Menedżer Widzewa
Łódź przyjechał na mecz do Poznania. Pojawił się też na konferencji prasowej. Najpierw obejrzał magazyn Liga +, potem przysłuchiwał się wypowiedziom trenerów. Stadion opuścił alfa romeo, gdy ten się już wyludnił.
Radosław Nawrot: Panie prezesie, ile pieniędzy jest Panu winien Lech?
Jakub Andrzej Grajewski: I Pan myśli, że ja to powiem?!
Spodziewam się. Poznaniacy martwią się tym długiem i jego konsekwencjami. Ten dług jest już w Poznaniu legendarny.
- To sprawa między mna a Lechem. Nikim więcej.
Mówi się o 650 tys. zł za Pawła Kaczorowskiego.
- To są wasze wyliczenia.
Ale prawdziwe?
- (uśmiech) Wasze.
Dług jednak istnieje?
- Pewnie, że istnieje. Kiedy się nie zapłaciło za piłkarzy, musi być dług. To jednak wcale nie znaczy, że Lech musiał tu za to zremisować.
Kiedy w takim razie go spłaci?
- Już niebawem, już niedługo. Jesteśmy w tej sprawie dogadani, zawarlismy umowę i będziemy ją realizować.
Wyznaczyliście sobie jakieś terminy spłaty?
- Można tak powiedzieć.
Kiedy będzie ostatnia? Kiedy dług zniknie?
- To się okaże.
Za pół roku? Za rok?
- Proszę pana, ja mogę poczekać choćby i rok. Bo ja wiem, co to znaczy nie mieć pieniędzy. A to dlatego, że Widzew od stu lat ich nie ma. Więc ja rozumiem problemy Lecha.