Śląsk Wrocław - Walka Zabrze 1:1

III liga piłkarska. Śląsk w pierwszej połowie zagrał bardzo słabo i przegrywał. Wrocławianie zdołali doprowadzić do remisu, ale postawą nie zachwycili. Zespół Grzegorza Kowalskiego w ostatnich spotkaniach gra zdecydowanie słabiej. Czy na baraże wróci forma? Czy Śląsk utrzyma drugie miejsce w tabeli?

- Teraz wiadomo, dlaczego jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Gdybyśmy policzyli wszystkie zgubione punkty na własnym boisku, sytuacja w tabeli byłaby zupełnie inna - tymi słowami Grzegorz Kowalski zaczął omawianie spotkania z Walką. Później zaczęła się krytyka, i to w pełni zasłużona, bo Śląsk zagrał słabo. Zwłaszcza w pierwszej połowie gospodarze rozczarowali. Wrocławianie grali wolno, wręcz anemicznie, niedokładnie i bez zaangażowania. Podopieczni Grzegorza Kowalskiego mieli przewagę, posiadali piłkę, ale nic z tego nie wynikało. Pierwszą groźną akcję stworzyli dopiero w 17. min, kiedy głową strzelał Andrzej Ignasiak, ale wówczas było już 0:1.

Walka, jak wszystkie zespoły, które grają we Wrocławiu ze Śląskiem, myślała przede wszystkim o obronie. Nie było to jednak murowanie bramki i bezmyślne wybijanie piłki. - Taktyka była prosta. Mieliśmy nie stracić gola, szukać szans na kontry i jak się uda, to coś strzelić - wyjaśniał po spotkaniu Zdzisław Iwański, trener Walki. Goście umiejętnie skracali pole gry i zagęszczali środek pola. W momencie przejęcia piłki nie kopali jej aby tylko dalej od własnej bramki, ale próbowali kilkoma szybkimi podaniami bez przyjmowania wyprowadzić kontratak. I jedna z takich akcji się udała. Po prostopadłym zagraniu w sytuacji sam na sam z Radosławem Janukiewiczem znalazł się Tomasz Waniek i bez problemu posłał piłkę do bramki.

Nie bez winy przy tej sytuacji była wrocławska obrona, która w całym spotkaniu zaprezentowała się wyjątkowo słabo. - Obrona nie stanowiła monolitu. Zawodnicy popełniali kolosalne błędy. Było dużo niedokładności, jakieś wywrotki - oceniał po meczu Grzegorz Kowalski. Po jednym z kolejnych błędów wrocławskiej defensywy, kiedy Rafał Lis za lekko zagrał do Janukiewicza, w dogodnej sytuacji znalazł się Waniek, ale bramkarz Śląska w ostatniej chwili wślizgiem zdołał wybić piłkę na aut.

Gospodarze w pierwszej połowie stworzyli zaledwie jedną stuprocentową sytuację. Po akcji Pawła Sasina z Krzysztofem Szewczykiem ten drugi znalazł się sam na ósmym metrze od bramki. Strzelił bardzo mocno i bardzo niecelnie.

- W przerwie w szatni nie było spokojnej rozmowy. Nawet najspokojniejszego człowieka, a ja uważam się za spokojnego, zespół taką grą może wyprowadzić z równowagi - zdradził Grzegorz Kowalski.

I chyba ostre słowa pomogły, bo po przerwie Śląsk zaprezentował się już znacznie lepiej. Wrocławianie grali szybciej i nie pchali się już bezmyślnie środkiem pola. Duże ożywienie wniósł wprowadzony od początku drugiej połowy Marcin Wielgus. - Dlaczego Wielgus nie zagrał od początku? Bo tak postanowił trener - stwierdził po spotkaniu szkoleniowiec wrocławskiego zespołu.

Właśnie po zagraniu Wielgusa, chociaż początkowo wyglądało, że niepotrzebnie zatrzymał się on w polu karnym i odwrócił, Jakub Małecki w 49. min strzelał z 11 metrów, jednak Daniel Piechota w nieprawdopodobny sposób zdołał wybić piłkę na róg. Kilka chwil później po rozegraniu rogu ponownie strzelał Małecki i znów Piechota fantastyczną paradą zdołał wybić piłkę. Śląsk uzyskał zdecydowaną przewagę, ale nie potrafił trafić do siatki. Co chwila dochodziło do zamieszania pod bramką gości.

