę, że jeszcze będziemy rozmawiać, ale Dominik musiałby się zastanowić nad naszymi argumentami.

Te argumenty to przerwa w grze zawodnika, która według różnych źródeł może potrwać do września albo nawet do grudnia. I w związku z tym Śląsk nie chciałby Tomczykowi płacić tyle, co do tej pory, zwłaszcza że kontrakt skrzydłowego reprezentacji Polski był sporym obciążeniem dla budżetu. Czy jednak sam koszykarz będzie jeszcze chciał rozmawiać z klubem, w którym w sumie spędził siedem sezonów?

- To jest wersja przedstawiona przez Śląsk. Na razie żadna oferta nie została przedstawiona i nie sądzę, że będzie - mówi menedżer Tomczyka Waldemar Kijanowski. - W końcu nie po to rozwiązywano umowę, aby za chwilę podpisywać nową. Oczywiście jeżeli pojawi się propozycja ze Śląska, to niczego nie można wykluczyć, ale raczej nie przewiduję, aby taka satysfakcjonująca nas oferta ze strony wrocławskiego klubu się pojawiła.

Tomczyk znalazł się zatem na razie na lodzie, bo jest mało prawdopodobne, aby jakikolwiek polski klub zaproponował mu teraz umowę. Nie dość bowiem, że jest kontuzjowany, to jeszcze jak na polskie warunki paradoksalnie zbyt dobry, a przez to kosztowny. Przy ciągle malejących budżetach klubowych na zatrudnienie go stać by było jedynie Prokom Trefl Sopot (ale tam po podpisaniu umów z Jagodnikiem, Dylewiczem i spodziewanym przedłużeniu umowy z Masiulisem nie za bardzo widać dla niego miejsce) i być może jeszcze Turów Zgorzelec. Kijanowski zdaje sobie sprawę, że teraz żaden zespół po Tomczyka się raczej nie zgłosi. - Ale za to już w sierpniu, w połowie miesiąca, tak. Wówczas powinno się wyjaśnić, że ze zdrowiem Tomczyka jest wszystko w porządku - wyjaśnia.

Czy koszykarz może jednak jeszcze liczyć na takie zarobki jak ostatnio (około 150 tysięcy dolarów za sezon)?

- Co może być wart zawodnik, który jest kontuzjowany? - pyta retorycznie jeden z menedżerów. - Zdrowy Tomczyk i w pełni formy jest wart około 20 tysięcy euro miesięcznie, za sezon można wynegocjować kontrakt nawet wysokości 250 tysięcy. Ale teraz nie wiem, czy ktoś zdecydowałby się podpisać z nim umowę, tym bardziej że nie wiadomo do końca, kiedy można na niego liczyć. Podejrzewam, że zarówno menedżer, jak i kluby wstrzymają się aż do momentu, gdy zawodnik wyzdrowieje, i wówczas usiądą do poważniejszych rozmów. I zapewne wśród chętnych będzie również Śląsk.

- Jeżeli Tomczyk mieściłby się w granicach możliwości finansowych Astorii, to zdecydowanie byłbym zainteresowany - mówi Krajewski. - Ale zdaję sobie sprawę, że się nie mieści.

- Mogę powiedzieć jedynie, że trener Urlep ze wszystkich wrocławskich koszykarzy, z którymi współpracował, zawsze najlepiej wypowiadał się o Tomczyku - opowiada Polatowski. - Ja Tomczyka aż tak nie znam, ale i o nim, i o Zielińskim oraz Wójciku, którzy przez lata rywalizowali z naszą drużyną, mogę się wypowiadać tylko dobrze. Oni zawsze zostawiali serce dla swojego zespołu i nie widzę powodów, dla których nie mieliby tego robić w innym miejscu - wyjaśnia. Pytany jednak, czy zatrudniłby zawodnika kontuzjowanego, odpowiada zdecydowanie: - Nie.

- Tak, ale z odpowiednimi paragrafami - mówi z kolei Krajewski.

Sytuacji takiej nie wyklucza również Kamiński. - To zależy od wielu czynników. Z Lewandowskim zaryzykowałem, nie wyszło. Na takie dywagacje w przypadku Tomczyka jest jednak za wcześnie. Przede wszystkim musielibyśmy wiedzieć, czy zawodnik rokuje nadzieje na granie, bo przecież my nie jesteśmy Caritasem. Gdyby była pewność, że wróci na październik, najpóźniej listopad, to może? My jednak przede wszystkim poszukujemy teraz środkowego.

- Tomczyk nie kojarzy mi się z żadnym innym klubem, tylko ze Śląskiem - dodaje Polatowski. - Myślę, że obie strony, jak już ochłoną, usiądą jeszcze raz do rozmów i od nowa będą próbowały jakoś się porozumieć. Tomczyk to dla Śląska zasłużony koszykarz i jestem przekonany, że się znowu dogadają. To byłoby dobre i dla wrocławskiej, i dla polskiej koszykówki.

Copyright © Agora SA