Przeżyli je galacticos, których z nieboskłonu na ziemię sprowadzili Grecy (Zidane, Raul) i Portugalczycy (Beckham). Najłatwiej zwalić wszystko na Real Madryt, wiadomo, tam tylko uśmiechają się do kamer zamiast harować na treningach. "Klubowi trenerzy nas zajechali" - to wersja Beckhama. Carlos Queiroz, właśnie przez Królewskich zwolniony, odesłał Anglika na lekcje do Luisa Figo. "Przez ostatnie trzy tygodnie sezonu Luis nie opuścił ani jednych zajęć. A ty co chwilę znajdowałeś nową wymówkę, by się wymigać. Figo nie wyjeżdżał na narty, kiedy drużyna wciąż walczyła w Lidze Mistrzów. Nie jestem zaskoczony skargami Beckhama. On zawsze znajdzie wytłumaczenie".
My jesteśmy zaskoczeni surowością Queiroza. On nie trzyma w domu popgwiazdy, której mały skok w bok można wynagrodzić tylko diamentem za milion dolarów i wspólnym wypadem do górskiego kurortu Courchevel.
Tu konkurencja była mocna. Trapattoni? Gdyby doszło do rzutów karnych, prawdopodobnie poleciłby drużynie obronę remisu. Bezbramkowego, oczywiście. Advocaat? I Rembrandta zmusiłby do ćwiczeń z rysunku technicznego. To jak mieli błyszczeć holenderscy piłkarze? Santini? Przed Euro ogłosił, że po turnieju przenosi się do Tottenhamu, a w jego trakcie nie omieszkał dodać, że to tam będzie zarabiał prawdziwe pieniądze. Francuzów pewnie to nie cieszy, ale dokonał nie lada wyczynu - elitę najlepszych piłkarzy globu zamienił w jeden z najnudniej grających zespołów mistrzostw. A swoją drogą, Santini chyba sobie nie wyobrażał, że gwiazdy Arsenalu zagrają dla trenera Tottenhamu... Na pewno nie, on w ogóle nie ma wyobraźni. Saez? Też zaprzeczył naturze swoich graczy i przegrał z Portugalią. No i ten wymiętoszony klęskami w Realu Raul Gonzalez... Zawsze w pierwszym składzie, choć gołym okiem było widać, że ten turniej wymyślono dla młodych talentów jak Fernando Torres.
Tony Cascarino tłumaczył kiedyś, że piłkarz musi pluć, bo w czasie gry zbiera mu się w ustach słono-gorzka ślina. Wierzymy, też zdarzało nam się zmęczyć. Ale po co zaraz pluć w twarz Christiana Poulsena? Hm, właściwie powód jest oczywisty. Jesteś bez formy, szukasz innej drogi do sławy. Tottiemu się nie udało. Wyprzedził słynne splunięcia Vieiry i Mihajlovicia, ale do klasyka nad klasykami, czyli Franka Rijkaarda, mu daleko. Po pierwsze - Holender opluł lepszego piłkarza (Voellera, na mundialu sprzed 14 lat). Po drugie - celował, stojąc dobre dwa metry od Niemca. Po trzecie (tego nie wiemy, ufamy holenderskim dziennikarzom) - wiało wtedy, że ho, ho, ho. Ale Francesco, głowa do góry. Do MŚ jeszcze dwa lata.
Wayne Rooney - kiedy pakował piłkę do siatki Szwajcarów, miał 18 lat i 237 dni. Mniej niż jakikolwiek strzelec gola w historii mistrzostw. 92 godziny i 42 minuty później gola Francji strzelił właśnie Szwajcar - Johan Volanthen. Napastnik PSV Eindhoven miał 18 lat i 141 dni.
Theodoros Zagorakis - wczorajszy finał był dla niego 95. meczem w reprezentacji. Jeśli znów nie strzelił gola, wyprzedził Szweda Orvara Bergmarka, który w latach 60. bez zdobycia bramki przetrwał w kadrze jeden występ mniej. Niedościgniony pozostaje jego rodak - Bjoern Nordqvist. 115 meczów między 1963 a 1978 rokiem.
Ciekawe, co sobie myślał portugalski bramkarz Vitor Baia, kiedy jego rodak Ricardo strzelał jedenastkę Davidowi Jamesowi i wprowadzał reprezentację do półfinału. Golkipera FC Porto wspierały miliony, trener Scolari się nie ugiął. Wiadomo, co myślał Patrick Kluivert, jedyny z Holendrów grających w polu, który nie wystąpił na Euro ani minuty. Lgnęli do niego dziennikarze brytyjskich brukowców, a napastnik Barcelony nie zawodził, nie kryjąc radości z kibicowskich ataków na trenera Advocaata. Na szczęście Kluivert lubi plażować, a Albufeira, gdzie Pomarańczowi mieli siedzibę, i w ogóle cały południowy region Algarve to raj na ziemi. A może niestety lubi plażować? Kiedy Barca wypchnie go już do Middlesborough lub innego Newcastle, słońca będzie musiał szukać raczej w atlasach astronomicznych.
Paulo Ferreira - bohater Porto w Lidze Mistrzów, teraz zaczął od błędu w meczu otwarcia (dzięki niemu gola strzelił Karagounis) i na stałe wypadł z kadry. Igor Tudor - co zbliżał się do piłki, jego bramkarz wpadał w popłoch. Francji sprezentował dwa gole. Czyżby dzięki niemu wyszła z grupy? Olof Mellberg - kapitan Szwedów, gdyby nie jego przestrzelona jedenastka, wciąż jednym z podstawowych futbolowych rozwiązań fabularnych byłoby "Holandia + rzuty karne = płacz i zgrzytanie zębami" (patrz także hasło "Śmierć banału"). Mikael Silvestre - zamienił francuską defensywę w linię Maginota, którą napastnicy rywali obchodzili jak niemiecka armia w 1940 roku. David Beckham - i... wszystko jasne.
"Piłka nożna to taka gra, w której 22 facetów biega za piłką, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy" - gdyby autor tego bon motu Gary Lineker widział mecz drużyny Voellera z Łotwą, przewartościowałby swoją wizję świata. Nasza propozycja: "Niemiecka piłka nożna to taka gra, w której Niemcy biegają za piłką, biegają, biegają, ale goli nie strzelają, nawet kiedy napastników wezmą sobie z importu".
"Hiszpania gra jak nigdy, przegrywa jak zawsze". Autora nie pamiętamy, nieważne, i tak popadłby w zapomnienie. Nad nową wersją nawet się nie zastanawiamy. Po co? Hiszpania sprawi sobie setkę madryckich Realów i jeszcze drugą Barcelonę, a kadrze i tak to nie pomoże.
Holandia + rzuty karne = płacz i zgrzytanie zębami. Tzn. karne da się strzelać, tylko płacz i zgrzytanie zębami zostają. Zawsze znajdzie się jakiś Advocaat, co zdejmie najlepszych, wprowadzi zgraję emerytów, a potem nie będzie chciał się podać do dymisji.
...rękawiczki portugalskiego bramkarza. Ricardo odłożył je, gołymi rękami obronił karnego wykonywanego przez Dariusa Vassella. Koncern Nike się oburzył, bo w telewizji nie było widać jego logo. Za to Vieri i Totti powiedzieli o nowych butach Nike'a: "Czujemy się w nich jak zakopani w rozgrzanym piasku na plaży". Swoją drogą, jeśli Ricardo mógł zdjąć rękawiczki, oni mogli biegać boso.