Rutkowski, Wujec: Wielkie umiejętności, małe serce

Dwukrotnie w przeszłości Orlando Magic wygrali draftową loterię NBA, uzyskując prawo do wyboru z numerem pierwszym. Z tamtych łutów szczęścia (Shaquille O'Neal i Penny Hardaway) narodził się zespół, który w 1995 roku awansował do finałów NBA. W środę Magic wygrali loterię po raz trzeci. I zdawać by się mogło, że zły los, który nękał ?Czarodziejów" w ostatnich latach, wreszcie się od nich odwrócił. Niestety, to chyba tylko iluzja.

A przecież Magic są jedną z tych drużyn, która dzięki draftowi mogłaby skorzystać najwięcej. Mają już w składzie jedną gwiazdę - Tracy'ego McGrady. Druga "strzelba" może oznaczać, iż z ogona tabeli bez najmniejszego trudu przeskoczą do elity Konferencji Wschodniej. Tak jak choćby siedem lat temu San Antonio Spurs, gdy do Davida Robinsona dołączył Tim Duncan.

Pierwszy kłopot polega na tym, że w tegorocznym drafcie - według ekspertów - gracza kalibru Duncana czy LeBrona Jamesa nie ma. Z numerem pierwszym pójdzie pewnie skrzydłowy Emeka Okafor, waleczny, inteligentny, pracowity, świetny w obronie, porównywany z Benem Wallace'em z Detroit czy Eltonem Brandem z Clippers. Raczej bez zadatków na prawdziwą wielkość.

Główny problem Magic nazywa się jednak zupełnie inaczej: Tracy McGrady.

Tegoroczny sezon dowiódł, że z McGrady'ego żaden tam wielki koszykarz. Owszem - jest świetnym strzelcem (wygrał klasyfikację na króla strzelców); owszem - jest widowiskowy, ale prawdziwą gwiazdę poznaje się - jak przyjaciół - w biedzie.

Już przed rokiem co poniektórym przy nazwisku "McGrady" zapaliły się ostrzegawcze lampki. Magic prowadzili w play-off z Pistons 3:1, T-Mac zaczął już opowiadać, jak to dobrze będzie wreszcie awansować do drugiej rundy. Gadać potrafił, nie umiał jednak dobić leżącego na deskach przeciwnika. I Orlando odpadło.

Nowy sezon Magic rozpoczęli marnie, ale takie rzeczy się zdarzają. Miami Heat przegrali pierwszych siedem meczów, potem przez cały sezon gonili najlepszych i do play-off awansowali z czwartego miejsca na Wschodzie. Im nigdy nie zabrakło determinacji i nadziei. Tymczasem nasz Tracy poddał się już po... szóstym meczu sezonu. Zaczął opowiadać dziennikarzom o swoim wypaleniu i frustracji. Nie takiej postawy oczekuje się od kapitana, a jednocześnie gościa, który zarabia rocznie 13 mln dol.

Seria porażek trwała, ktoś musiał ponieść karę - z posadą rozstał się trener klubu Doc Rivers. Ponoć przyjaciel McGrady'ego, ale supergwiazdor Magic nie powiedział słowa w jego obronie.

Trener się zmienił, ale wyniki nie - Magic przegrali 19 meczów z rzędu. I to według nas przekreśla McGrady'ego jako lidera. Naprawdę wielcy gracze znaleźliby sposób, choćby mieli skakać na rzęsach, by takiej serii nie było. Czy ktoś pamięta taką serię porażek w drużynie Chicago Bulls pod wodzą Michaela Jordana? Nie, bo nie było jej. Zresztą nie trzeba aż tak daleko spoglądać w przeszłość - wystarczy spojrzeć, jak fantastycznie motywował swoich kolegów LeBron James. A partnerów miał przecież nie lepszych od T-Maca.

Tymczasem McGrady spisał ten rok na straty, przez kilka miesięcy narzekał na bóle pleców, aż wreszcie, tłumacząc się bólem kolana, z którym Karl Malone nawet nie poszedłby do lekarza, zakończył sezon na miesiąc przed jego końcem.

