Andrzej Tkacz: hokejowy bramkarz, który "zatrzymał" ZSRR

Andrzej Tkacz - jeden z symboli polskiego hokeja. Do dzisiaj wielu ludzi kojarzy go wyłącznie z historycznym zwycięstwem Polski nad ZSRR w 1976 r.

Pochodzi z Bydgoszczy. - Mieszkałem niedaleko stadionu żużlowego i lodowiska. Trudno się dziwić, że w końcu zainteresowałem się sportem - śmieje się 58-letni dziś Tkacz.

Do 16. roku życia uprawiał zarówno hokej, jak i piłkę nożną. W drużynie piłkarskiej był napastnikiem, a w hokeju stał na bramce. - W hokeja najczęściej grałem ze starszymi kolegami. Wiadomo, jak to jest: ty młody, stawaj na budę! Potem spodobało mi się i tak już zostało - wspomina Tkacz. Decyzje o rozbracie z futbolem podjął po tym, jak Zdzisław Masełko, szkoleniowiec hokeistów Polonii Bydgoszcz, przesunął go do pierwszej drużyny.

Na Śląsk trafił w 1966 r. Właśnie wtedy karierę w GKS Katowice kończył Józef Wacław i miejscowi działacze postawili na młodego Tkacza. To właśnie z GKS sięgał po największe sukcesy - dwukrotne mistrzostwo Polski (1968 i 1970) oraz trzykrotne wicemistrzostwo kraju. Przez 11 lat był też podstawowym bramkarzem reprezentacji Polski. Dwukrotnie wystąpił na olimpiadzie: w 1972 r. w Sapporo i w 1976 r. w Innsbrucku. Szczególnie miło wspomina IO w Japonii, gdzie złoty medal zdobył skoczek narciarski Wojciech Fortuna.

W drużynie narodowej zagrał 150 razy. Osiem razy wystąpił na mistrzostwach świata: cztery razy w grupie A i tyle samo w grupie B. Najlepiej zapamiętał jednak występ z 8 kwietnia 1976 r. przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Nikt nie dawał szans biało-czerwonym. Polska grała wcześniej z ZSRR 25 razy i nie zdołała nawet zremisować. Jednak doping 10 tys. kibiców w katowickim Spodku i wspaniała gra zespołu spowodowały, że Polska wygrała 6:4! Tkacz, który spisywał się fenomenalnie, został okrzyknięty najlepszym graczem spotkania.

Niewiele brakowało, by nie zagrał przeciwko Rosjanom. Dzień wcześniej przed hotelem, gdzie mieszkała nasza ekipa, Tkacz został pobity przez funkcjonariuszy SB, którzy nie rozpoznali w nim reprezentacyjnego bramkarza. - Wrzucili mnie do samochodu i mocno okładali. Dostałem też gazem po oczach. Dopiero jakiś wyższy rangą oficer wyjaśnił całą sytuację - wspomina.

Jednak do dzisiaj nie może się pogodzić z faktem, że niewielu kibiców pamięta inne mecze Polaków z tamtego okresu. - Graliśmy często o wiele lepsze mecze. W 1975 r. wygraliśmy z USA, zremisowaliśmy z Finlandią i zajęliśmy piąte miejsce w grupie A. Kiedy indziej pokonaliśmy Szwecję. Ale tak już chyba zostanie, że kibice zawsze będą wspominali wygraną z Wielkim Bratem - mówi Tkacz.

W 1977 r. wyjechał do Austrii. Przez 11 lat grał w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. W sezonie 1977/78 z drużyną z Feldkirch zdobył mistrzostwo Austrii. Był też szkoleniowcem austriackiego Kitzbuehel, niemieckiego Ambergu, a także polskich klubów: GKS Katowice, Zagłębia Sosnowiec i GKS Tychy. Przez trzy lata prowadził reprezentację Polski, a później przeniósł się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu i pracuje tam do dziś. Hokejowe tradycje kontynuują jego synowie: Wojciech i Rafał. Ten pierwszy przez wiele lat grał m.in. w Katowicach i Tychach oraz reprezentacji Polski. Teraz, podobnie jak ojciec, jest trenerem SMS.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.