Po kolejnej centrze i kolejnym ogromnym zamieszaniu Grzegorz Świetlicki zagrał piłkę ręką. Sędzia ukarał zawodnika żółtą kartką i odgwizdał rzut karny. Pewnym egzekutorem "jedenastki" okazał się Paweł Sasin. Kiedy dziewięć minut później po fauli Świetlicki dosłał drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną, wydawało się, że Śląsk dopnie swego i zdobędzie drugiego gola. Paradoksalnie wrocławianie ponownie zaczęli od tego momentu spisywać się słabiej. - Zaczęliśmy grać zupełnie bez sensu. Zamiast grać konsekwentnie, za szybko chcieliśmy wykorzystać tę przewagę. Za dużo było chaosu. Zawodnicy za bardzo chcieli - oceniał Kowalski.

Mimo to Śląsk mógł zdobyć gola, ale w niedzielę szczęście było po stronie Walki. Obrońcy gości dwa razy wybijali piłkę z pustej bramki. Raz wyręczył ich Lis, który zatrzymał piłkę po strzale Radosława Flejterskiego z rzutu wolnego. Po końcowym gwizdku goście unieśli ręce w geście triumfu. - To dla nas ogromy sukces. Porównywalny, a nawet większy niż wygrana u siebie z Kietrzem. Grać z takim rywalem to dla nas zaszczyt. Może nie zasłużyliśmy na remis, bo Śląsk był zdecydowanie lepszy, ale nie zawsze jest tak, że wygrywają lepsi - cieszył się na pomeczowej konferencji trener Walki Zdzisław Iwański.

- Jedno jest już pewne. Pierwszego miejsca nie zdobędziemy - podsumował Grzegorz Kowalski.

Bramki

0:1 - Waniek (14), 1:1 - Sasin (59, z karnego)

Składy

Śląsk: Janukiewicz - Sasin, Lis, Ignasiak, Samiec (46. Rudolf) - Kowalczyk, Szewczyk Ż (69. Grabowski), Flejterski, Małecki - Ulatowski Ż, Kosztowniak (46. Wielgus).

Walka: Piechota - Gałecki, Okoń, Wasiak (81. Woźnik), Świetlicki Ż, CZ - Sala, Domagała, Wójcik (82. Kocur), Szmieszek - Waniek (89. Musiał), Dolny.

Sędziował: Mariusz Trofimiec. Widzów: 1500

Mariusz Wiśniewski: Dlaczego nie wyszedł Pan w podstawowym składzie? Jakiś uraz, kontuzja?

Marcin Wielgus: Nie, nie mam żadnej kontuzji. A dlaczego nie wyszedłem? Nie wiem. O to trzeba się spytać trenera. On powinien znać odpowiedź.

W drugiej połowie po wejściu Pana i Tomasza Rudolfa gra Śląska się ożywiła. Ile w tym zasługi Pana, a na ile pomogły słowa trenera?

- Trudno mi powiedzieć. Widać było, że w pierwszej połowie gra się nam nie układała. Nic nie wychodziło, czegoś brakowało. Wiadomo było, że musimy coś w drugiej połowie zmienić. Grać szybciej, dokładniej. Wydaje mi się, że obraz gry się zmienił po przerwie nie przez to, że akurat ja wszedłem, ale cały zespół zaczął grać lepiej.

Dzisiaj, a także w ostatnim pucharowym meczu z Inkopaksem Śląsk miał ogromne problemy ze zdobyciem gola. Gra także nie wyglądała w tych spotkaniach najlepiej. Co się dzieje?

- Na pewno coś jest nie tak. Trudno mi jednak odpowiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Może się mylę, ale może jeszcze w nas gdzieś tam siedzi ta porażka w Sosnowcu. Od tego czasu jakoś ciężko nam się gra. Na pewno coś jest nie tak. Musimy siąść w szatni i razem znaleźć przyczynę, odpowiedź na pytanie, co nie gra. Co się dzieje, że nie gramy, tak jak graliśmy. Dlaczego tak się dzieje, że strzelamy goli.

O pierwszym miejscu w lidze nie ma już co marzyć. Teraz chyba trzeba zacząć się oglądać za siebie, jeżeli gra się nie poprawi?

- Co ja mogę powiedzieć? Będziemy się starali wygrywać kolejne mecze i grać lepiej. Musimy utrzymać tę drugą pozycję i wierzę, że tak się stanie. Nie wyobrażam siebie, aby mogło być inaczej.

