GP Danii. Polacy daleko

W Grand Prix Danii w Kopenhadze Polacy spisali się fatalnie. Tomasz Gollob był trzynasty, a Piotr Protasiewicz - piętnasty. Trzeci z Polaków Jarosław Hampel zrezygnował, bo nie zdążył wyleczyć złamanego obojczyka. Wrocławianin spadł przez to z 5. na 10 miejsce w generalnej klasyfikacji.

Istnieje co najmniej kilka powodów, dla których dobrze się stało, iż w meczu Szwedów z Duńczykami był remis 2:2, Włosi odpadli z mistrzostw Europy i piłkarze Mortena Olsena zajęli drugie, a nie pierwsze miejsce w grupie. Ich rodak dyrektor Grand Prix na żużlu Ole Olsen podał jeszcze jeden.

To dzięki temu Duńczycy zagrali ćwierćfinał z Czechami dopiero w niedzielę, a Olsen nie musiał przekładać sobotniej Grand Prix Danii. A musiałby to chyba zrobić, żeby na trybunach kopenhaskiego stadionu Parken przyszedł jakiś duński kibic. Wszyscy żyją tam bowiem piłką nożną i mistrzostwami w Portugalii. - To u nas są teraz jakieś zawody żużlowe? - dziwiła się przewodniczka pływająca statkiem wycieczkowym po kanałach Kopenhagi - I do tego mistrzem świata jest jakiś Duńczyk?! To wspaniale - dodawała.

Jej rodak i nowy ulubieniec Nicki Pedersen nie zawiódł zarówno swoich przeciwników jak i fanów. W XIX wyścigu po raz trzeci w sobotniej imprezie najszybciej wystartował i prowadził przed wicemistrzem świata Jasonem Crumpem. Na drugim okrążeniu Australijczyk zaczął wyprzedzać Pedersena, a Duńczyk w swoim stylu ostro podjechał Crumpa i potrącił go. Wicemistrz świata upadł, a angielski sędzia Anthony Steele wykluczył Pedersena, czym wywołał na trybunach burzę i to z deszczem. A był to deszcz piwa, które wściekli Duńczycy lali z górnych sektorów stadionu na leżące niżej krzesła. "Bad boy speedwaya", którego za nadmiernie ostrą jazdę i nieliczenie się z innymi nie bardzo lubią koledzy z toru, próbował zmienić opinię o sobie w finale.

Obok niego stanęli w decydującym o zwycięstwie wyścigu Szwed Andreas Jonsson, Crump i Amerykanin Greg Hancock. Pedersen wystartował jako ostatni. Na pierwszym miejscu pędził Crump. Na drugim okrążeniu Duńczyk nie opanował motocykla, podniosło jego przednie koło i faworyt gospodarzy upadł. Zaraz jednak wstał i popędził do swego motoru, by sprowadzić go z toru i sędzia nie musiał przerywać wyścigu. Nie zdążył, ale widzowie nagrodzili go oklaskami za tę dżentelmeńską postawę. - Nie chciałem przeszkadzać Jasonowi, bo zasłużył sobie na wygraną - tłumaczył Pedersen. W powtórce znowu Crump był najlepszy a za nim przyjechali Jonsson i Hancock.

Polaków wtedy już dawno nie było w zawodach. W Kopenhadze było ich tylko dwóch: Tomasz Gollob i Piotr Protasiewicz. Trzeci Jarosław Hampel zrezygnował, bo nie zdążył wyleczyć złamanego obojczyka. Wrocławianin spadł przez to z 5. na 10 miejsce w generalnej klasyfikacji.

Nasi żużlowcy spisali się fatalnie. Ich występ był najgorszym startem biało-czerwonych w obecnej edycji Grand Prix. Protasiewicz awansował do najlepszej szesnastki, ale potem był dwukrotnie ostatni i szybko odpadł. To samo przydarzyło się Gollobowi. W swoich dwóch pierwszych biegach turnieju głównego był dwukrotnie trzeci. W wyścigu ostatniej szansy, by pozostać w GP rywalizował z Duńczykiem Kennethem Bjerre i Anglikami: Scottem Nichollsem i Lee Richardsonem. Polak świetnie wyszedł spod taśmy i prowadził. Oglądająca jego występ na stadionie żona Brygida z córką Wiktorią dopingowała "Jedź Tomek, jedź". Na nieszczęście Richardson upadł i trzeba było, już bez wykluczonego Anglika, powtórzyć wyścig. I znowu Gollob był pierwszy po starcie, ale już na pierwszym łuku popełnił błąd i wyjechał daleko pod bandę. Bjerre i Nicholls z łatwością wyprzedzili go przy krawężniku. Trzecie miejsce eliminowało naszego zawodnika. Gollob przyjechał za rywalami z rezygnacją kręcąc głową, ale tego nie widziała już jego żona. Nie patrzyła na tor, siedziała z zaciśniętymi kciukami i wzrokiem wbitym w dół.

Copyright © Agora SA