MMTS Kwidzyn - Wisła Płock 30:32 (14:12)

Po niezwykle zaciętym i dramatycznym spotkaniu płoccy szczypiorniści pokonali MMTS Kwidzyn i staną przed szansą wywalczenia po raz ósmy w historii Pucharu Polski. Niestety, nie będą mogli w finale zagrać Łukasz Szczucki, który nawet nie pojechał do Kwidzyna, i Rafał Kuptel, który doznał kontuzji podczas meczu z MMTS-em

Tradycji stało się zadość. MMTS pokazał, że nie zamierza chylić czoła przed mistrzami Polski z Płocka. Gospodarze od początku grali twardo w obronie, wymuszając na nafciarzach liczne straty. Nic więc dziwnego, że pomimo bardzo dobrej postawy Artura Górala, kwidzynianie szybko objęli prowadzenie 2:0 i 4:1.

Nie najlepiej w tym okresie gry radził sobie Adam Wiśniewski, którego już w 10. min zastąpił na skrzydle Artur Niedzielski. Ale Wisła jak popełniała błędy w ataku, tak popełnia je nadal. Niemal bezbłędny był też bramkarz Adam Wolański i MMTS spokojnie utrzymywał dwu-trzybramkowe prowadzenie. Dopiero po upływie kwadransa naszym szczypiornistom udało się złapać kontakt, a w 20. min Tomasz Paluch po kontrze doprowadził do pierwszego w tym meczu remisu 8:8.

Kolejne minuty znów jednak należały do MMTS-u, który potrzebował niespełna trzech minut, by ponownie odskoczyć - 11:8. Zdenerwowany Bogdan Kowalczyk wziął czas, ale na wiele się to nie zdało. Bardzo dobrze grali Patryk Rombel i Marek Boneszko. To po ich bramkach w 25. min na tablicy wyników było 13:9. Teraz kwidzynianom przytrafiły się dwa błędy w ataku, wykorzystane przez Bartosza Wusztera i Rafała Kuptela. Na wiele się to jednak nie zdało. W końcówce po ciosie wymienili Piotr Frelek i Damian Wleklak. Dzięki temu rywale Wisły zachowali dwubramkowe prowadzenie.

Gra nafciarzy zaczęła się zmieniać jeszcze w pierwszej połowie, gdy na parkiecie pojawił się Marek Witkowski. Wyraźnie ożywił on poczynania ofensywne płocczan, zwłaszcza w drugiej połowie. Na dodatek był szalenie skuteczny, zdobywając łącznie siedem goli. To on doprowadził do wyrównania 14:14. Na drugą połowę wrócił też Wiśniewski, który wreszcie grał na swoim zwyczajowym poziomie. Zaczął też celnie rzucać, zaliczając pięć trafień, pierwsze z koła w 37. min.

Kolejny remis zanotowano w 39. min. Było po 19, po golu Kuptela. W tym momencie mecz nabrał korzystnego obrotu dla Wisły. Bo w 41. min pierwsze prowadzenie dał nafciarzom Wiśniewski, a na 21:19 po chwili rzucił kolejną bramkę z karnego Paluch. Zaczęły się też gigantyczne emocje, a spotkanie, dzięki gospodarzom, stało się niezwykle brutalne. Przy prowadzeniu 24:23 goście przez blisko dwie minuty grali z przewagą dwóch zawodników. Rzucili bramkę na 25:23 i przez kolejnych kilkadziesiąt sekund grali w polu w sześciu przeciwko trójce rywali. Blisko 90 s takiej gry skończyło się remisem 2:2. To niesłychane, ale MMTS w tym czasie i w takim osłabieniu nawet na chwilę nie oddał pola mistrzom Polski. Postawa godna wyróżnienia, gdyby nie ta wyjątkowa brutalność.

Z każdą chwilą wzrastał doping dla gospodarzy. Waleczna postawa kwidzynian została nagrodzona, gdy w 55. min Dariusz Kawczyński wyrównał. Było 29:29.

Los zdawał się odwrócić od podopiecznych Kowalczyka. Witkowski co prawda zdobył 30 gola, ale za chwilę czerwoną kartkę ujrzał Damian Wlekla (za trzecią karę). Kto wie, jak dalej potoczyłyby się losy spotkania, gdyby kilkoma interwencjami nie popisał się Andrzej Marszałek. To także dzięki niemu gospodarze nie wykorzystali przewagi 6 na 4. Za to skuteczny był Wuszter. Na minutę i 20 s przed końcową syreną płocczanie objęli prowadzenie 31:29.

Nasi zawodnicy właściwie już do końca grali w czwórkę w polu, bo posypały się kolejne kary. Na 35 s przed końcem Frelek rzuca na 30:31. A na 21 s przed syreną Kowalczyk wziął czas. Emocje sięgnęły zenitu, gdy płocczanie zgubili po wznowieniu gry piłkę w ataku. Zrobiło się potworne zamieszanie. Piłka zniknęła na chwilę gdzieś w gąszczu zawodników, w końcu pokazała się w ręku Witalija Titova. Najskuteczniejszy w tym meczu gracz z Płocka zdobył 32. gola.

W tym momencie do końca pozostawało zaledwie 3 s, gdy na parkiecie gospodarze zaczęli protestować. Publiczność też dała wyraz swojemu niezadowoleniu, że nie dojdzie do dogrywki, która przedłużyłaby nadzieje na awans MMTS-u do finału. Zdenerwowany bramkarz miejscowych, po wznowieniu gry rzucił nawet z połowy boiska samobójczego gola. Tak na znak protestu. Ale bramka nie została uznana. I wreszcie mecz się zakończył.

MMTS Kwidzyn - Wisła Płock 30:32 (14:12)

MMTS: Wolański, Gawlik - Boneczko 4, Janiszewski, Balmas 1, Cielątko, Godzina, Kawczyński 5, Mroczkowski 7 (3 k), Urbanowicz 4, Frelek 5, Rombel 4;

Wisła: Góral, Marszałek - Jankowski, Wuszter 4, Kuptel 2, Titov 8, Witkowski 7, Wleklak 4, Zołoteńko, Niedzielski, Paluch 2 (1 k), Wiśniewski 5, Twardo.

Sędziowali Marek Majka i Grzegorz Wojtyczka (Katowice).

Widzów ok. 800.

Kary: MMTS - 10 min, Wisła - 20 min.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.