Inne mecze

Miedź Legnica - MK Górnik Katowice 3:0 (1:0)

Miedź nie miała problemów z pokonaniem katowiczan, choć to goście przez pierwsze pół godziny meczu dominowali na boisku. Katowiczanie byli znacznie częściej przy piłce, ale sytuacji strzeleckich sobie nie stwarzali. Pierwszy celny strzał oddali legniczanie. W 25. min Połubiński uderzył z wolnego sprzed narożnika pola karnego, nikomu nie udało się dotknąć piłki, co kompletnie zaskoczyło fatalnie interweniującego Czmoka, i Miedź objęła prowadzenie.

W 34. min Murat sfaulował w polu karnym Bierońskiego, ale strzał Maroszka z 11 metrów kapitalnie obronił Szymański.

Po zmianie stron goście szybko zaczęli opadać z sił, legniczanie przyspieszyli i co chwila stwarzali niebezpieczne sytuacje pod bramką Czmoka. W 59. min Robak był sam na sam z bramkarzem gości, ale fatalnie przestrzelił. W 66. min Ostrowski sfaulował w polu karnym Strożka, ale także Szewczuk przestrzelił "jedenastkę".

W 70. min napastnik Miedzi zrehabilitował się kapitalnym zagraniem do Robaka, który przelobował Czmoka. W 79. min Maślanka znakomicie zacentrował z prawej strony, a Strożek uderzył głową z 14 metrów tak mocno i precyzyjnie, że Czmok nie miał szans sięgnąć piłki i po raz trzeci wyciągnął ją z siatki.

Bramki: 1:0 Połubiński (25), 2:0 Robak (70), 3:0 Strożek (79).

Miedź: Szymański - Wawreńczuk (46. Maślanka), Dymkowski, Madera, Puchalski Ż (86. Kotlarski), Kupis (60. Strożek), Monasterski (84. Węgłowski), Murat, Połubiński, Robak, Szewczuk.

Włókniarz Kietrz - Chrobry Głogów 2:1 (0:0)

W pierwszej połowie dominowali gospodarze, ale początkowo z ich przewagi niewiele wynikało. Do przerwy stworzyli dwie groźne sytuacje, ale świetnymi interwencjami popisał się bramkarz Chrobrego Sławomir Cuper. Piłkarze z Głogowa próbowali gry z kontrataku i do przerwy tylko raz poważnie zagrozili bramce Włókniarza. Było to w 32. minucie, kiedy to doskonałej okazji nie wykorzystał Adam Pojnar. Druga połowa rozpoczęła się znakomicie dla głogowian, którzy strzelili pierwszą bramkę w meczu. W 55. minucie gospodarze doprowadzili do remisu. Rozmus minął trzech obrońców Chrobrego, celnie dograł do Kowalczyka, a ten nie dał szans bramkarzowi gości. Piłkarze Chrobrego mogli ponownie objąć prowadzenie w 57. minucie, kiedy to w zamieszaniu podbramkowym Sebastian Tomasiak nie zdołał pokonać ofiarnie interweniującego Marcina Franczyka. Druga bramka dla Włókniarza padła po składnym kontrataku, który wykończył mocnym strzałem ponownie Kowalczyk

Bramki: 0:1 Helwig (46.), 1:1 Kowalczyk (55.), 2:1 Kowalczyk (80.)

Chrobry: Cuper - Smolin, Buczek, Opałacz (65. Groffik), Goliasz, Żmudziński (72. Pieniążek), Trznadel (72. Węglarz), Bukraba, Tomasiak, Pojnar (75. Piróg), Helwig.

Pozostałe wyniki: Promień Żary - Ruch Radzionków 1:0 (1:0). Bramka: Dudek (24.). Odra Opole - Rozwój Katowice 4:1 (1:1). Bramki: Ganowicz (4., 69.), Tracz (48., karny), Sobotta (84.) - dla Odry; Wróbel (5.) - dla Rozwoju. Polonia Słubice - Zagłębie Sosnowiec 0:1 (0:0). Bramka: Stolpa. Lech Zielona Góra - Swornica Czarnowąsy 2:0 (0:0). Bramki: Sawicki (70.), Cierniak (74.). Carbo Gliwice - Polonia Bytom 0:3 (0:1). Bramki: Marek (10), Tukaj (89), Szemoński (90).

Copyright © Agora SA