Nowy menedżer Magic John Weisbrod rozpoczął urzędowanie od mocnego uderzenia - poprosił McGrady'ego o publiczną deklarację, czy zamierza w przyszłym sezonie rozwiązać umowę i opuścić klub, czy też w Orlando zostanie. Tracy na razie kluczy - mówi, że już podjął decyzję i ogłosi ją wkrótce. Może po zakończeniu sezonu. Albo po drafcie. Albo w połowie lipca. Albo jak sobie wyrobi zdanie. To, że Magic wylosowali numer 1, nie wywołało u niego entuzjazmu: - Nie zamierzam czekać dwa-trzy lata, aż jakiś młody zawodnik się rozwinie. Mam dosyć przegrywania. Poza tym z tego, co słyszałem, to on [Emeka Okafor - red.] wcale nie ma 2,08 wzrostu, tylko 2,03.

Być może w Magic zdarzy się kolejny cud - ozdrowieje Grant Hill, McGrady zakocha się w pracowitości i sprycie Okafora i uwierzy, że warto dalej grać w Magic. Jeśli tak się nie stanie, jego dni w Orlando są policzone, szefowie klubu nie dopuszczą do tego, by za rok stracić go, nie zyskując nic w zamian. Dziś za McGrady'ego mogliby dostać wiele młodych gwiazd, np. Steve'a Francisa czy Shawna Mariona.

Ostatnie dni przyniosły jeszcze jedną wiadomość o T-Macu. Trener amerykańskiej drużyny olimpijskiej Larry Brown poinformował, że McGrady rezygnuje z występu w Dream Teamie, bo się latem żeni. Najbardziej zdumiona była narzeczona T-Maca: - Nic mi o tym nie wiadomo.

Tako rzecze Shaq

"Nie zamierzam na razie kończyć kariery. Jeszcze trochę pogram i moje imię pozostanie w annałach NBA przez wiele lat. Za 20-30 lat dzieciaki tak będą gadać: "Stary, ten O'Neal zdobył 90 tys. punktów! Grał do sześćdziesiątki. I nawet w wieku 60 lat żądał maksymalnego kontraktu!".

Kronika towarzyska

Play-off to czas gwarancji. Pamiętają to kibice New York Knicks, którym Pat Ewing nieustannie gwarantował a to zwycięstwo w najbliższym meczu, a to przejście do następnej rundy, a to tytuł mistrzowski. Tym razem kategoryczną deklarację złożył Rasheed Wallace, który zagwarantował, że Pistons wygrają drugi mecz w Indianapolis. - Wygramy, gwarantuję to, możecie mnie cytować i na pierwszej, i na ostatniej stronie - wykrzykiwał. W odpowiedzi gwarancję złożył Scott Pollard, rezerwowy z Indiany: - Gwarantuję, że odbędzie się mecz nr 2 i że ktoś go wygra. Gwarantuję również, że Rasheed Wallace będzie grał, a ja pewnie nie. Gwarantuję, że zagramy w białych strojach, a oni zagrają w swoich strojach wyjazdowych. A jeśli nikt nie wygra, to kibice dostaną zwrot pieniędzy za bilety - to też gwarantuję.

Charles Barkley o Lakersach: "Karl Malone i Gary Payton byli świetni w swoich czasach. Z tym, że oni już nie są w swoich czasach".

Emeka Okafor tak naprawdę ma na imię Chukwuemeka - skrócił je, żeby było je łatwiej wymawiać. W narzeczu nigeryjskim "Chukwuemeka" oznacza ponoć "wyjątkowo się to Bogu udało".

Niezłe numery

43 sekundy - tyle łącznie zagrał Sam Cassell w dwóch wygranych przez Minnesotę meczach z Lakers.

Złota myśl

"Gdyby każde małżeństwo było tak opisywane przez media, to nie byłoby małżeństw" - Karl Malone o nieustannych napięciach na linii Kobe Bryant - Shaquille O'Neal.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.