1:0 dla Calgary Flames w finale NHL

Calgary Flames pokonali w Tampa Bay zespół Lightning aż 4:1 w pierwszym meczu wielkiego finału NHL. Polski napastnik ?Płomieni? Krzysztof Oliwa nie zagrał jednak ani minuty

To był wielki dzień fińskiego bramkarza Calgary Mikki Kiprusoffa - zresztą pierwszego fińskiego bramkarza w finale Pucharu Stanleya - który zatrzymał 23 strzały rywali. A także kapitana gości i ich największej gwiazdy Jerome Iginly. To on strzelił po solowej akcji gola na 2:0, czym praktycznie przesądził o losach spotkania. -Przed meczem byłem bardziej zdenerwowany niż zwykle. W końcu finał to było to, o czym marzyłem od czasu, gdy miałem 7 lat. Wyobrażacie sobie? Wygramy cztery razy i zdobędziemy Puchar Stanleya! - mówił Iginla.

Gospodarze - na czele z byłym graczem Flames Martinem St Louis - rzucili się do rozpaczliwego odrabiania strat, ale wtedy trzeciego gola zdobył gracz Calgary Stephane Yelle. St. Louis zmniejszył prowadzenie gości na 3:1, ale na 20 s. przed końcem meczu dobił "Błyskawice" Chris Simon.

Flames są pierwszym zespołem z Kanady od 1994 r., który gra w finale (wtedy byli to Vancouver Cunacks). I mogą stać się pierwszym z ojczyzny hokeja, który po 11 latach zdobędzie Puchar Stanleya (wcześniej - w 1993 r. - Montreal Canadiens). W każdym bądż razie statystyka przemawia na ich korzyść - w ostatnich 75 latach zwycięzca pierwszego meczu finału aż 61 razy zdobywał Puchar Stanleya.

Kolejny mecz jutro znów w St. Pete Times Forum, potem kolejne dwa w Calgary.

Kto zdobędzie Puchar Stanleya?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.