Czesi: Nie róbcie z nas mistrzów

- Robicie z nas mistrzów, tak jakbyście pchali człowiekowi na siłę babę do łóżka. Wszystko fajnie, tylko powolutku. Najpierw trzeba pokonać Grecję - drugi trener reprezentacji Czech Miroslav Beranek studził wczoraj zachwyty dziennikarzy.

Jak wśród oszałamiających zabytków Sintry - letniej rezydencji władców mauretańskich i portugalskich królów - odnaleźć reprezentację Czech? Najlepiej zamknąć oczy i wytężyć nozdrza. I iść tam, gdzie wszechobecny w Portugalii zapach grillowanych sardynek wypiera swojska pieczona karkówka. I rzeczywiście, wkraczając na zaplecze Parque de Jogos Sport Uniao Sintrense, gdzie trenuje Nedved, Poborski i spółka, człowiek ma wrażenie, że znalazł się w Pradze na Letnej. Na dwóch grillach czescy kucharze przerzucają kawałki mięska, w rękach wszystkich stojących mężczyzn (liczba dziennikarzy odwiedzających czeski obóz powiększyła się sześciokrotnie od rozpoczęcia turnieju) puszki piwa Gambrinus. - Najlepsi je cesky pivo! Bez porównania do tych portugalskich sików - niemiecki kolega wykazuje się znajomością czeszczyzny.

Ciężko się oderwać, ale trzeba, bo po treningu można zagadnąć Vratislava Lokvenca po polsku, napotkać gniewne spojrzenie Pavela Nedveda, który nie widzi sensu strzępić sobie języka przed meczem. Jak zwykle w dobrym humorze jest Vladimir Smicer. - Trzeba pokonać Greków i będzie co świętować. Szykują się też dwie inne okazje. Jedna, że Milan Baros pobije rekord Michela Platiniego (9 goli w 1984 roku) i druga, że w finale Karel Poborsky zagra po raz 100. w reprezentacji. Żaden Czech nie dokonał jeszcze czegoś takiego!

- Pane Fusek, pane Fusek! - jeden z czeskich dziennikarzy usiłuje przywołać sekretarza generalnego Czeskiej Federacji Piłkarskiej Petra Fuseka, żeby wypytać go, czy będzie oficjalny protest w sprawie żółtej kartki dla Nedveda za faul na Jesperze Grönkjaerze, który nie był faulem na kartkę. - To Duńczycy grali w tym meczu nie fair. Jeden z nich pociągnął nawet Nedveda za włosy. Dobrze, że Pavel i tak zachował zimną krew - opowiadał później.

Piłkarze szybko znikają w autobusie. Do dyspozycji dziennikarzy zostaje tylko czterech mniej znanych piłkarzy w namiocie, do którego nie ma żadnego wejścia. Brezent można podnieść w dowolnym miejscu i szczęśliwie wpadamy prosto w ramiona obrońcy Ajaksu Zdenka Grygery. Najpierw długo męczą go Czesi. Kiedy wreszcie pada pytanie po angielsku, Grygera ucieka z placu boju z nerwowym śmiechem. - Ne, ne, ne. Nie będę mówił po angielsku, bo się będziecie śmieli. Rozehnal i Vahousek też odmawiają. Jedynie Petr Cech, który po sezonie będzie grał w londyńskiej Chelsea, ma ochotę szlifować angielski. - Z Greków największym zagrożeniem będą dla nas Charisteas i Zagorakis. To po ich fantastycznej akcji Francja pojechała do domu. Kluczem do zwycięstwa jest szybko strzelić im gola. Nie możemy czekać tak długo jak z Danią - mówi.

Na podwyższeniu za wielkim zdjęciem piłkarza w koszulce z napisem "Republika Czech: Respekt" zasiada drugi trener reprezentacji Miroslav Beranek. - Czy Czesi mają najlepszą drużynę w historii? Jezus, Maria, znowu to samo! Może i tak. Ale na to pytanie da się odpowiedzieć dopiero wtedy, kiedy - jeśli w ogóle - wygramy te mistrzostwa. Na razie gramy półfinał.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.