Rutkowski, Wujec: Pan nie jest zerem, panie Miller

Jak mawiał pewien polityk, prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy. A nikt nie kończy tak, jak Miller. Reggie Miller. W sobotę do historii swych nieprawdopodobnych wyczynów w końcówkach ważnych meczów dopisał kolejny rozdział

Jego fenomenalne popisy z przeszłości pamiętają chyba wszyscy, którzy wówczas interesowali się NBA. A już z całą pewnością wszyscy miłośnicy Knicks, bo to dla nowojorczyków Miller najczęściej był katem. Piąty mecz finału konferencji w 1994, kiedy wrzucił 25 punktów w czwartej kwarcie, trafiając 5 na 5 rzutów za 3 punkty. Czy pierwszy mecz półfinału konferencji rok później, kiedy zdobył 8 punktów w 9 sekund i z 6-punktowego prowadzenia Knicks zrobiło się szokujące zwycięstwo Pacers.

Takich wyczynów było więcej. W tym sezonie, gdy w jednym z meczów Miller znowu pognębił Knicks, wielki kibic nowojorczyków Spike Lee stwierdził, że kiedy Reggie będzie już staruszkiem poruszającym się na wózku inwalidzkim, wciąż będzie przyjeżdżał na mecze z Knicks i z wózka będzie trafiać trójki w decydujących momentach.

Ale Miller rządził nie tylko w meczach z Nowym Jorkiem. Choć w sezonie zasadniczym rzadko bywał wielką gwiazdą, to w play-off trudno było spotkać groźniejszego rywala. Reggie to być może najwybitniejszy specjalista od końcówek w historii NBA. Poza opanowaniem i zabójczą pewnością siebie miał również niebywały spryt i umiejętność urwania się obrońcy - w tym jednym decydującym momencie. Tak jak w pamiętnym czwartym meczu finału konferencji w 1998 przeciwko Chicago, gdy sprytnie odepchnął Michaela Jordana i trafił zwycięski rzut za 3 na 0,7 sekundy przed końcem. A dwa dni wcześniej, w meczu numer 3, kulejąc po skręceniu kostki, rzucił w czwartej kwarcie 13 punktów, trafiając 3 razy za 3.

I pomyśleć, że Reggie urodził się ze zdeformowanym biodrem, a lekarze powątpiewali, czy w ogóle będzie mógł chodzić. Przez pierwsze 4 lata życia miał założoną specjalną klamrę na biodro, która miała usunąć wadę i wyprostować nogę biednego chłopca.

Dziś Reggie ma 39 lat i nie jest już tym samym zawodnikiem z pamiętnych rywalizacji z Knicks lub z Bulls. Zdobywa średnio 10 punktów na mecz, a gwiazdami Pacers są Jermaine O'Neal, Ron Artest i Al Harrington, którzy nazywają go Wujkiem. Ale gdy przychodzi co do czego, to Wujek wie, co ma robić. Tak jak w meczu z Bostonem, kiedy ustanowił swój rekord play-off, zaliczając 5 przechwytów ("pozazdrościłem Ronowi Artestowi tytułu Obrońcy Roku"). Czy tak jak w pierwszym spotkaniu finału konferencji z Detroit. Przez 47 minut Miller był niewidoczny, rzucał rzadko i niecelnie (spudłował wszystkie sześć prób). Ale na pół minuty przed końcem, przy remisie błyskawicznie uwolnił się obrońcy i trafił za 3. Jak za starych czasów. "Cóż można powiedzieć? To Reggie Miller. Najlepszy "clutch-player" w historii. Robi to od lat" - powiedział zrezygnowany Ben Wallace z Detroit.

Tako rzecze Shaq

Im bliżej finału, tym Shaq staje się rozmowniejszy:

"Jestem bardziej efektywny, kiedy jestem sobą. Jestem mniej efektywny, kiedy jestem Lukiem Longleyem, Billem Wenningtonem, Travisem Knightem albo Mitchem Kupchakiem [menedżer Lakers - red.]. Ale żeby być sobą, muszę dostawać piłkę".

