Rozmowa z trenerem piłkarzy Rakowa Częstochowa

Raków traci do prowadzącego w IV lidze MKS Sławków dziewięć punktów. Ma jednak jeden mecz mniej, a ze Sławkowem gra u siebie. - Mamy sporo kłopotów, ale nie poddajemy się, nadal walczymy - mówi trener Andrzej Samodurow

Piotr Toborek: Ostatnie wydarzenia: kary, przekładanie meczów, z pewnością nie pomagają Wam w pracy, w przygotowaniach do następnych spotkań - jak sobie radzicie?

Andrzej Samodurow: Na pewno to wszystko nam nie ułatwia życia. Najgorsze jest, że od dwóch i pół tygodnia nie graliśmy meczu mistrzowskiego, o punkty. W maju, w najlepszym okresie do gry, my mamy przerwę. Trudno powiedzieć, jak to wpłynie na naszych piłkarzy. Do tego mamy kłopoty kadrowe. Ojczyk nie będzie mógł grać za czerwoną kartkę, a Żebrowski za czwartą żółtą. Nie trenują także ostatnio z powodów zdrowotnych Przybylski i Lesik. W tej sytuacji przyznaję, że mamy spore obawy przed sobotnim meczem z Jurą Niegowa. Jura broni się przed spadkiem, w dole tabeli jest spore zamieszanie i to wszystko może mieć wpływ na przebieg tego spotkania.

Tracicie do Sławkowa dziewięć punktów, ale sytuacja jest taka, że nie wszystko jeszcze stracone.

- Zgadza się. Nie poddajemy się i będziemy walczyć do końca o jak najlepszy wynik. Tym bardziej że Sławków ostatnio także traci punkty - przegrał przecież dwa mecze. To też musi powodować u nich nerwowość. Teraz to może różnie wyglądać.

Lider przegrał z Myszkowem aż 0:3, a myszkowianie twierdzą, że nie jest to zespół na awans...

- Nie oglądaliśmy tego meczu, ale trudno po jednym spotkaniu wyciągać wnioski. Myszków grał z nowym trenerem, to zawsze wpływa mobilizująco na zespół, a tak jak mówiłem, Sławków przechodzi kryzys.

Najbliższe mecze z powodu kary za bijatykę będziecie grać bez kibiców, jaki to może mieć wpływ na postawę drużyny?

- Trudno powiedzieć, nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji. Jedno można stwierdzić na pewno - to nie jest normalna sytuacja. Gra się przecież dla kibiców.

Co by nie mówić o ostatnich wydarzeniach, postawie sędziów, dziwnych zachowaniach śląskiego OZPN, Wasza sytuacja mogłaby być znacznie lepsza, gdybyście nie zgubili punktów w kilku meczach z przeciętnymi rywalami.

- Oczywiście. Zgadzam się. Powiem nawet więcej - piłkarze też ponoszą odpowiedzialność za to całe zamieszane. Gdybyśmy wygrali ze Śląskiem Świętochłowice, a powinniśmy, bo to zespół z dołu tabeli, to nie doszłoby do takich wydarzeń. My jednak popełnialiśmy tak katastrofalne błędy, że sami jesteśmy sobie winni.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.