Walka trwa - rozmowa z Mirosławem Draganem, trenerem Górnika Polkowice

Groclin Grodzisk to był zespół z innej półki. Z takim rywalem mogliśmy nawiązać walkę tylko w jeden sposób: jeździć na tyłkach i zaorać całe boisko - twierdzi Mirosław Dragan, trener Górnika

Jego zespół po porażce 0:3 z drużyną z Grodziska jest przedostatni w tabeli. Tyle samo - 13 punktów - ma Świt Nowy Dwór Mazowiecki, w którym zatrudniono niedawno Janusza Wójcika. Przed Górnikiem Widzew Łódź i Polonia Warszawa, w obu wielkie nazwiska trenerskie - Jerzy Engel i Franciszek Smuda.

Mirosław Maciorowski: Po laniu z Groclinem sytuacja nie jest najlepsza, Górnik na pozycji spadkowej, a dodatkowo w tym spotkaniu zagrał bardzo źle.

Mirosław Dragan: No cóż, można powiedzieć, że dla nas liga zaczyna się od nowa. Mamy tyle samo punktów co Świt Nowy Dwór i jeden straty do Widzewa. Walka trwa.

Tak druzgocąca porażka z Groclinem nie podziałała źle na psychikę zawodników?

- Pracujemy nad tym, ale też nie wolno przesadzać. To zawodowcy, nie powinni potrzebować niańki. Zresztą Groclin też pozbierał się po dwóch porażkach i także dlatego wygrał z nami. Niepowodzenie może podziałać mobilizująco.

Groclin to zespół z innej, wyższej półki, trudny do ogrania, ale wcześniejszą porażkę z Wisłą Płock chyba należy uznać za rozczarowanie.

- Wisła okazała się po prostu zespołem dojrzalszym. Do 85. minuty był remis, mogliśmy się cofnąć, przypilnować tego remisu. Ale wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie z nią wygrać, i los nas pokarał. Szkoda, bo to na pewno był rywal w naszym zasięgu.

Z kolei Groclin, tak jak pan mówi, to zespół z innej półki. Ma więcej pełnowartościowych graczy, kunsztem piłkarskim przewyższał nas o głowę, a poza tym przyjechał tu zdeterminowany, po dwóch przegranych. To się wszystko na siebie nałożyło. Poza tym zawodnicy rezerwowi, którzy dostali w meczu z nami szansę gry, chcieli pokazać, że opłaca się na nich stawiać. Byli zmotywowani i zdeterminowani. Bo także w tym nas Groclin bije, że ma długą ławkę. Tam nie ma znaczenia, czy z takim rywalem jak nasz zespół gra Kriżanac czy Kozioł, a w ataku Rasiak czy Ślusarski. Z Groclinem mogliśmy nawiązać walkę tylko w jeden sposób: jeździć na tyłkach i zaorać całe boisko.

W zespołach, które walczą z Górnikiem o utrzymanie - Widzewie, Świcie, Polonii Warszawa - zaangażowano trenerów o bardzo głośnych nazwiskach: Jerzego Engela, Janusza Wójcika i Franciszka Smudę. Robi to na Panu wrażenie?

- Dla mnie jest to sygnał, że w tych klubach są pieniądze na to, by walczyć o utrzymanie. Żaden z tych trenerów nie zdecydowałby się na pracę tam, gdyby nie było tam pieniędzy. Są to ludzie, którzy potrafią je wykorzystać. Widzew zdobył co prawda tyle samo punktów co my wiosną, ale w Świcie już widać efekty zatrudnienia nowego Wójcika - cztery punkty w dwóch ostatnich meczach. To znak, że Janusz Wójcik potrafi wykorzystać klubowe możliwości i zmotywować odpowiednio graczy. Nie wnikam, jak to robi, chwała mu za to, że mu się udaje. Ale trzeba pamiętać, że trenerzy nie grają i proszę nie przeceniać ich znaczenia. Ja przecież w ciągu tygodnia nie jestem w stanie nic zepsuć ani nic poprawić.

Następny mecz z Widzewem można nazwać spotkaniem o sześć punktów. Czy po sprowadzeniu Daniela Dubickiego, Grzegorza Patera i Łukasza Nawotczyńskiego można powiedzieć, że kadrowo Górnik jest mocniejszym zespołem?

- Myślę, że siły są porównywalne. Widzew zdobył tylko 13 punktów, to nie jest przypadek. Widać taka jest wartość tego zespołu. My mamy 12 pkt, więc prawie tyle samo. Siły są wyrównane.

Zmieni Pan coś w zespole w meczu z Widzewem?

- Nie robię rewolucji po jednym meczu. Zespół, choć przegrał, przyzwoicie grał w Warszawie, nic nie zapowiadało, że z Groclinem będzie tak źle. Ci zawodnicy jednego dnia mogą grać dobrze, innego gorzej, tak jak każdy zespół. Poza tym nie mam takich możliwości jak na przykład Groclin, nasza ławka rezerwowych jest krótsza.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.