Czarodzieje mobilizacji - nikt nie chce spadać z piłkarskiej ekstraklasy

Janusz Wójcik, Jerzy Engel i Franiszek Smuda trafili do klubów, które rozpaczliwie bronią się przed degradacją. W lidze piłkarskiej żarty się skończyły, co fatalnie wróży Górnikowi Polkowice, jedynemu klubowi z Dolnego Śląska w piłkarskiej ekstraklasie

Gdyby analizować poziom polskiej I ligi piłkarskiej na podstawie obsady trenerskiej, to można dojść do wyjątkowo paradoksalnego wniosku - mamy jedną z silniejszych lig w Europie. Dlaczego? Gdyż szkoleniowcy, którzy posiadają na swoim koncie kilka tytułów mistrzowskich, byli selekcjonerami pierwszej i młodzieżowej reprezentacji Polski oraz pełnili funkcje menedżerów w czołowych klubach, pracują obecnie w najsłabszych drużynach ligowych - Świcie Nowy Dwór, Widzewie Łódź i Polonii Warszawa. Czyli te lepsze, plasujące się wyżej w tabeli kluby muszą prowadzić doprawdy inni superwybitni szkoleniowcy, skoro tamci trafili do słabeuszy.

O kogo konkretnie chodzi? O Janusza Wójcika, który z reprezentacją olimpijską zdobył srebrny medal w Barcelonie, z Legią Warszawa w 1993 roku wywalczył mistrzostwo Polski (odebrane później przez PZPN), a w końcu został selekcjonerem pierwszej reprezentacji Polski. Teraz Wójcik poprowadzi Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Podobnie sprawa wygląda z Franciszkiem Smudą (trzy tytułu mistrzowskie na koncie), ten już czwarty raz wrócił do Widzewa Łódź. Natomiast w innym klubie broniącym się przed degradacją - Polonii Warszawa, pracę menedżera podjął Jerzy Engel, a szkoleniowcem został Mieczysław Broniszewski (kiedyś selekcjoner reprezentacyjnych drużyn młodzieżowych oraz asystent Henryka Apostela w pierwszej reprezentacji).

Na tle tych rywali również zagrożony degradacją Górnik Polkowice jawi się jak klub z innej bajki. W Widzewie w ostatnich latach zmieniono już tylu trenerów, że ciężko się ich doliczyć. A w takim Świcie Wójcik jest w tym sezonie już czwartym szkoleniowcem, który otrzymał misję uratowania klubu przed powrotem do II ligi. A w takich Polkowicach Mirosław Dragan pracuje już prawie siedem lat (z krótką przerwą, gdy zastąpił go Romuald Szukiełowicz).

Niestety, roszady, do jakich doszło ostatnio w zespołach rywali, fatalnie wróżą Górnikowi Polkowice. W Polsce tajemnicą poliszynela jest fakt, że ligowa walka prowadzona jest tylko na piłkarskich boiskach. W decydującej fazie sezonu w grę wchodzą już nie tylko piłkarskie umiejętności graczy poszczególnych klubów, ale inne elementy - znajomości, wzajemne powiązania i nieformalne układy oraz szeroko rozumiane możliwości "organizacyjne" działaczy i trenerów. W tych kategoriach potencjał Górnika w ekstraklasie jest znikomy, choć obiektywnie trzeba przyznać, że piłkarski potencjał Polkowic też nie rzuca na kolana.

O tym, że w walce o uniknięcie degradacji wszystkie chwyty będą dozwolone, kibice mogli się przekonać podczas ostatniej kolejki spotkań ekstraklasy. W Nowym Dworze Mazowieckim w pojedynku z Odrą Wodzisław miejscowy Świt do przerwy nie istniał na boisku. Mówiąc żargonem futbolowym, zawodnicy Świtu "kopali się po głowach", a goście niepodzielnie panowali na boisku. W drugiej połowie wszystko nagle się odmieniło. Zespół z Wodzisławia kompromitował się swoimi zagraniami, a miejscowi wznosili się na "wyżyny swoich umiejętności". Ostatecznie Świt bez większego wysiłku wygrał 3:1. Nieoficjalnie drużynę Świtu prowadził Janusz Wójcik, który powiedział przed tym pojedynkiem, że oficjalnie przejmie Świt tylko pod jednym warunkiem - jeśli zespół wygra z Odrą i okaże się godny tego, aby wielki Janusz Wójcik zechciał ich szkolić dalej.

Oczywiście między bajki należy włożyć opowieści, w jaki to nadzwyczajny sposób w przerwie meczu trener Wójcik mobilizował zawodników Świtu. Te sposoby "mobilizacji" wszyscy dobrze znają z czasów, gdy ów trener prowadził broniący się przed degradacją Śląsk Wrocław. Wówczas Śląsk wygrywał lub w najgorszym wypadku remisował mecze na wyjeździe z najsilniejszymi ligowymi zespołami, takimi jak Wisła Kraków czy Amica Wronki, a przegrywał lub remisował na własnym boisku ze słabeuszami Ruchem Radzionków i Orlenem Płock. Cała tajemnica tej mobilizacji polegała raczej na "demobilizacji" rywali, ale tylko tych, z którymi wrocławski zespół nie miał szans na nawiązanie walki. Zespoły teoretycznie słabe lekceważono i kończyło się to porażkami Śląska. Wówczas Śląsk utrzymał się w lidze, ale popadł w kosmiczne długi, które spłaca praktycznie do dziś.

Jeszcze kilka dni temu w Polkowicach łudzono się, że walkę o utrzymanie się w ekstraklasie Górnik będzie toczył z Widzewem i Polonią. Świt w zasadzie spisywano już na straty. Teraz wszystko diametralnie się zmieniło. Świt wrócił do gry; mało tego, z mobilizatorem Januszem Wójcikiem będzie nieobliczalny w każdym tego słowa znaczeniu.

Jedno jest pewne - walka o utrzymanie w tym sezonie zapowiada się niezwykle pasjonująco. I wszystkie chwyty będą w niej dozwolone oraz stosowane.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.