Po zwycięstwie Valencii w finale Pucharu UEFA

Prezes Jaime Orti nie ma wątpliwości, że był to najlepszy rok w historii Valencii. Mistrzostwo kraju i Puchar UEFA - dwa tytuły na raz - tego nie udało się osiągnąć nigdy wcześniej. Pytany, co jeszcze jest w stanie zdobyć jego klub, odpowiada: Wszystko

Orti podkreśla też, że dwa trofea, które świętują piłkarze i kibice Valencii, to nie jest cel sam w sobie, ale właściwie początek drogi. - Teraz trzeba wygrać dwa Superpuchary: Hiszpanii i Europy, a potem zaatakować Ligę Mistrzów - wylicza. Oczywiście morale w zespole jest wysokie. - Ta drużyna zasługuje na wszystko i jest zdolna do wszystkiego. Granice jej możliwości właściwie nie istnieją - stwierdza obrońca Roberto Ayala, który w finale z Marsylią wyłączył z gry Drogbę, najlepszego strzelca tej edycji Pucharu UEFA. Być może Argentyńczyk zostanie w Valencii, bo według "Marki" wczoraj Real Madryt, który o niego zabiegał, kupił za 22 mln euro obrońcę Romy Waltera Samuela.

Finał Pucharu UEFA nie był porywający i potwierdził, że Valencia to nietypowy zespół jak na Hiszpanię. Nietypowo pragmatyczny. Piękno gry może ucierpieć, byle cel został osiągnięty. Na romantyzm klub Ortiego pozwolił sobie w 2000 i 2001 roku, gdy dwa razy przegrał finał Champions League.

Za najlepszego gracza środowego meczu uznano Mistę, wicelidera strzelców Primera Division. W 46. min przyjął na pierś piłkę po dośrodkowaniu z prawej strony, minął Bartheza i został brutalnie sfaulowany. Pierluigi Collina pokazał na jedenastkę i wyciągnął czerwoną kartkę. Było 1:0 dla Valencii, a Marsylia grała w dziesiątkę. No i mecz był rozstrzygnięty w momencie, gdy zaledwie zaczął się robić ciekawy.

- Nie pierwszy raz wyrzuca mnie z boiska. Czy on mi czegoś zazdrości? - złości się Fabien Barthez na sędziego. Według francuskiego bramkarza to nie on był antybohaterem finału, ale właśnie jego większy sobowtór. Zdaniem prezesa PZPN Michała Listkiewicza (byłego sędziego) Collina się nie pomylił. - Hiszpan był w idealnej pozycji do zdobycia gola, a taki faul jak ten Bartheza karze się nie tylko karnym, ale i wykluczeniem z gry - mówi.

- W drugiej połowie kontrolowaliśmy już wszystko, co się działo na boisku - powiedział Mista, który po podaniu Vicente zdobył drugą bramkę.

Kilku graczy Marsylii było tak wściekłych po finale, że odsunęli głowy, gdy prezes UEFA Lennart Johansson chciał im zawiesić na szyi srebrne medale. Gracze Valencii cieszyli się, jak po mistrzostwie świata. - To nic, że Puchar UEFA jest mniej ceniony niż Champions League. I na Ligę Mistrzów przyjdzie czas - stwierdził Mista. Nazajutrz spotkała go jednak pewna przykrość, gdy Inaki Saez nie powołał go do kadry na Euro 2004.

Wczoraj gracze Valencii wylądowali na lotnisku de Manises około 17. Odkrytym autobusem przejechali przez miasto do Basilica de la Virgen de los Desamparados, by Puchar UEFA ofiarować patronce miasta. Spotkali się z prezydentem Walencji Francisco Campsem, a potem świętowali z kibicami. Uroczystości na Mestalla nie przewidziano, bo płyta boiska nie doszła jeszcze do siebie po obchodach mistrzostwa Hiszpanii.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.