"Proszę mnie nie dewaluować. To ja ściągam zawodników do Los Angeles. Sprawiam, że przychodzą tu i grają za darmo. Jestem menedżerem tej drużyny już od dwóch lat. Nie zamierzam słuchać tego całego blablabla, bo to moja zasługa, że [Payton i Malone] tu są. To ja do nich zadzwoniłem. Serio. Każdy chce grać z Dieslem, bo czynię życie kolegów z drużyny łatwiejszym. Podwajają mnie, potrajają, a ja wtedy oddaję piłkę na talerzu niekrytemu koledze, który łatwo trafia za trzy. A gdy nie jest się ze mną w drużynie - trzeba wszystko robić samemu. Jest dużo trudniej".

"Nie lękaj się, Diesel jest przy Tobie" - do Karla Malone'a w chwilach zwątpienia.

"Kilka razy zdarzyło się, że miałem ochotę udusić Phila Jacksona. Ale mój komputer mi nie pozwolił" - powiedział Shaq przed konfrontacją z Latrellem Sprewellem (który, jak pamiętamy, ma za sobą próbę uduszenia trenera).

Kronika towarzyska

Podczas szóstego meczu Minnesota - Sacramento doszło do przepychanki pomiędzy dawnymi kumplami - Kevinem Garnettem i Anthonym Peelerem. Peeler pchnął Garnetta, a Garnett Peelera, ale zdyskwalifikowano tylko Peelera, więc zwolennicy spiskowej teorii dziejów mieli znów pole do popisu.

Niewinność Peelera próbował udowodnić Kenny Smith, komentator telewizji TNT, analizując taśmę z meczu: "To uderzenie łokciem było niechcący!". Smith nie przekonał komentującego wraz z nim Charlesa Barkleya, który zapytał: "Nie byłeś przypadkiem członkiem ławy przysięgłych podczas procesu O.J. Simpsona?".

Militarne skojarzenia wywołał siódmy mecz Minnesoty z Sacramento. Oto wypowiedź Kevina Garnetta: "Ładuję broń. Ładuję swoje UZI. Mam kilka M-16, kilka dziewiątek. Pistolety z tłumikiem. Ładuję magazynki, szykuję granaty. Mam też wyrzutnię pocisków i kilka pocisków do niej. Jestem gotowy do wojny". Rękawicę podjął center Kings, Brad Miller: "Zabieram ze sobą karabin, kuszę i strzały, wsiadam do ciężarówki i zamierzam go rozjechać".

Choć to Wolves mieli w sezonie zasadniczym najwięcej zwycięstw na Zachodzie, choć wygrali trzy z czterech meczów przeciwko Lakers, to w finale Konferencji Zachodniej nie stawia na nich chyba nikt. Bo to Lakers otacza aura drużyny fantastycznej i nie do pokonania. Nie zgadza się z tym menedżer Minnesoty Kevin McHale: "Z tego, co wiem, aury nie wygrywają meczów. Rzuty, zbiórki, bloki - owszem. Dobrzy koszykarze wygrywają mecze. Jeśli masz dobrych koszykarzy, to masz dobrą aurę".

Niezłe numery

32 punkty, 21 zbiórek, 5 bloków, 4 przechwyty zaliczył Kevin Garnett w siódmym meczu przeciwko Sacramento, prowadząc swoją drużynę do zwycięstwa. Nikt już nie będzie twierdził, że Kevin nie jest liderem, a w decydujących momentach chowa się za plecami kolegów.

Złota myśl

"Być może zdarzy się w tej serii mecz, że któraś z drużyn zdobędzie 100 punktów. Ale pod warunkiem że będzie to mecz z trzema lub czterema dogrywkami" - Al Harrington z Indiany po pierwszym spotkaniu z Detroit Pistons wygranym przez Pacers 78:74.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.