Toruńscy wioślarze przygotowują się do igrzysk w Atenach

Od 32 lat polska ósemka wioślarska nie walczyła na Igrzyskach Olimpisjkich. Dokonała tego dopiero młoda osada złożona głównie z pomorskich wioślarzy. W tym Michała Stawowskiego i Daniela Trojanowskiego z AZS UMK Toruń

Regaty w Luzernie były ostatnią szansę na wywalczenie przez wioślarzy przepustki do Aten. - Spodziewaliśmy się awansu dwójki podwójnej wagi lekkiej kobiet oraz męskiej dwójki podwójnej. Ale awans ósemki to bardzo miła niespodzianka - mówi kierownik wyszkolenia w Polskim Związku Towarzystw Wioślarskich, Bogdan Gryczuk. Po raz ostatnich polska osada w tej konkurencji walczyła o medal olimpijski w Monachium w 1972 roku.

Aż pięciu członków ósemki trenuje w pomorskich klubach. Stawowski i Trojanowski w AZS UMK Toruń, Wojciech Gutorski i Mikołaj Burda w RTW Bydgostia Kabel oraz Rafał Hejmej w Zawiszy Bydgoszcz. Skład uzupełniają Bogdan Zalewski i Piotr Buchalski (PTW Płock), Sebastian Kosiorek (MOS Ełk) i Dariusz Nowak (AZS AWF Gdańsk).

Polska ósemka była o krok od awansu na igrzyska już rok temu podczas mistrzostw świata w Mediolanie. Wówczas dwóch sekund zabrakło do zwycięstwa w finale B, które dawało przepustkę do Aten. Potem dokonano kilku zmian (m.in. do osady dołączył Stawowski) i to przyniosło odpowiednie efekty.

Fajnie, że w Atenach nie będę jedynym torunianinem - mówi Sławomir Kruszkowski. Radości z kolegami nie mógł jednak dzielić. Gdy ósemka finiszowała wioślarz czwórki podwójnie dopiero wyjeżdżał z Torunia do Luzerny. Dziś wraz z kolegami wystartuje w kwalifikacjach swojej konkurencji. Regaty w Szwajcarii to dla faworytów w polskiej ekipie ostatni sprawdzian przed igrzyskami. Po powrocie z Luzerny Kruszkowski oraz Marek Kolbowicz (AZS Szczecin), Adam Bronikowski (AZS AWF Warszawa) i Adam Korol (AZS AWF Gdańsk) pojadą na dwa tygodnie do Zakopanego. W ostatnich dniach przed wyjazdem do Aten będą szlifować formę w Wałczu.

Dla Gazety

Daniel Trojanowski

sternik ósemki

Sternik w takiej osadzie to poważna fucha. Wiosłuje ośmiu dużych chłopów i każdy ma swój punkt widzenia, nie zawsze zbieżny z innymi. Ktoś musi nad tym panować i od tego jest trener oraz jego prawa ręka, czyli sternik. Przed Luzerną było wiele emocji, bardzo przeżywaliśmy ten start. Gdy już stanęliśmy na starcie wszystko minęło i rozegraliśmy piękny wyścig. Cały czas kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń. Rumuni szarpali, starali się nas dogonić, ale my cały czas pracowaliśmy swoim równym tempem i nie daliśmy się sprowokować. W końcówce mogliśmy powalczyć jeszcze z Holandią, ale wiedzieliśmy, że drugie miejsce daje nam kwalifikację.

Michał Stawowski

wioślarz ósemki

Fakt, że jestem olimpijczykiem dopiero do mnie dociera. Uwierzę chyba dopiero na przedolimpijskim zgrupowaniu w Wałczu. Teraz chyba mogę dziękować losowi, że kolegom nie udało się awansować do igrzysk rok temu. Do ósmki trafiłem bowiem dopiero po mistrzostwach świata. Wiele zawdzięczam Krzysztofowi Wiśniewskiemu z Bydgoszczy, który jest moim sponsorem, ale także przyjacielem. Cały czas mnie wspierał i wierzył w sukces.Co osiągnięmy w Atenach? Często już słyszałem to pytanie. Jest sześć mocnych osad europejskich i trzy z innych kontynentów. Z każdą już wygrywaliśmy oprócz Niemców. W Grecji będą trudne warunki, wiele będzie zależeć od szczęścia. Uważam, że mamy szanse na finał.

not. jp

Mówi Sławomir Kruszkowski

To jest wojna

Joachim Przybył: Do domu wpadłeś chyba tylko po to, żeby przepakować rzeczy?

Sławomir Kruszkowski: W zasadzie wypakować rzeczy, przeprać je i spowrotem spakować. I zaraz dalej ruszam.

Ostatnie tygodnie spędziliście na zgrupowaniu w Wałczu. Jesteście zadowoleni z efektów?

- Jest coraz lepiej. Ścigaliśmy się z czwórką bez sternika i czasy były bardzo obiecujące. Chyba znaleźliśmy ten rytm, którego tak długo szukaliśmy.

Czy do regat w Lucernie podchodzicie spokojnie czy raczej czuć już napięcie przedolimpijskie?

- Spokojnie to było na Pucharze Świata w Poznaniu. W Monachium było już więcej emocji, a w Luzernie...dla swojego spokoju powiem, że to będą zwykle regaty. Fajnie byłoby stanąć na podium, najlepiej na najwyższym stopniu. To dałoby rywalom do myślenia. Nie ma co ukrywać, że trwa już między osadami wojna psycholigiczna i to byłby dobry sygnał.

Na razie starty w Pucharze Świata macie delikatnie mówiąc średnio udane...

- Tak, ale nie przywiązywałbym do tego dużej wagi. Sezon olimpijski jest bardzo dziwny. Pamiętam jak cztery lata temu Austriacy wygrywali wszystkie zawody przed olimpiadą. A w Sydney zajęli dopiero 11. miejsce. Najważniejsze, żeby pływać swoje. W Atenach nie będzie słabych osad, ale dopiero tam okaże się kto najlepiej się do tego przygotował.

Zdecydowaliście się już na łódź? W ostatnim czasie mieliście do dyspozycji aż trzy...

- Z tymi łodkami mieliśmy niezły zawrót głowy. Zbyt dużo czasu straciliśmy na walkę ze sprzętem, który dostaliśmy w ubiegłym roku. Ta łódź po prostu nam nie pasowała, zatraciliśmy gdzieś nasz charakterystyczny, ekonomiczny styl pływania. Na szczęście najnowsza łódka pasuje nam znacznie lepiej. Przełożyliśmy do niej jedynie stare odsadnie, które są bardziej sztywne i przydadzą się na trudną ateńską wodę.

Jakie macie plany na ostatnie tygodnie przed wyjazdem do Aten?

- Po Luzernie jedziemy na dwa tygodnie do Zakopanego. To nasz sprawdzony od lat sposób. Odpoczywamy od wody, biegamy trochę po górach, po prostu nabieramy świeżości. A potem to już przymierzanie garniturów i ostatnie treningi na wodzie w Wałczu.

Rozmawiał Joachim Przybył

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.