Za młodzi na sukces? - komentarz po porażce siatkarzy Skry

Uciekł brązowy medal, wcześniej finał i Puchar Polski. Choć siatkarze z Bełchatowa spełnili wyznaczony cel, pozostał niedosyt. - W przyszłym sezonie poprzeczka zawiśnie wyżej: musi być medal - twierdzi prezes Skry.

To już taka bełchatowska tradycja - prowadzić w setach 2:0 i przegrać mecz w tie breaku. We wtorek siatkarze Skry pozbawili się w ten sposób brązowego medalu. Po dwóch meczach o trzecie miejsce siatkarze Pamapolu AZS Częstochowa wyglądali jak bokser zapędzony do narożnika - zmęczeni, zniechęceni, marzący o jak najszybszym końcu. Zauważył to nawet częstochowski szkoleniowiec, który już podziękował zawodnikom za czwarte miejsce. Tymczasem w dwóch kolejnych spotkaniach podopieczni Ireneusza Mazura mieli coraz gorsze chwile. Nie zdobyli brązowego medalu, bo tak jak w półfinałowej walce z PZU AZS Olsztyn, przegrali w decydującym momencie. - Zazwyczaj jestem ostrożny w sądach, ale czuję się jak zbity pies - mówi Edward Maruszak, prezes Skry. - Kiedy w rundzie zasadniczej byliśmy liderem, nasze apetyty wzrosły. Życie sprowadziło nas jednak na ziemię. Co z tego, że nas chwalą, skoro uciekł nam finał, teraz brązowy medal, a wcześniej Puchar Polski. Ja wolę byle jak wygrać, a nie ładnie przegrać.

Jak to się dzieje, że Skra wygrywa dwa sety, by przegrać trzy kolejne? Przeciwnicy coraz częściej rozszyfrowują taktykę bełchatowian. O ile na początku każdego spotkania Mariusz Wlazły ma dużo sił, by pewnie i skutecznie atakować, o tyle później reprezentacyjny atakujący coraz częściej nadziewa się na blok przeciwnika. Jest przy tym tak wyeksploatowany, że na przykład po meczu z olsztynianami musiał zostać w szpitalu. - Dzieje się tak dlatego, że Skra nie ma środka - mówi jeden z działaczy Polskiego Związku Piłki Siatkowej, który oglądał kilka meczów bełchatowian w tym sezonie. - Oni nie odciążają Wlazłego, stąd jego problemy. Nie jest tajemnicą, że z czołowej czwórki Skra miała najsłabszych środkowych.

Problemem było też rozegranie. Co prawda Andrzej Stelmach należał do najlepszych wystawiających w Polskiej Lidze Siatkówki, ale nie miał wartościowego zmiennika, jak w pozostałych zespołach. Bartłomiej Neroj jest obiecującym zawodnikiem, ale nie na tyle doświadczonym, by zastąpić Stelmacha w konfrontacji z tuzami ligi.

Jedno jest pewne: Skra prezentowała najładniejszą siatkówkę ze wszystkich zespołów PLS. Wszystko dlatego, że jej młodzi gracze uczą się grać nowocześnie. Ale ten atut stał się jednocześnie przeszkodą. Maruszak: - Zabrakło nam ogrania i cwaniactwa. W dwóch setach byliśmy rewelacją, by później mieć coraz większe problemy. Mimo pięknych meczów i walki zostaliśmy bez medalu.

Trener Mazur dał sobie trzy lata na zbudowanie najsilniejszej polskiej drużyny. Może to i dobrze, bo potęgi budowane na prędce nie mają solidnych podstaw i bardzo szybko legną w gruzach. Kolejnym etapem jest już medal, a za dwa lata mistrzostwo. - Jak więc widać, nie ma tragedii z czwartego miejsca - dodaje Maruszak. - Ale niedosyt pozostał, bo już w tym sezonie mogliśmy postawić kropkę nad i.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.